Kilka dni temu PiS robił wielki kongres w Przysusze, i jak to bywa z ich wydarzeniami – był to „wielki” kongres tylko z nazwy. Trudno nie zauważyć, iż choć miało to być doniosłe wydarzenie polityczne, to dzisiaj nikt już o nim nie pamięta. Zaledwie kilka dni po tym całym PiS-owskim show, jego echo zanikło szybciej niż programy wyborcze tej partii. Kongres okazał się politycznym karłem – podobnie jak jego organizator, Jarosław Kaczyński.
PiS, desperacko próbując przyciągnąć uwagę, postanowił zwołać swoje kadry do Przysuchy, licząc na to, iż „wielkie słowa” i „mocne przemówienia” Kaczyńskiego zdołają obudzić ducha walki. Tyle iż nikt nie wziął pod uwagę, iż Kaczyński w swoich wywodach dawno już stracił kontakt z rzeczywistością, a jego polityczne deklaracje są tak przekonujące, jak obietnice niekończącego się sukcesu gospodarczego za rządów PiS.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
Wszyscy czekali na coś spektakularnego, ale dostali przemówienie pełne pustych frazesów. Kaczyński oczywiście próbował mobilizować swoich zwolenników, ale jego słowa brzmiały, jakby mówił do przeszłości, nie do przyszłości. Kongres, który miał być demonstracją siły, stał się pokazem bezsilności – choćby sami działacze PiS chyba nie do końca wierzyli w to, co słyszeli.
Przysucha miała być miejscem, gdzie PiS pokaże, iż wciąż jest na politycznym szczycie. Tymczasem kongres okazał się nie tyle szczytem, co przepaścią, w którą wpadła cała ich retoryka. Kaczyński, jak to ma w zwyczaju, próbował unosić się ponad rzeczywistość, udając, iż przez cały czas kontroluje sytuację. Prawda jest jednak taka, iż jego słowa brzmiały jak desperacki krzyk kogoś, kto zrozumiał, iż polityczne ziemie, które kiedyś zdobył, zaczynają się kruszyć pod jego stopami.
Po kilku dniach od tego “historycznego” kongresu nikt już nie pamięta, o czym Kaczyński w ogóle mówił. Sam kongres jest zapomniany tak szybko, jak został zorganizowany. Może to dlatego, iż nikt nie chce już słuchać tych samych wyświechtanych sloganów o „obronie polskości”, „reformach” czy innych magicznych receptach, które PiS miał wprowadzać, a które nigdy nie przyniosły obiecanych efektów.
To nie pierwszy raz, kiedy PiS stara się wmówić wszystkim, iż organizuje coś ważnego, a wychodzi z tego karzeł polityki. I choć Kaczyński może uważać się za giganta polskiej sceny politycznej, to rzeczywistość pokazuje, iż bliżej mu do symbolicznego karła – zarówno w politycznym znaczeniu, jak i w skuteczności działań. Kongres w Przysusze był niczym innym jak kolejną próbą odwrócenia uwagi od własnych porażek, ale jak to często bywa, nikt się na to nie nabrał.
PiS udowodnił po raz kolejny, iż ich wielkie kongresy są jak bańki mydlane – piękne tylko z daleka, ale puste i krótkotrwałe. A po kongresie w Przysusze pozostało tylko echo, które zniknęło równie szybko, jak popularność samego PiS.