Przemysław Czarnek, były minister edukacji i nauki, a w tej chwili poseł Prawa i Sprawiedliwości, zdaje się nie tracić czasu w budowanie swojej pozycji w nowej rzeczywistości politycznej.
W rozmowie na kanale „Otwarta Konserwa” na YouTube Czarnek nie krył entuzjazmu wobec prezydenta elekta Karola Nawrockiego, podkreślając, iż „strasznie się lubią” i „nadają na tych samych falach”. Ta deklaracja, choć pozornie serdeczna, budzi poważne pytania o intencje byłego ministra. Czy Czarnek, znany z kontrowersyjnych decyzji i polaryzującego stylu, już teraz umizguje się do Nawrockiego, licząc na prominentną rolę w jego kancelarii? Jego słowa brzmią jak wstęp do dworskiej gry, w której lojalność i „chemia” mają zastąpić kompetencje.
Czarnek, którego nazwisko pojawiło się w spekulacjach jako potencjalnego szefa Kancelarii Prezydenta RP, nie potwierdza ani nie zaprzecza tym doniesieniom. Zamiast tego sprytnie podkreśla swoją bliskość z Nawrockim, sugerując, iż niezależnie od decyzji prezydenta elekta, będzie jego „najbliższym współpracownikiem”. Tego rodzaju retoryka to klasyczny manewr polityczny – Czarnek zabezpiecza swoją pozycję, prezentując się jako niezastąpiony sojusznik, gotowy służyć zarówno w Pałacu Prezydenckim, jak i z ław opozycyjnych. Jednak ta ostentacyjna lojalność budzi podejrzenia: czy to szczera sympatia, czy raczej wyrachowana próba zapewnienia sobie wpływu w nowej administracji?
Były minister nie ma najlepszej karty w politycznym rozdaniu. Jego kadencja w resorcie edukacji była pasmem kontrowersji. Wprowadzenie przedmiotów takich jak „Historia i Teraźniejszość” czy próby zaostrzenia dyscypliny w szkołach spotkały się z ostrą krytyką nauczycieli, uczniów i rodziców. Czarnek zasłynął także z wypowiedzi, które pogłębiały podziały społeczne – od homofobicznych komentarzy po ataki na środowiska akademickie. Jego wizja edukacji, oparta na konserwatywnych wartościach i podporządkowaniu nauki ideologii, wywołała protesty i zarzuty o upolitycznienie systemu oświaty. Czy taki polityk, kojarzony z konfliktem i brakiem dialogu, jest odpowiednią osobą do pełnienia kluczowej roli u boku prezydenta?
Słowa o „chemii” z Nawrockim brzmią jak próba ocieplenia wizerunku i zasłonięcia kontrowersyjnej przeszłości. Czarnek, deklarując wsparcie dla prezydenta elekta, zdaje się sugerować, iż jego zaangażowanie w kampanię Nawrockiego daje mu moralne prawo do wpływów w nowej administracji. Jednak to, co przedstawia jako „przyjaźń”, może być jedynie politycznym oportunizmem. Nawrocki, jako prezydent elekt, stoi przed wyzwaniem stworzenia kancelarii, która będzie budzić zaufanie społeczne. Zaangażowanie Czarnka, postaci budzącej tak silne emocje, mogłoby zaszkodzić wizerunkowi prezydenta i podważyć jego wiarygodność jako lidera dążącego do jednoczenia Polaków.
Warto też zwrócić uwagę na kontekst słów Czarnka. W sytuacji, gdy Nawrocki wciąż kompletuje swoją kancelarię – z Pawłem Szefernakerem jako szefem gabinetu i Rafałem Leśkiewiczem jako rzecznikiem – Czarnek zdaje się lobbować za sobą w sposób niemal nachalny. Jego zapewnienia o „byciu najbliższym współpracownikiem” niezależnie od roli brzmią jak próba wymuszenia na Nawrockim decyzji na swoją korzyść. Tego rodzaju presja nie świadczy o szacunku dla autonomii prezydenta, ale o chęci zapewnienia sobie miejsca w nowej układance władzy.
Przemysław Czarnek, zamiast skupić się na refleksji nad swoją kontrowersyjną przeszłością, zdaje się przechodzić w tryb dworskiego pochlebcy, licząc na łaskawość Nawrockiego. Jego deklaracje o „chemii” i lojalności są bardziej próbą autopromocji niż wyrazem autentycznej współpracy. Nawrocki powinien z ostrożnością podchodzić do takich sojuszników, bo Czarnek, z bagażem swoich działań i wypowiedzi, może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Polska potrzebuje prezydenta, który buduje mosty, a nie polityków, którzy dla własnych ambicji podsycają podziały.