Karol Nawrocki, miał być nadzieją PiS na zwycięstwo w wyborach. Tymczasem jego konferencja prasowa w Węgrowie, która miała rozwiać wątpliwości wokół afery mieszkaniowej z panem Jerzym, okazała się festiwalem wymówek, sprzeczności i żenujących prób odwrócenia uwagi od istoty problemu. Nawrocki, zamiast zmierzyć się z zarzutami, wolał oskarżać media, służby i swojego kontrkandydata Rafała Trzaskowskiego o rzekome spiski, co tylko pogłębia wrażenie, iż nie ma nic sensownego do powiedzenia w swojej obronie.
Sprawa jest prosta, ale obciążająca. Nawrocki przejął 28-metrową kawalerkę w Gdańsku od 80-letniego Jerzego Ż. w zamian za obietnicę opieki, po czym senior trafił do Domu Opieki Społecznej, a kontakt z kandydatem urwał się w grudniu 2024 roku. Nawrocki próbuje się tłumaczyć, iż „nie ma kluczy” do mieszkania i „nie czerpie z niego korzyści finansowych”, a jednocześnie przyznaje, iż formalnie jest jego właścicielem i ponosi za nie opłaty. Te wyjaśnienia brzmią jak żałosna próba wybielenia się – jeżeli naprawdę pomagał panu Jerzemu z dobroci serca, dlaczego mieszkanie stało się jego własnością, a senior wylądował w DPS-ie? Nawrocki nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie w sposób przekonujący, co tylko potwierdza, iż jego intencje były co najmniej dwuznaczne.
Jeszcze bardziej kompromitujące są jego próby przerzucenia odpowiedzialności na innych. Oskarżanie mediów takich jak TVN czy Onet, a choćby ABW, o „niszczenie” jego kandydatury, to tania zagrywka, która ma odwrócić uwagę od meritum. Nawrocki twierdzi, iż jest ofiarą nierównych wyborów, w których instytucje państwa wspierają Rafała Trzaskowskiego. Ale czy naprawdę wierzy, iż Polacy dadzą się nabrać na takie bajki? Zamiast skupić się na wyjaśnieniu sprawy, woli snuć teorie spiskowe, które brzmią jak desperacka próba ratowania wizerunku. To nie media ani służby zniszczyły jego wiarygodność – zrobił to on sam, swoimi niejasnymi działaniami i brakiem przejrzystości.
Nawrocki chwali się, iż „opiekował się schorowanym człowiekiem” i iż ma na to „masę dowodów”, ale tych dowodów nie przedstawia. Mówi, iż mieszkanie zawsze wykazywał w oświadczeniach majątkowych, ale jednocześnie dopiero teraz, pod presją mediów, obiecuje je upublicznić – o ile będzie to „prawne możliwe”. Ta niekonsekwencja i uniki tylko pogłębiają wrażenie, iż ma coś do ukrycia. jeżeli wszystko jest tak przejrzyste, jak twierdzi, dlaczego unika konkretów i chowa się za ogólnikami? Jego tłumaczenie, iż nie bywał w Gdańsku, bo mieszka w Warszawie, brzmi jak kpina – czy to zwalnia go z odpowiedzialności za los pana Jerzego, którego miał się opiekować?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż Nawrocki swoją postawą kompromituje nie tylko siebie, ale i PiS, które go popiera. Partia, która od lat buduje wizerunek obrońcy zwykłych ludzi, teraz musi zmierzyć się z zarzutami, iż jej kandydat wykorzystał starszego, schorowanego człowieka dla własnych korzyści. Nawrocki, zamiast pokazać klasę i wziąć odpowiedzialność za swoje działania, woli atakować wszystkich wokół, co tylko pokazuje, iż nie dorasta do roli prezydenta. Jego zachowanie to smutny przykład, jak brak uczciwości i przejrzystości może zniszczyć polityczną karierę – i słusznie, bo Polska zasługuje na przywódcę, który nie musi się tłumaczyć z tak wstydliwych afer.