A jednak Trump. W pewnym sensie wydawało się to oczywiste. Jak bowiem miała wygrać słaba kandydatka słabo ocenianego prezydenta, którego przez całe lata była zastępczynią. Ale wszyscy dziś mądrzy po fakcie. Okazało się, iż o ile istnieje jakaś prawidłowość, to raczej nie ta iż niedoszacowana jest prawica, ale ta iż niedoszacowani są wyborcy opozycyjni każdej władzy.
Jednak mimo wszystko i mimo wszelkich ryzyk, jakie niesie za sobą zwycięstwo mentalnego szesnastolatka, są jednak pewne plusy, które oczywiście nie mogą przesłaniać minusów.
Przede wszystkim zdecydowane zwycięstwo Trumpa uspokaja wszelkie teorie spiskowe odnośnie fałszowaniu wyborów. Ktoś powie, iż to mało, ja powiem, iż to bardzo dużo. Cały system demokratyczny opiera się bowiem na pewnym zaufaniu. Gdy jedna strona ciągle przegrywa, to owe zaufanie maleje. Gdy jednak wygrywa i przegrywają raz jedni raz drudzy, trudno jest którejś ze stron przekonywać, iż wszystko jest fałszowane. Widzieliśmy to zresztą w Polsce. Hurtowe przegrywanie PiSu, zaskakujący wynik PSLu dzięki tzw. książeczce wyborczej kończyło się donoszeniem przez Andrzeja Dudę Brukseli na Polskę i rosnącej teorii spiskowej. Dopiero hurtowe zwycięstwa Kaczyńskiego sprawiłem iż nagle system przestał być sfałszowany.
Zwycięstwo Trumpa robi także nadzieję na przyszłe lewicowy zwrot w USA. Nie, nie teraz oczywiście zarządów neoliberała Trumpa, ale po jego kadencji. W tak sztywnym systemie jak USA, gdzie z jednej strony libleftowi Demokraci a z drugiej neolibkowi Republikanie, bardzo trudno jest lewicową zmianę. Ona pojawia się działał tylko w efekcie szoku, gdy partia Demokratyczna znowu musi udawać, iż kocha lud. Zmiany Bidena, zmiany Tuska, cała powojenne na państwo dobrobytu, nie wzięło się z dobrej woli elity, ale ze strachu. Kto wie, być może najbiedniejsi Amerykanie znowu doczekają się jakiegoś socjalu od kolejnego prezydenta. Mam wrażenie, iż fraza, bodajże Czarnyszewskiego, iż „im gorzej tym lepiej” akurat sprawdza się w USA. No i w końcu Trumpa za 4 lata nie będzie, a najlepsze strzelby Demokratów celowo nie chciały brać udziału w obecnych wyborach, by się nie spalić.
W Polsce oczywiście o wiele większy niepokój budzi polityka zagraniczna Trumpa. Ale choćby tutaj przy oczywistych zagrożeniach, pojawiają się pewne plusy. Kolejne zwycięstwo Trumpa wskazuje, jak przewidywalne są USA i jak bardzo Europa musi postawić no własne siły zbrojne. W tym sensie trumpizm może być decydującym czynnikiem na stopniowe usamodzielnienie się militarne Europy. Trump nie jest już przypadkowym błędem Ameryki, jest poniekąd część jej tożsamości. Pora otrzeźwieć.
Być może także, co oczywiście obarczone jest dużym błędem w prognozie, prezydentura Trumpa pozwoli także Ukrainie zawrzeć pokój. Mam bowiem wrażenie, iż przy tak ogromnych ofiarach poległych w tej wojnie, bardzo trudno jest polityką ukraińskim występować z propozycją pokoju, zwłaszcza gdy, jak to na wojnie, karmi się społeczeństwo propagandą zwycięstwa. Wygrana Trumpa mogłaby być dobrym pretekstem do jej zakończenia, gorsze iż sam Trump mógłby w ten sposób wejść do historii. A jak wiadomo, gigantom megalomani na nic więcej bardziej nie zależy.
Nie znaczy to wszystko, iż jest dobrze, chociaż widok ambasadorki Mosbacher i płaszczących się przed nią polityków PiS a teraz uśmiechniętej Polski będzie zabawny. Niemniej jednak wydaje się, iż w tej chwili histeria z powodu zwycięstwa Trumpa jest mniejsza, a za czym idzie i satysfakcja prawictwa nie będzie tak duża. Jak mówił Grzegorz Lato „Macie, co chcieliście, teraz to my będziemy was jebać”. Przykład prezydent Argentyny pokazuje, iż kilka miesięcy po zwycięstwie zaczyna się dla prawicy okres obrony każdego kretynizmu władzy. I teraz to trumpiści będą się tłumaczyć, dlaczego jednak Ameryka ciągle nie jest great again.
Tradycyjnie, podobał ci się tekst, może postawić herbatusię