„Kiedy stajesz się obciążeniem, to k***a rezygnujesz”. Mike’owi Waltzowi może się nie upiec. „Ludzie go nie lubią”

news.5v.pl 2 dni temu

W środę wieczorem — po fali brutalnych nagłówków wokół afery z czatem na Signalu — wiceprezydent J.D. Vance, szefowa sztabu Susie Wiles i wysoki rangą urzędnik ds. personalnych Sergio Gor delikatnie zaoferowali prezydentowi Donaldowi Trumpowi kilka rad podczas prywatnego spotkania.

Przypadkowe włączenie dziennikarza do czatu przez doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Mike’a Waltza wywołało poważne zakłopotanie w Białym Domu. Być może nadszedł czas, aby rozważyć pokazanie mu drzwi — zasugerował zespół, jak twierdzą dwie osoby zaznajomione z rozmowami, którym przyznano anonimowość.

Według nich prezydent zgodził się, iż Waltz popełnił błąd, ale ostatecznie zdecydował się go nie zwalniać z jednego powodu — na razie: nie chciał dać wygrać liberalnym mediom i Demokratom. — Nie chcą dać prasie skalpu — mówi jedna z osób, z otoczenia zespołu.

Pomimo gniewu Białego Domu Waltz przez cały czas ma swoje stanowisko pięć dni po tym, jak „The Atlantic” po raz pierwszy opublikował historię o czacie Signal. Według dwóch osób nie oznacza to jeszcze, iż jest bezpieczny.

W rzeczywistości obaj rozmówcy słyszeli, iż niektórzy urzędnicy administracji tylko czekają na odpowiedni moment, aby go zwolnić.

— Na razie będą się go trzymać, ale za kilka tygodni odejdzie — mówi jeden z rozmówców.

„Stoimy za całym naszym zespołem bezpieczeństwa narodowego”

Biuro Vance’a odmówiło komentarza. Sekretarz prasowa Białego Domu Karoline Leavitt powiedziała w oświadczeniu, iż „prezydent Trump przez cały czas ma najwyższe zaufanie do swojego zespołu bezpieczeństwa narodowego, w tym do doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Mike’a Waltza”.

Wiadomości o środowym spotkaniu i ostatnie spekulacje pojawiają się w czasie, gdy najwyżsi urzędnicy publicznie zbierają się w jego obronie. W piątek Vance włączył Waltza w głośną podróż na Grenlandię, ciesząc się, iż może pozostawić decyzje personalne prezydentowi — twierdzi anonimowe źródło.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Wiceprezydent posunął się dalej, drwiąc z reporterów i sugerując, iż są po prostu spragnieni dramatu. Obiecał, iż go nie dostaną. „Jeśli myślisz, iż zmusisz prezydenta Stanów Zjednoczonych do zwolnienia kogokolwiek, to czeka cię coś innego!” — powiedział. „Jestem wiceprezydentem, który powiedział to tutaj w piątek: stoimy za całym naszym zespołem bezpieczeństwa narodowego”.

Sam prezydent powiedział w tym tygodniu, iż Waltz wziął na siebie odpowiedzialność i „wyciągnął wnioski”.

Co więcej, na szczęście dla Waltza, wydaje się, iż gorączka dramatu wygasła. A główne nagłówki gazet gwałtownie zmienią się z „Signalgate” na termin taryfowy Trumpa 2 kwietnia.

W Białym Domu wrze

Mimo to, za kulisami — i pomimo publicznych wysiłków Białego Domu, aby przedstawić cały epizod jako kampanię oszczerstw prowadzoną przez media — istnieje poczucie, iż Waltz stracił zaufanie swoich kolegów i nawalił.

Rzecznik Waltza, Brian Hughes, odpierał sugestie, iż przyszłość doradcy pozostaje wątpliwa, argumentując, iż „paplanina nienazwanych źródeł powinna być traktowana ze sceptycyzmem plotek od ludzi, którym brakuje uczciwości, aby dołączyć swoje nazwiska”.

„Mike Waltz służy z przyjemnością prezydentowi Trumpowi, a prezydent wyraził swoje poparcie dla Mike’a” — powiedział Hughes. „Cały zespół kierowniczy ds. bezpieczeństwa narodowego poprowadził udaną i skuteczną misję zwalczania terroryzmu i to właśnie próbują zaciemnić media i Demokraci”.

CHRIS KLEPONIS / PAP

Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Michael Waltz, 7 marca 2025 r.

Spotkanie odbyło się w środę wieczorem, gdy frustracja z Waltzem osiągnęła stan wrzenia w Białym Domu. Dzień wcześniej Waltz oświadczył dziennikarzom, iż „nigdy nie spotkał, nie zna, nigdy nie komunikował się z” Jeffreyem Goldbergiem, redaktorem naczelnym „The Atlantic”, który został dodany do czatu. „Nie poznałbym go, gdybym na niego wpadł, gdybym zobaczył go w policyjnym składzie” — powiedział Waltz we wtorek wieczorem w Fox News.

Ale następnego dnia urzędnicy administracji — już sceptyczni wobec jego twierdzeń — stali się bardziej zaniepokojeni po wiralowym poście w mediach społecznościowych, na którym widać Waltza stojącego obok redaktora na imprezie w ambasadzie lata temu.

Sojusznik Waltza, któremu przyznano anonimowość, powiedział, iż absurdalne jest myślenie, iż zna Goldberga tylko dlatego, iż został sfotografowany obok kogoś w pokoju pełnym ludzi, na dużej prywatnej imprezie.

„Ludzie go nie lubią”

Bardziej irytujące dla najwyższych urzędników było to, co postrzegali jako odmowę wzięcia odpowiedzialności przez Waltza. Nie podobało im się, iż zdawał się sugerować, iż dziennikarz włamał się na czat Signal, co jest zarzutem, który mógł wywołać dochodzenie, przedłużając skandal.

Przede wszystkim niektórzy w Białym Domu byli rozczarowani, iż Waltz przynajmniej nie zaoferował Trumpowi swojej rezygnacji, aby sprawdzić, czy prezydent jej chce.

Kiedy jesteś pracownikiem i stajesz się obciążeniem lub rozpraszasz uwagę swojego mocodawcy, to k***a rezygnujesz — nie obchodzi mnie, jaka jest sytuacja — mówi jedno ze źródeł.

W międzyczasie zaczęły pojawiać się historie o niezadowoleniu z Waltza — i to nie tylko z powodu jego jastrzębich poglądów ideologicznych, które zdaniem niektórych sceptyków odbiegają od izolacjonistów „America First” w administracji.

Wielu sojuszników Trumpa zaczęło twierdzić, iż Waltz — choćby przed kontrowersjami — był postrzegany przez niektórych jako osoba, która ma zbyt duże mniemanie o sobie. Dwie osoby ze środowiska mówią POLITICO, iż zbyt często przebywa on w pobliżu Trumpa i wydaje się, iż się pyszni.

— Ludzie go nie lubią. Myśli, iż jest szefem, a tak nie jest. Jest pracownikiem i ciężko mu się z tym pogodzić — twierdzi jeden z rozmówców.

Fala kontrowersji

Sojusznicy Białego Domu mówią również o relacjach Waltza z koleżanką z Florydy Susie Wiles, zauważając, iż zepsuły się one od czasu, gdy został mianowany do administracji. W pewnym momencie Waltz próbował wypchnąć ją ze spotkań na najwyższym szczeblu, mówiąc jej, iż po prostu poinformuje ją później — twierdzi jedna z osób. Wiles powiedziała Waltzowi, iż to nie jego decyzja.

— Nie traktuje jej z takim szacunkiem, z jakim powinien traktować szefową sztabu i prawdopodobnie i tak w pewnym momencie odejdzie — mówi jedno ze źródeł. — Więc prawdopodobnie odejdzie, ale oni po prostu nie chcą tego robić.

Sojusznik Waltza twierdził, iż szanuje on Wiles.

Co ciekawe, Trump był już kiedyś w takiej sytuacji. W ciągu pierwszych kilku miesięcy swojej pierwszej kadencji prezydent stanął w obliczu podobnej presji zewnętrznej, aby zwolnić swojego ówczesnego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna, po tym, jak pojawiły się informacje, iż okłamał ówczesnego wiceprezydenta Mike’a Pence’a i innych urzędników na temat rozmów z rosyjskimi urzędnikami w okresie przejściowym.

Trump uległ presji i usunął człowieka, którego postrzegał jako lojalnego żołnierza — tylko po to, by później tego żałować. Prezydent i niektórzy z jego doradców czuli, iż poddając się, ugięli się przed narracją o Rosji, która będzie nękać resztę jego prezydentury.

Ale ta kadencja może być inna. — Jego supermocą jest to, iż nie dba o prasę i nie reaguje na nią — mówi jedna z osób.

Jednak o ile tym razem uratowało to Waltza, następnym może być inaczej — dodaje źródło.

Idź do oryginalnego materiału