Jan Kanthak z PiS postanowił zrobić w Sejmie „show”. Efekt? Do przewidzenia. Skończyło się wyłączeniem mikrofonu i zdziwioną miną. Debata o kryzysie granicznym We wtorek posłowie zajmowali się m.in. głosowaniem nad przedłużeniem czasowego zawieszenia prawa do azylu na granicy państwowej z Białorusią – chodziło o wniosek, który złożył sam premier Donald Tusk. Już ten fakt rozpalił jego politycznych rywali i można było mieć pewność, iż wielu będzie starało się popisać „elokwencją”. Początkowo prace przebiegały spokojnie – posłowie Lewicy i Trzeciej Drogi zadeklarowali poparcie pomysłu. Potem zrobiło się już „ciekawiej”: najpierw poseł Konfederacji Krzysztof Mulawa zarzucił obecnym władzom, iż tylko pogłębiają kryzys migracyjny, a sam Tusk jest „kompletnie niewiarygodną osobą” w tej sprawie. Dodał także, iż „każdy zdrowo myślący obywatel, również polityk Platformy Obywatelskiej” wie, iż przedłużenie czasowego zawieszenia prawa do azylu jest racją stanu. Kanthak chciał błysnąć Ze względu na kampanię wyborczą, można było mieć pewność, iż najcięższe działa będą starali się wytoczyć posłowie z PiS: nagle wypomnieli Rafałowi Trzaskowskiemu, iż pomógł w sfinansowaniu prac nad filmem „Zielona granica” Agnieszki Holland. To było jeszcze nic! Najzabawniej zrobiło się, kiedy na mównicę wszedł Jan Kanthak. – Zwracam się do moich kolegów z Prawa i Sprawiedliwości, nie krytykujmy tak pana premiera. Słuchajcie,