Katastrofa czy incydent? Ostra wymiana zdań na temat śniętych ryb w Stańkowie

2 godzin temu
Sprawa masowego śnięcia ryb w Stańkowie była jednym z najgorętszych tematów ostatniego posiedzenia komisji rodziny, zdrowia i ochrony środowiska. W centrum uwagi znalazła się oczyszczalnia ścieków w Bieławinie i rola Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Chełmie w lipcowym zanieczyszczeniu rzeki Uherki.Łopacki: - To była katastrofa ekologicznaRadny powiatowy Marcin Łopacki, pracownik Wód Polskich, ostro ocenił wydarzenia sprzed miesiąca. – Nie mówmy o incydencie. To była katastrofa ekologiczna. Zanieczyszczenie trwało około 40 godzin, a nie jedną godzinę (jak mówił prezes MPGK - przyp. red.). Z rzeki i Stańkowa zniknęło łącznie blisko 10 ton ryb. Woda była czarna, gęsta i cuchnąca. To nie są żadne teorie, tylko fakty – grzmiał powiatowy radny, podczas komisji rady miejskiej.Łopacki zarzucił MPGK, iż do rzeki trafił osad czynny z oczyszczalni, który nigdy nie powinien znaleźć się w wodzie. – Rzeka poniżej wylotu jest martwa, wypalona. A Stańków, zamiast akwenu rekreacyjnego, zamienił się w zupę. Mieszkańcy nie dadzą się zbyć słowem "przyducha” – podkreślał.Oleszczuk: - To była awaria sondyPrezes MPGK Jakub Oleszczuk stanowczo odrzucił te zarzuty. – Doszło do awarii sondy radarowej w kolektorze. Urządzenie pokazywało stały poziom ścieków i nie reagowało na gwałtowny napływ wód opadowych. System nie zadziałał, a część mieszaniny trafiła do odbiornika. Po kilkunastu minutach uruchomiliśmy manualne pompowanie i sytuacja została opanowana – wyjaśniał.Oleszczuk podkreślił, iż oczyszczone ścieki spełniały normy, a kontrole WIOŚ nie wykazały przekroczeń w próbach średniodobowych. – To incydent, który nie powinien się wydarzyć, ale zdarzył się wskutek awarii. Zamontowaliśmy nowe sondy i dodatkowe zabezpieczenia. W historii obiektu nigdy nie mieliśmy przekroczeń jakości ścieków – mówił.Spór o faktyŁopacki ripostował, iż spółka bagatelizuje sprawę. – Ja tam byłem i widziałem. To nie trwało minutę, tylko kilkadziesiąt godzin. Padło 10 ton ryb. To nie jest drobna awaria, to dramat – mówił, dodając, iż dokumentacja zdjęciowa i filmowa trafiła do prokuratury.Prezes odpowiadał, iż część winy leży po stronie samego zbiornika.– Stańków jest zamulony – 1,5 metra wody i 3 metry mułu. Przy gwałtownych zjawiskach atmosferycznych takie sytuacje są możliwe. Nie twórzmy teorii spiskowych, tylko trzymajmy się faktów i protokołów kontroli – ripostował Oleszczuk.Nerwowa atmosferaW trakcie wymiany zdań emocje rosły. – Dla pana najważniejsze są protokoły. Dla mnie najważniejsze są sygnały mieszkańców, którzy widzieli martwe ryby i czarną wodę – odpowiadał Łopacki.Prezes pozostawał jednak przy swoim stanowisku. – Nie można podważać pracy służb i inspektorów. Incydent został zweryfikowany i zabezpieczony. Nie było przekroczeń, które świadczyłyby o stałym zagrożeniu ze strony oczyszczalni.Wnioski komisjiPrzewodniczący komisji Łukasz Krzywicki podsumował, iż sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona przez adekwatne instytucje. – Nie możemy bagatelizować ani skali zdarzenia, ani sygnałów mieszkańców. To poważny problem środowiskowy i oczekujemy pełnej przejrzystości działań MPGK – stwierdziłCzytaj także:
Idź do oryginalnego materiału