Donald Trump twierdzi, iż „taryfa celna” to najpiękniejsze słowo w słowniku. Nie jest jasne, gdzie w tym rankingu znajdują się „kontrole eksportu” i „ograniczenia inwestycji wychodzących”. Narzędzia te mogą jednak znaleźć się wyżej na innej liście: zagrożeń dla wzrostu potęgi Państwa Środka. „Żadne sankcje i represje nie mogą powstrzymać tempa rozwoju i postępu Chin” — pisze rzecznik chińskiej ambasady Chin w Waszyngtonie Liu Pengyu w e-mailu.
W ostatnich dniach rozmawiałem z wieloma decydentami, liderami biznesu, inwestorami i ekspertami politycznymi związanymi z Chinami. Z ich wypowiedzi wynika, iż amerykańskie taryfy celne prawdopodobnie nie są tym, co spędza sen z powiek najwyższym chińskim urzędnikom.
W końcu groźby taryfowe są centralną częścią amerykańskiej polityki handlowej od prawie dekady, a chińskie firmy dążą do wzmocnienia swoich powiązań z krajami trzecimi, aby złagodzić cios.
Chiński rząd ma jednak mniej możliwości ominięcia ograniczeń, które mają na celu spowolnienie rozwoju jego umiejętności budowy półprzewodników i technologii sztucznej inteligencji. A rozwój ten stanowi sedno globalnej wizji Chin, zarówno w słowach, jak i działaniach.
— mówi Taiya Smith, która pracowała pod kierownictwem byłego sekretarza skarbu Hanka Paulsona nad rozwojem sformalizowanych rozmów handlowych między Waszyngtonem a Pekinem.
Pekin już teraz wścieka się na szereg nowych kontroli eksportu wprowadzonych przez Joego Bidena, w tym w ostatnich dniach jego prezydentury, które ograniczają przepływ do Chin zaawansowanych chipów komputerowych wykorzystywanych do rozwoju sztucznej inteligencji.
W przesłanym mi oświadczeniu chińska ambasada w Waszyngtonie stwierdziła, iż działania USA mające na celu ograniczenie inwestycji i eksportu technologii zakłócają globalną produkcję i łańcuchy dostaw oraz szkodzą „wspólnym interesom firm na całym świecie, w tym firm amerykańskich”.
— pisze rzecznik ambasady Liu Pengyu w e-mailu.
Walki w obozie Trumpa
Otwartą kwestią pozostaje, jak bardzo Trump będzie skłaniał się ku tego rodzaju środkom, a stanowisko to bez wątpienia będzie częściowo zależeć od jego relacji z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Przyszły prezydent USA odniósł się do „wyścigu zbrojeń sztucznej inteligencji z Chinami”.
Jako wczesny znak, iż linie komunikacyjne pozostaną otwarte, Trump zaprosił Xi na swoją inaugurację. Choć sam Xi nie wziął w niej udziału, Pekin wysłał swojego wysłannika Hana Zhenga, wiceprzewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej.
Ale jastrzębie też tam są. Marco Rubio, nominowany przez Trumpa na sekretarza stanu, od dawna jest głośnym zwolennikiem bardziej rygorystycznych zasad dotyczących przepływu technologii i inwestycji do Chin. W liście z maja 2023 r. do sekretarz handlu Giny Raimondo, Rubio oskarżył amerykańskie firmy o „tworzenie obniżonych wersji produktów na rynek chiński w celu ominięcia” przepisów, które stawiają bariery dla eksportu zaawansowanych chipów.
Nie przebierał też w słowach podczas swojego przesłuchania w tym tygodniu.
„Powitaliśmy Komunistyczną Partię Chin w tym globalnym porządku” — powiedział. „Kłamali, oszukiwali, hakowali i kradli drogę do statusu globalnego supermocarstwa, naszym kosztem”.
Ze swojej strony amerykańska branża technologiczna naciskała, aby ograniczenia były jak najbardziej ukierunkowane, aby uniknąć szkodzenia ich konkurencyjności na całym świecie.
— Równie ważna zarówno dla bezpieczeństwa gospodarczego, jak i bezpieczeństwa narodowego jest nasza zdolność do sprzedaży naszych produktów i popyt na nie — mówi mi przedstawiciel branży. — Ważne jest, aby spojrzeć na to z obu stron medalu — dodaje.
Nicholas Borst, dyrektor do spraw badań nad Chinami w firmie doradztwa inwestycyjnego Seafarer Capital Partners, tłumaczy, iż w swoich ostatnich rozmowach z chińskimi firmami postrzegają one 60-proc. cła — oparte na groźbach Trumpa na szlaku kampanii — jako coś, czego się spodziewają. W przeciwieństwie do tego „część technologiczna jest dla nich o wiele trudniejsza do zarządzania”.
— ocenia Borst.
Trump może pokrzyżować plany Pekinu
Zakres, w jakim konflikt ten opiera się na bezpieczeństwie gospodarczym oraz na bezpieczeństwie narodowym, jest w najlepszym razie niejasny po obu stronach Pacyfiku. Decydenci polityczni w Waszyngtonie uważają, iż priorytetem jest ustanowienie barier dla infiltracji przez Chiny amerykańskich systemów technologicznych lub poprawy ich zdolności wojskowych. Tworzenie kluczowych technologii jest również nieodłącznie związane z perspektywami obu państw na szeroko rozumiane bogactwo w przyszłości.
Dla Pekinu oznacza to osiągnięcie punktu, w którym są one samowystarczalne — i w czołówce — jeżeli chodzi o produkcję zaawansowanych technologii.
Intuicja podpowiada, iż chiński rząd mimo wszystko byłby mocno zaniepokojony potencjalnymi nowymi, wysokimi cłami ze strony USA, szczególnie w czasie, gdy chiński wzrost gospodarczy słabnie.
Z drugiej strony analizy na ten temat potrafią być różne — nominowany na sekretarza skarbu Scott Bessent twierdzi, iż azjatycka potęga znajduje się w tej chwili w recesji. Tymczasem Chiny przekazały w tym tygodniu Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, iż ich gospodarka wzrosła o 5 proc. w 2024 r. Eksperci ogólnie zgadzają się jednak, iż warunki dla Pekinu się pogorszyły.
Możliwości Państwa Środka w zakresie pobudzenia wzrostu są znacznie bardziej ograniczone niż kiedyś. W latach po globalnym kryzysie finansowym Chiny przeznaczały pieniądze na wydatki infrastrukturalne w celu pobudzenia gospodarki, ale inwestycje te obciążyły lokalne rządy wysokim zadłużeniem i są źródłem niektórych problemów, z którymi borykają się obecnie.
W międzyczasie świat wchłania już duże ilości chińskich towarów, co utrudnia im znaczne zwiększenie perspektyw eksportowych.
Chiny zaczęły outsourcować (przerzucać część produkcji lub innych zadań przedsiębiorstwa na dostawców zewnętrznych) część swojej produkcji w odpowiedzi zarówno na groźby taryfowe, jak i dążenie do dywersyfikacji łańcuchów dostaw (to efekt pandemii COVID-19), co jest kosztowne i wymaga zaangażowania ze strony państw trzecich.
„Wiele państw w regionie jest oczywiście bardziej ostrożnych, jeżeli chodzi o to, co gesty Chin w handlu mogą oznaczać dla ich własnych gospodarek i ich własnej zależności od Chin jako motoru wzrostu gospodarczego” — powiedział Michael Beeman, który był wcześniej wyższym urzędnikiem w Biurze Przedstawiciela Handlowego USA zarówno za rządów Trumpa, jak i Bidena.
Nie jest więc tak, iż cła nie są gospodarczym ciosem dla Chin.
Po prostu mogą nie być w centrum prawdziwej politycznej bitwy.