Kiedy słyszymy nazwisko Karol Nawrocki, większość Polaków myśli: „ten od IPN-u, ten od pomników, ten co chce zostać prezydentem”. Do niedawna mało kto skojarzyłby go z zimnym, ciemnym mieszkaniem, gdzie starszy człowiek marzł, bo „opiekun” miał ważniejsze sprawy niż pomaganie.
Historia pana Jerzego to opowieść, która powinna na zawsze zburzyć PR-owy wizerunek Nawrockiego jako „patriotycznego działacza”. W 2017 roku Karol Nawrocki i jego żona zawarli umowę: w zamian za przejęcie mieszkania mieli opiekować się starszym człowiekiem. Brzmi jak cywilizowane rozwiązanie. Tyle iż — jak relacjonuje opiekunka społeczna Anna Kanigowska — po przejęciu lokalu zainteresowanie seniorem zniknęło jak środki z Funduszu Sprawiedliwości.
Pani Kanigowska wspomina: zimowe dni, Jerzy siedzący w kurtce, bez światła, bez ogrzewania. Mieszkanie w całości elektryczne, a prąd — nieopłacony. Kobieta z własnej kieszeni regulowała rachunki, by staruszek nie zamarzł. A Nawrocki? Milczał. Nie reagował choćby na oficjalny list z pytaniem, dlaczego nie wywiązuje się z obietnicy opieki.
„Nawrocki chciał tylko przejąć mieszkanie, a potem miał wszystko gdzieś” — mówi bez ogródek Kanigowska. Spotykała się z Jerzym codziennie. Nawrockiego? Nigdy. Ani jego, ani żony, ani syna. Za to w papierach znalazła starannie schowane odręczne oświadczenie: Jerzy przekazuje mieszkanie w zamian za opiekę. Dokument-pułapka.
Karol Nawrocki, który dziś z zapałem opowiada o wartościach i honorze, w praktyce zafundował starszemu człowiekowi zimno, samotność i długi. Kiedy przyszło do działania, Nawrocki nie różnił się od tych wszystkich typków od reprywatyzacji: obiecać złote góry, a potem zniknąć z aktem notarialnym pod pachą. jeżeli tak wygląda „opieka” według Karola Nawrockiego, to strach pomyśleć, jak wyglądałaby jego „opieka” nad państwem. Bo kto raz zostawia człowieka w ciemności, temu łatwo potem zostawić w ciemności cały naród.
źródło Onet