Kiedyś ścigali innych w imię prawa. Dziś to prawo ściga ich – w imię przyzwoitości

2 dni temu
Zdjęcie: Kamiński


„Zdajemy sobie sprawę, iż to zemsta polityczna” – mówi Maciej Wąsik. „Nie można sobie wyobrazić bardziej politycznego wniosku niż uchylanie immunitetu posłom za głosowania w Sejmie” – dodaje z oburzeniem. A Mariusz Kamiński kiwa głową z powagą człowieka przekonanego o własnej misji. Ich wspólny przekaz jest prosty: oni nie łamią prawa, oni cierpią za sprawę.

Tyle iż z każdą kolejną próbą obrony coraz wyraźniej widać, iż obaj panowie nie są ofiarami „politycznej zemsty”, ale bohaterami własnej mitologii, w której prawo istnieje tylko wtedy, gdy służy im samym.

Kiedyś byli symbolem walki z korupcją. Kamiński – szef CBA, który miał „czyścić państwo z układów”, i Wąsik – jego lojalny zastępca. W czasach, gdy PiS budował narrację o moralnej wyższości nad „liberalnym zepsuciem”, duet z Biura Antykorupcyjnego był uosobieniem rzekomej sprawiedliwości. Ale z biegiem lat ta opowieść zaczęła się sypać.

Dziś to już nie pogromcy korupcji, ale politycy z wyrokiem, którym wydaje się, iż państwo prawa jest dekoracją, a nie zasadą. Stołeczna prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia przeciwko Kamińskiemu i Wąsikowi za niezastosowanie się do zakazu pełnienia funkcji publicznych. Oskarżenie dotyczy ich udziału w posiedzeniu Sejmu i sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych w grudniu 2023 roku – mimo prawomocnego wyroku, który ten zakaz nakładał.

Obaj zareagowali w typowy dla siebie sposób: oburzeniem i patosem. Zamiast pokory wobec sądu – kolejne oskarżenia wobec „systemu Tuska”. Zamiast refleksji – manifesty o „ratowaniu Polski”. Ich narracja nie zmienia się od lat: każda decyzja, która im nie sprzyja, jest „polityczna”. Każdy sędzia, który nie zgadza się z linią PiS – to zdrajca.

Kamiński i Wąsik próbują dziś występować w roli „męczenników wolnej Polski”. Ale to tania inscenizacja, w której emocje mają przykryć fakt, iż złamali obowiązujące prawo. Zresztą ich słynne słowa o „zemście politycznej” brzmią szczególnie groteskowo, gdy przypomnimy, jak w czasach swojej potęgi używali prokuratury i służb do politycznych celów.

W istocie cała ta historia jest symbolem pewnego stylu myślenia o państwie – stylu, który w PiS-ie uchodzi za cnotę. Kamiński i Wąsik od lat funkcjonują jakby w równoległej rzeczywistości, w której konstytucja to zbiór sugestii, a nie obowiązujących norm. Zawsze byli przekonani, iż reprezentują „wyższą rację”. I może właśnie dlatego dziś nie potrafią zrozumieć, iż ta racja nie stoi ponad prawem.

Gdy w styczniu 2024 roku prezydent Duda próbował ratować ich polityczne kariery ułaskawieniem, wielu obserwatorów zauważyło, iż to gest nie wobec ludzi, ale wobec mitu. Mit ten jednak coraz bardziej się rozpada – a jego bohaterowie, zamiast wzbudzać współczucie, budzą już tylko znużenie.

Wąsik w wywiadzie dla „Faktu” stwierdził, iż „za nasze głosowania w Sejmie ściga się nas w sposób bezprawny”. Tymczasem nikt nie ściga ich za głosowanie, ale za jawne lekceważenie wyroku. Ale w ich języku – w języku ludzi, którzy przez lata utożsamiali partię z państwem – taka różnica po prostu nie istnieje. Oni wciąż wierzą, iż są właścicielami instytucji, które powinni szanować.

Ich obrona jest więc nie tylko polityczna, ale i psychologiczna. Trudno bowiem przyznać się, iż po latach władzy zostaje tylko status oskarżonego. Łatwiej wmówić sobie, iż jest się ofiarą spisku.

Sprawa Kamińskiego i Wąsika to w gruncie rzeczy proces symboliczny. To nie tylko dwaj politycy z zarzutami – to test dla całego obozu PiS, który od lat żył w przekonaniu, iż „ich państwo” może działać według innych zasad.

Dziś ten świat się kończy. Kamiński i Wąsik, jeszcze niedawno ułaskawiani i chronieni, stoją przed sądem jak zwykli obywatele. I choć próbują zamienić to w spektakl męczeństwa, coraz mniej widzów kupuje ich rolę.

Bo Polska, której bronili, to Polska ich własnych przywilejów. A gdy te przywileje się kończą – kończy się też ich odwaga.

Idź do oryginalnego materiału