Polacy coraz głośniej domagają się pełnego przeliczenia głosów w ostatnich wyborach prezydenckich. Powód jest oczywisty – każdy głos się liczy, a niewielka różnica między kandydatami sprawia, iż choćby najmniejsze nieprawidłowości mogą mieć wpływ na wynik.
Oczekiwanie przejrzystości i rzetelności procesu wyborczego nie jest politycznym kaprysem, ale fundamentem demokracji. W momencie, gdy pojawiają się informacje o błędach w protokołach oraz wątpliwości dotyczące części komisji, zaufanie obywateli do systemu wyborczego zostaje poważnie naruszone. – „Nie chodzi o to, kto wygrał, ale o to, żebyśmy wiedzieli, iż wybory były uczciwe” – mówią protestujący, którzy domagają się otwarcia urn i powtórnego przeliczenia głosów. Wielu Polaków pamięta sytuacje z poprzednich wyborów, gdy różnice w wynikach po ponownym liczeniu w poszczególnych obwodach potrafiły sięgać setek głosów. Teraz, przy tak wyrównanym starciu, skala choćby drobnych błędów może okazać się kluczowa. To dlatego w sieci krąży hasło: „Każdy głos się liczy. Każdy!”.
Rosnąca presja społeczna już skłoniła niektóre instytucje do częściowego audytu. Prokuratura sprawdza wybrane komisje, a pierwsze wyniki budzą pytania o możliwe większe nieprawidłowości w innych okręgach. Rządzący bagatelizują sprawę, twierdząc, iż różnice nie zmienią wyniku, ale opinia publiczna coraz częściej domaga się całościowej weryfikacji. To, czy dojdzie do pełnego przeliczenia, będzie testem dojrzałości polskiej demokracji. jeżeli państwo ma być wiarygodne, musi udowodnić, iż każdy oddany głos – niezależnie od miejsca i okoliczności – został policzony uczciwie. Inaczej wątpliwości będą narastać, a spór o wynik wyborów może trwać latami.
W demokracji nie ma głosów „mniej ważnych”. Każdy obywatel, który staje przy urnie, powinien mieć pewność, iż jego decyzja naprawdę ma znaczenie. Dziś Polska stoi przed pytaniem, czy potrafi to zagwarantować.