Karol Nawrocki, co to podobno lubi historię PiS, zna na pamięć wszystkie wersje o Smoleńsku i w nocy śni o spotkaniu z Kaczyńskim. Ale teraz Karol ma nową misję — zostać prezydentem Rzeczypospolitej z ramienia PiS. Problem w tym, iż już dziś można mu zapisać w politycznym życiorysie jedno słowo: porażka.
Bo Karol Nawrocki to dokładnie ten sam typ kandydatury, jaką Jarosław Kaczyński wystawił w 2010 roku. Wtedy startował sam. Ale jakże podobnie to wygląda dzisiaj — kompletny brak charyzmy, wiecowe drzemki, przemówienia tak mdłe, iż choćby Andrzej Duda słuchałby ich z ziewnięciem. Kaczyński przegrał z Bronisławem Komorowskim, co mówi wszystko — przegrać z Komorowskim, to jak przegrać debatę z ekspresem do kawy.
I teraz w roku 2025 PiS znów wystawia jeszcze gorszą wersję „lidera”. Karol Nawrocki, wychowany w IPN-ie, wychylający się z cienia przeszłości, którą dawno temu zjadła polityczna sklerotyczna głupota. Zresztą Nawrocki jest kandydatem nie tyle na prezydenta, co na rzecznika pamięci historycznej — żyje w 1945 roku, kampanię prowadzi jak w 79, a mówi jakby wszystko czytał z podręcznika do WOS-u z 1996. Zbuduje kolejne pomniki Kaczyńskiego zamiast przedszkoli.
Na plakatach wygląda jak skrzyżowanie podharcmistrza z odźwiernym z Sejmu. W mediach — wiecznie z jedną miną, często urażony, jakby ktoś znów zapomniał zapalić znicza pod pomnikiem. Nie ma charyzmy, nie ma programu, nie ma choćby anegdoty, którą dałoby się opowiedzieć o jego „osiągnięciach”. choćby jego start wygląda jak przypadek: „Kogo wystawić, jak nie mamy nikogo? Karol! Ty jeszcze nie przegrałeś żadnych wyborów, to się nadajesz.”
Ten kandydat to dzwon pogrzebowy kampanii PiS. Zamiast mobilizować elektorat, on go demotywuje. choćby twardy elektorat z Podkarpacia ogląda go z zażenowaniem. Bo jak tu się podniecić kandydatem, który mówi z taką pasją, jakby referował sprawozdanie IPN z 2006 roku? Prawda jest brutalna: Karol Nawrocki przegra wszystko, jak Kaczyński w 2010. I dobrze. Polacy nie chcą już więcej dusznej przeszłości, pomników, miesięcznic i świętych racji, którymi przez lata PiS wycierał sobie konstytucję. Nie chcą prezydenta, który mówi tylko o „pamięci” i „narodowej tożsamości”, a w ogóle nie wspomina o przyszłości.
To nie będzie zwykła porażka. To będzie symboliczny koniec epoki. Nawrocki to trumnowy kandydat partii, która zbudowała cały swój kapitał polityczny na katastrofie smoleńskiej i nienawiści do współczesności. I teraz, jak na ironię, ten kandydat — stworzony przez tę samą mitologię — zostanie przez nią pogrzebany. Więc niech PiS idzie z Karolem Nawrockim w bój. Ostatni.
A my? My możemy spokojnie czekać z popcornem. Bo nic nie smakuje lepiej niż kolejna, spektakularna porażka Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem — z Karolem w roli głównej.