Klasyka tragikomedii politycznej, pod tytułem „Wysokie standardy” – dymisja Ciążyńskiego

1 miesiąc temu

Głupotą byłoby bagatelizowanie jakiejkolwiek próby okradania obywatela przez polityka, z drugiej strony populistyczne uogólnienie „suma nie ma znaczenia” jest oczywiście niedorzeczne. Suma jak najbardziej ma znaczenie, co więcej jest regulowana prawnie, a ci sami obywatele, którzy powielają demagogiczną urawniłowkę, oburzają się za wyrok w sprawie emeryta za kradzież cukierków, bo to żadna kradzież.

Uporządkujmy zatem przypadek ministra Bartłomieja Ciążyńskiego od strony prawnej, politycznej i społecznej. Z artykułu Patryka Słowika i Pawła Figurskiego wynika, iż minister służbową kartą zapłacił za prywatny urlop. Dokładnie zatankował 67 litrów paliwa i chociaż nie jest tam podana cena, to przyjmijmy 7 zł, bo wiadomo, iż po 5,19 zł Donald Tusk paliwa „nie zrobił”. Z prostego rachunku wynika, iż zdefraudowano 469 zł, czyli wbrew fałszywym oskarżeniom minister nie popełnił przestępstwa, ale wykroczenie, ponieważ kradzież lub przywłaszczenie poniżej 800 zł nie kwalifikuje się jako przestępstwo. Wiadomo, iż polityk, to nie babcia, czy dziadek kradnący batonika, a stosunek obywatela do polityków i samych polityków konkurujących ze sobą jest bardzo surowy, dlatego sprawa urosła do gigantycznej afery.

Trudno uwierzyć, ale ostatecznie minister Bartłomiej Ciążyński został zmuszony do dymisji i jeszcze dodatkowo upokorzył go szef „Lewicy” Włodzimierz Czarzasty, który przyprowadził ministra na konferencję, jak uczniaka za ucho, a po złożonej dymisji skarcił i pogroził innym. Oczywistych danych, ale też oczywistych niedomówień jest tak wiele, iż nie sposób patrzeć na cały ten spektakl inaczej, jak na wewnętrzną grę w „koalicji 13 grudnia”. Bartłomiej Ciążyński awansował na wiceministra po tym, jak Krzysztof Śmieszek trafił do Parlamentu Europejskiego, zanim jednak trafił do ministerstwa był wiceprezydentem Wrocławia, skąd wyleciał w wyniku politycznych przetasowań. Jako obrotny działacz bardzo gwałtownie dostał nową robotę w państwowym Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii (PORT) wchodzącym w skład ogólnopolskiej Sieci Badawczej Łukaszewicz.

PORT jest wszystkie tego typu podmioty jest zarządzany politycznie o czym Wirtualnej Polsce wprost powiedziała była dyrektor ośrodka profesor Alicja Bachmatiuk. Pani profesor pożaliła się, iż do zatrudnienia Ciążyńskiego została zmuszona przez prezesa ośrodka Huberta Cichockiego, a ten z kolei jest wspierany przez PSL. W ośrodku powstał konflikt, Alicja Bachmatiuk zaczęła wskazywać na szereg nieprawidłowości i niemal natychmiast została za to wynagrodzona. Problem w tym, iż tą nagrodą było zwolnienie ze stanowiska dyrektora. W zaistniałej sytuacji można naiwnie sądzić, iż tak jak powiedział Włodzimierz Czarzasty: „chodzi o najżywsze standardy”, ale patrząc racjonalnym gołym okiem, chodzi tylko i wyłącznie o polityczną jatkę w ramach „koalicji 13 grudnia”.

Dostęp do danych karty płatniczej ma sam użytkownik, bank i w tym przypadku właściciel, czyli PORT. Z uwagi na fakt, iż PORT jest podmiotem „państwowym” z łatwością do danych mógł też dotrzeć praktycznie dowolny minister albo inny polityk z koalicji rządzącej i to oficjalnie albo nieoficjalnie. Inny kanały informacyjne, to pożalenie się pracownika PORT zaprzyjaźnionemu politykowi albo bezpośredni kontakt z mediami. Obojętnie, jaką wersję przyjmiemy za prawdziwą, pewne jest iż Słowik z Figurskim nie napisali artykułu po w łamaniu się na konta bankowe PORT, tylko dostali gotowe „kwity” od bezpośrednio zainteresowanych rozdmuchaniem afery. Oznacza to tyle, iż „koalicja 13 grudnia” jest tak uśmiechnięta, jak „uśmiechnięta Polska” Donalda Tuska, który natychmiast skorzystał z okazji, aby przyłączyć się do wysokich standardów.

Błędy się zdarzają, ale trzeba za nie płacić. Dotyczy to w szczególności łudzi władzy. Wiceminister z całą pewnością wie, co powinien zrobić.

— Donald Tusk (@donaldtusk) August 21, 2024

Nikomu dorosłemu nie trzeba tłumaczyć, iż za takie “głupstwo” w wykonaniu ministra Adama Bodnara, Szymona Hołowni, czy Władysława Kosiniaka-Kamysza, nikt nie odważyłby się żądać dymisji, choćby Donald Tusk. Poleciał pionek za wykroczenie, natomiast aferzyści, którzy w przeszłości i w tej chwili przesypują łopatami miliardy, przez cały czas pełnią najwyższe funkcje w państwie.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału