Polska polityka od lat krąży w zamkniętym kręgu: raz rządzi PiS, raz PO (w różnych wcieleniach), czasem ktoś z lewicy lub PSL-u wpadnie na chwilę na scenę, ale finalnie to zawsze ci sami gracze rozdają karty. choćby zmiana rządów w 2023 roku nie przyniosła rewolucji – raczej zmianę kostiumów. Tymczasem społeczne oczekiwania wobec rozliczenia patologii, nieprawidłowości i nadużyć władzy – zwłaszcza w wykonaniu obozu Zjednoczonej Prawicy – pozostają ogromne. Czy zatem nie nadszedł czas na nową partię, której jedynym celem byłoby bezkompromisowe rozliczenie tej dekady bezkarności, nepotyzmu i pogardy dla instytucji państwa?
Scena polityczna w Polsce jest dziś spolaryzowana i przewidywalna. Koalicja Obywatelska skupia się na „powrocie do normalności” i umiarkowanej modernizacji, ale często nie ma siły lub odwagi, by naprawdę dobrać się do pisowskiego betonu. Lewica, choć postępowa i retorycznie ostra, ma ograniczone wpływy i nie potrafi przebić się z przekazem o rozliczeniach. PSL i Polska 2050 z kolei budują swój wizerunek na kompromisie – niekoniecznie tym, czego oczekuje rozczarowane społeczeństwo. A Konfederacja? Ta gra na zupełnie innej planszy – raczej flirtuje z antyestablishmentem, niż realnie chce go rozbroić. PiS i Konfederacja mają jeszcze wątki rosyjskie.
W tym kontekście brak partii, która jako jedyny cel postawiłaby sobie audyt, rozliczenie i naprawę państwa, staje się widoczny jak nigdy dotąd. Ludzie chcą konkretów. Chcą, by ktoś wreszcie nie tylko gadał o patologiach, ale rzeczywiście poszedł do archiwów, do prokuratury, przed komisje śledcze. I doprowadził sprawy do końca – z wyrokami, odzyskanymi majątkami i naprawionym systemem.
Nowa partia mogłaby powstać na fundamencie idei obywatelskiej sprawiedliwości. Bez rozbudowanej ideologii, bez pustych obietnic gospodarczych czy kulturowych wojen. Jej siłą byłaby prostota przekazu: „Rozliczamy wszystkich – bez wyjątku”. Jej program mógłby zawierać m.in.:
- publiczny audyt majątku polityków z lat 2015–2023,
- komisje śledcze z realnymi uprawnieniami,
- zmiany w sądownictwie i prokuraturze gwarantujące niezależność od rządu,
- ustawy antynepotyzmowe i antykorupcyjne,
- rozwiązania gwarantujące transparentność finansów publicznych i przetargów
Czy jest na to elektorat? Tak. Wystarczy spojrzeć na liczbę osób, które poparły inicjatywy typu Watchdog, Sieć Obywatelska, Lex Tusk czy działania komisji śledczych w sprawie Pegasusa. Społeczne rozczarowanie „miękką zmianą” po PiS-ie rośnie z każdym miesiącem.
Kto mógłby stworzyć taką partię?
Być może ktoś z boku – dziennikarze śledczy, sygnaliści, prawnicy i byli urzędnicy, którzy widzieli z bliska patologie władzy. Albo politycy drugiego szeregu, którzy dziś są marginalizowani w swoich partiach, bo mówią za dużo i zbyt dosadnie. Albo nowe pokolenie aktywistów, które nie ma sentymentu do Okrągłego Stołu ani nie boi się używać słów „prokurator” i „konfiskata”.
Przeszkody
Taka partia musiałaby się zmierzyć z brutalną rzeczywistością – brakiem pieniędzy, mediów, struktur. Spotkałaby się też z ogromnym oporem zarówno ze strony PiS (to oczywiste), jak i w tej chwili rządzących, którzy niekoniecznie chcą, by ich własne niedoskonałości również trafiły pod lupę. Rozliczenia bowiem nie mogą być wybiórcze. Gdy zacznie się grzebać w przeszłości, można odkryć trupy w wielu szafach – nie tylko tych z napisem „PiS”.
A może to jedyna droga?
Polska potrzebuje katharsis. Takiego, które nie polega na „grubej kresce”, tylko na uczciwym rozrachunku z tym, co działo się przez ostatnią dekadę. I z tym, co pozwoliło na to wcześniej. Dopóki nie nastąpi prawdziwe oczyszczenie – a nie tylko kosmetyczna zmiana nazwisk na tabliczkach – Polska będzie dreptać w miejscu, miotając się między populizmem a pozorami liberalizmu.
Może zatem czas na taką partię? Bez obietnic 14. emerytury. Bez igrzysk. Za to z jedną jasną misją: rozliczyć, rozliczyć i jeszcze raz rozliczyć.