W Prawie i Sprawiedliwości narasta strach przed przegraną Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w 2025 roku, a widmo klęski kandydata partii może okazać się gwoździem do politycznej trumny Jarosława Kaczyńskiego.
Nawrocki, wybrany przez PiS jako „obywatelski kandydat”, miał być nową twarzą, która przyciągnie zarówno twardy elektorat partii, jak i bardziej umiarkowanych wyborców, w tym tych skłaniających się ku Konfederacji. Tymczasem jego kampania zamieniła się w pasmo wpadek, skandali i retorycznych nieporadności, które nie tylko osłabiają jego szanse na prezydenturę, ale także podważają pozycję Kaczyńskiego jako lidera. PiS, po latach dominacji na polskiej scenie politycznej, znajduje się w kryzysie, a porażka Nawrockiego może być początkiem końca tej partii w obecnym kształcie.
Karol Nawrocki, historyk i szef Instytutu Pamięci Narodowej, miał być kandydatem łączącym patriotyzm z nowoczesnym podejściem do polityki. Jednak jego kampania gwałtownie ujawniła, iż jest on raczej obciążeniem niż atutem dla PiS. Skandal mieszkaniowy, w który został uwikłany, pokazał jego moralną dwuznaczność. Nawrocki miał rzekomo wykorzystać schorowanego emeryta, Jerzego Ż., przejmując jego mieszkanie w zamian za obietnicę opieki, której nigdy nie zapewnił. Takie zachowanie jest nie tylko etycznie naganne, ale też fatalnie odbierane przez elektorat PiS, który ceni sobie wartości chrześcijańskie i społeczną wrażliwość. Nawrocki, zamiast przyznać się do błędu i wziąć odpowiedzialność, brnął w sprzeczne wyjaśnienia, co tylko pogorszyło jego wizerunek. Jego brak doświadczenia politycznego i ujemna charyzma, widoczne w nieudolnych wystąpieniach publicznych, dodatkowo odstraszają wyborców. Nawrocki nie potrafi choćby zmobilizować całego elektoratu PiS, a co dopiero mówić o przyciągnięciu nowych głosów – sondaże pokazują, iż traci poparcie na rzecz Sławomira Mentzena z Konfederacji, co jest dla PiS szczególnie upokarzające.
Jarosław Kaczyński, stawiając na Nawrockiego, popełnił strategiczny błąd, który może kosztować go utratę władzy w partii. Prezes PiS zignorował raporty o szemranych powiązaniach Nawrockiego z trójmiejskim półświatkiem, w tym z gangsterami, sutenerami i neonazistami, które dotarły do niego jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem kandydatury. Decyzja o poparciu Nawrockiego, najprawdopodobniej podyktowana osobistą sympatią i chęcią zachowania kontroli nad partią, świadczy o oderwaniu Kaczyńskiego od rzeczywistości politycznej. Kaczyński, który od lat rządzi PiS żelazną ręką, wydaje się nie dostrzegać, iż jego partia traci poparcie, a strategia mobilizowania jedynie twardego elektoratu już nie działa. Po utracie władzy w 2023 roku PiS nie potrafiło się odnaleźć w roli opozycji, a wybór Nawrockiego tylko pogłębił kryzys. Kaczyński, zamiast punktować rząd Donalda Tuska i budować szeroką koalicję, skupił się na podsycaniu polaryzacji, co odstrasza umiarkowanych wyborców i pcha ich w ramiona innych ugrupowań.
Strach w PiS przed klęską Nawrockiego jest widoczny w sondażach, które pokazują, iż partia traci grunt pod nogami. Na początku roku różnica między PiS a Konfederacją wynosiła niemal 20 punktów procentowych, dziś stopniała do zaledwie 12. jeżeli Nawrocki przegra, a zwłaszcza jeżeli zostanie wyprzedzony przez Mentzena w pierwszej turze, PiS czeka wewnętrzny rozłam. Środowisko Mateusza Morawieckiego, które od dawna ma ambicje przejęcia władzy w partii, zyska argument, by zakwestionować przywództwo Kaczyńskiego. Co więcej, porażka Nawrockiego może oznaczać, iż PiS straci szansę na powrót do władzy w najbliższych latach, a Kaczyński zostanie zmuszony do odejścia – co sam zapowiedział, jeżeli wspierany przez niego kandydat nie wygra.
Nawrocki i Kaczyński to symbole upadku PiS: jeden jest nieudolnym kandydatem bez charyzmy i moralnego kompasu, drugi zaś liderem, który stracił kontakt z rzeczywistością i zdolność do skutecznego rządzenia. Ich porażka może otworzyć drogę do nowej ery w polskiej polityce, w której PiS przestanie być dominującą siłą, a wyborcy poszukają alternatywy gdzie indziej. Dla wielu Polaków taka zmiana byłaby długo wyczekiwaną szansą na oddech od toksycznej polaryzacji, którą Kaczyński i jego partia narzucali przez lata.