Karol Nawrocki mógł zawetować ustawę o kryptowalutach z obawy przed ujawnieniem jak wiele pieniędzy PiS przetransferował w ten sposób – twierdzą komentatorzy życia politycznego.
Od wielu dni trwa lawina publikacji dotyczących powiązań osób z otoczenia PiS i Konfederacji z transferem pieniędzy i obrotem kryptowalutami. Nie są to przypadkowe doniesienia o kilku transakcjach — w publicznej debacie pojawiają się już szacunki idące w miliardy złotych. To skala, która sprawia, iż choćby niewielka część prawdy budzi poważne pytania o to, kto tak naprawdę próbował wpływać na polską politykę i jakie pieniądze przenikały przez jej marginesy.
Jako kryptowaluty miały być m.in. transferowane środki ukradzione z Orlenu. Mamy tu skorumpowane służby specjalne, handlarzy i szemranych biznesmenów.
Nawrocki w tym kontekście staje się idealnym symbolem problemu: politykiem, który próbuje uciec do przodu poprzez głośne gesty, teatralne wypowiedzi i przerzucanie winy na wszystkich dookoła. Ten styl może działać w krótkiej kampanii, ale nie w sytuacji, gdy opinia publiczna zaczyna dopytywać o jego powiązania. O sponsorów kampanii.
Im więcej pojawia się informacji o dziwnych przelewach, portfelach kryptowalutowych powiązanych z działaczami i ludziach kręcących się wokół partii, tym trudniej utrzymać narrację o „polskiej prawicy, która walczy z układem”. Bo gdy w grę wchodzą tak ogromne sumy, naturalnie rodzi się pytanie: kto tu naprawdę był antysystemowy, a kto po prostu próbował wykorzystać system?
W tej atmosferze Nawrocki traci grunt. Jego agresywna retoryka zaczyna działać jak bumerang. A wątki są poważne. Bo mowa o mechanizmach przepływów, które — jeżeli okażą się choć w części zgodne z tym, co dziś krąży w przestrzeni publicznej — odsłonią gigantyczny pisowski przekręt.

21 godzin temu










