Kamala Harris wybrała Tima Walza. Wyjaśniamy dlaczego

news.5v.pl 1 miesiąc temu

Jeszcze we wtorek rano Reuters podawał, iż „krótka lista” Kamali Harris zawęziła się do dwóch nazwisk: gubernatora Minnesoty Tima Walza i gubernatora Pensylwanii Josha Shapiro. Wśród polityków, których Harris rozważała do roli kandydata na wiceprezydenta, przewijały się nazwiska senatora Marka Kelly’ego, gubernatora Kentucky Andy’ego Besheara oraz sekretarza transportu Pete’a Buttigiega.

Kryteria wyboru były więc jasne. Kandydatem na wiceprezydenta ma być biały mężczyzna, polityk, który potrafił wygrywać w „czerwonych”, republikańskich stanach lub okręgach, a przede wszystkim polityk, który potrafi przedstawić się jako człowiek pozostający blisko elektoratu i jego problemów.

Ostatecznie wybór padł na Walza. Zdecydowały trzy czynniki.

Dlaczego Kamala Harris wybrała Tima Walza

Po pierwsze, wybór Walza to wyraźne wskazanie, iż Kamala Harris nie zamierza odżegnywać się od agendy i dokonań obecnej administracji, w której zresztą sama sprawuje urząd wiceprezydenta.

Walz to najbardziej „lewicowy” ze wszystkich kandydatów z krótkiej listy Kamali Harris. Josh Shapiro był krytykowany przez lewe skrzydło partii za zbyt mocne poparcie dla Izraela, a Mark Kelly za nie najlepsze relacje ze związkami zawodowymi oraz twarde stanowisko w sprawie migracji. Walz co prawda ma za sobą dwie dekady w Gwardii Narodowej i jest myśliwym, ale w ostatnich latach z pozycji bardziej centrowych wychylił się ku lewej stronie sceny politycznej, w którą przechyliła się również Partia Demokratyczna jako całość. Szczególnie o ile chodzi o kwestie społeczne i światopoglądowe.

Nawet o ile duet Harris-Walz nie będzie przesadnie odnosił się do polityki niepopularnego wśród elektoratu Joego Bidena, to i tak będzie chciał budować w oparciu o politykę gospodarczą, społeczną i światopoglądową, którą prowadzi obecny prezydent.

Matt Rourke/Associated Press/East News / East News

Kamala Harris i Tim Walz

Stąd też w nominacji Walza widać pewną analogię do nominacji J.D. Vance’a na kandydata na wiceprezydenta u boku Donalda Trumpa. Trump wybrał Vance’a, a więc polityka mocno wychylonego ku prawej stronie, nie zdecydował się za to na Marco Rubio, senatora popieranego przez partyjny establishment i uchodzącego za bardziej „umiarkowanego”. Swoim wyborem Trump zasygnalizował, iż nie pójdzie ku centrum i iż nie będzie szedł na kompromisy. Dziś to Vance, a nie Rubio uosabia główny nurt Partii Republikańskiej i Trump pokazał, iż nie zamierza od niego odbiegać.

RYAN COLLERD/AFP/East News / East News

J.D. Vance

Podobnie rzecz ma się z Walzem: należy do szeroko pojętego głównego nurtu Partii Demokratycznej, toteż swoim wyborem Harris wskazała, iż w kwestiach merytorycznych również po jej stronie nie będzie odstępstw od wcześniej obranej drogi.

Mimo tej programowej kontynuacji — i to po drugie — w przeciwieństwie do innych Demokratów Walz pokazał, iż ma pomysł na kampanię wyborczą. Gubernator Minnesoty nie tylko stara się przedstawiać się jako „zwykły Kowalski”, który żyje problemami zwykłych Amerykanów, ale też znalazł formułę walki z Republikanami. Otóż w ostatnim czasie często określa ich mianem „dziwnych”, „dziwacznych”. Nie uderza wprost, stara się raczej przekonywać wyborców, iż gdy słuchają Trumpa albo Vance’a, to mają do czynienia z ciałami obcymi w amerykańskim społeczeństwie.

AA/ABACA/Abaca/East News / East News

Tim Walz na wiecu w Filadelfii

W narracji Walza ruch stojący za Trumpem i sam były prezydent są „dziwakami”, pewnym specyficznym gatunkiem, który nie rozumie Ameryki i którego nie rozumieją Amerykanie. Walz uważa, iż jest to skuteczniejsza droga dotarcia do wyborców niż bezpardonowe atakowanie przeciwników, ostrzeganie przed nadejściem autorytaryzmu i schodzenie do poziomu, który na swoich wiecach prezentuje Trump.

Walz jest pionierem tego specyficznego modelu prowadzenia kampanii i trzeba przyznać, iż zyskał on w Partii Demokratycznej pewne grono zwolenników. Językiem tym mówi już dziś większość prominentnych polityków demokratycznych (również sama Harris) i być może to sprawiło, iż to właśnie Walz będzie u boku Kamali Harris walczył o Biały Dom.

Po trzecie, Walz ma 60 lat, a więc nie jest przedstawicielem młodej frakcji Demokratów i — w przeciwieństwie do m.in. Josha Shapiro — nie przejawia ogromnych ambicji własnych. Dla Kamali Harris to istotne, ponieważ szukała polityka, który swoją obecnością nie zdominuje kampanii i nie będzie próbował jej przyćmić.

O gubernatorze Pensylwanii Joshu Shapiro powszechnie mówi się, iż ma ambicje prezydenckie (które zresztą zaprezentował, wygłaszając płomienne przemówienie przed pierwszym wspólnym wystąpieniem Harris i Walza), toteż sztab Harris mógł podejrzewać, iż nie byłby on najlepszym partnerem do rozgrywki drużynowej.

Joe Lamberti/Associated Press/East News / East News

Josh Shapiro przemawia na wiecu w Filadelfii

Ponadto, o ile Harris wygrałaby wybory, Shapiro mógłby u jej boku budować swoją własną markę i próbować za cztery lata rzucić jej wyzwanie. Tymczasem wydaje się, iż Harris świadomie buduje wokół siebie drużynę, z którą będzie mogła wystartować w wyborach również za cztery lata — niezależnie od tego, czy w listopadzie pokona Trumpa, czy nie.

***

Wybór Walza jest sprawą głośną medialnie, ale nie aż tak istotną, jak świadczy o tym uwaga poświęcana jego nominacji. Podobnie było w przypadku nominacji J. D. Vance’a. Ich nominacje to rzecz ciekawa, ale historia pokazuje, iż wybór kandydatów na wiceprezydenta nie ma większego wpływu na wynik wyborów.

Nominacje te pozwalają jednak określić, jakie cele chcą realizować oba sztaby i jaki obrót może przybrać dalsza część kampanii. O ile więc wybór Walza gwarantuje pewne dostosowanie Partii Demokratycznej na poziomie retorycznym, tak nie należy spodziewać się większych zmian na poziomie programowym.

Idź do oryginalnego materiału