„Kaganiec jest już przygotowany i będzie nałożony. KE się nie cofnie” – grzmi europoseł PiS Bogdan Rzońca, komentując plany Komisji Europejskiej dotyczące rozszerzenia mechanizmu warunkowości. W jego wypowiedzi dla Radia Wnet pobrzmiewa dobrze znany ton oblężonej twierdzy: oto znów zła Unia knuje, Berlin dyktuje, a biedna Polska musi się bronić przed „dyktatem Brukseli”. Retoryka rodem z lat 90., tylko iż dziś – w 2025 roku – coraz bardziej groteskowa.
Rzońca wieszczy, iż Komisja Europejska chce „dowolnie przyznawać pieniądze europejskich podatników” i decydować, „czy w poszczególnych krajach są reformy takie, jak życzy sobie lewicowo-liberalny establishment Unii”. Dla europosła PiS to „budowanie państwa europejskiego”, czyli – jak można wywnioskować – katastrofa cywilizacyjna.
Tyle iż ten sam mechanizm warunkowości, który Rzońca nazywa „kagańcem”, jest po prostu zasadą: pieniądze unijne nie mogą finansować bezprawia. Trudno uznać to za zamach na suwerenność – raczej za minimum przyzwoitości w ramach wspólnoty, której członkostwo Polska sama wybrała.
Mechanizm warunkowości nie został wymyślony przeciwko Polsce. Jego celem jest ochrona budżetu UE przed nadużyciami – także w krajach, gdzie rządy próbują podporządkować sobie sądy, media czy instytucje kontroli. Działa on w oparciu o zasady, które podpisali wszyscy członkowie Unii, w tym Polska.
A jednak Rzońca widzi w tym „dyktat Berlina, Paryża i Brukseli”. W tej wizji Europa to nie wspólnota wartości i interesów, ale obcy organizm, który tylko czeka, by Polakowi odebrać chleb i godność.
Problem polega na tym, iż taka narracja stała się oficjalną linią partii Jarosława Kaczyńskiego. Jeszcze kilka lat temu prezes PiS mówił o „Europie ojczyzn” i konieczności reformy Unii – dziś otwarcie przedstawia Brukselę jako zagrożenie dla suwerenności. Z przyjaznego partnera uczynił wroga, z którego łatwo buduje się polityczny kapitał.
„Wszyscy już tu wiedzą, iż Komisja Europejska jako super rząd pod super niemieckim przywództwem po prostu urwała się demokracji europejskiej” – kontynuuje Rzońca. Trudno o lepszy przykład języka, który od lat PiS stosuje do tworzenia fantomowych zagrożeń. Zamiast rozmawiać o praworządności, partia rządząca przez osiem lat tworzyła mit spisku elit Zachodu przeciw „suwerennej Polsce”.
Kaczyński, zafascynowany wizją państwa sterowanego z jednego partyjnego centrum, nigdy nie zaakceptował unijnej logiki współpracy. W jego narracji Unia nie jest miejscem dialogu, ale walki – kolejnym frontem w wojnie kulturowej z „lewicowo-liberalnym establishmentem”.
To właśnie dlatego PiS przez lata sabotował unijne mechanizmy solidarności, blokował porozumienia klimatyczne i przedstawiał każde wspólne działanie jako „dyktat Brukseli”.
Rzońca tylko powtarza tę nutę – jak echo centrali z Nowogrodzkiej. W jego słowach pobrzmiewa lęk przed światem, który wymaga od polityków odpowiedzialności i przejrzystości. Bo czymże innym jest praworządność, jeżeli nie gwarancją, iż władza nie stoi ponad prawem? W Brukseli ten termin oznacza ochronę obywatela. W Warszawie – dla polityków PiS – stał się symbolem opresji.
Trudno nie zauważyć ironii w wypowiedzi Rzońcy: „Kaganiec będzie nałożony”. Otóż tak – kaganiec na tych, którzy próbują zagryźć własne instytucje. Mechanizm warunkowości nie uderza w Polskę, tylko w rządy, które łamią traktaty, niszczą niezależność sądów i używają środków unijnych jako politycznego łupu.
Nie Unia „urwana się demokracji”, jak mówi europoseł PiS, ale PiS przez lata urywał się wspólnym zasadom gry. To nie Bruksela chce karać Polaków – to PiS przez swoje obsesje antyunijne doprowadził do wstrzymania miliardów euro, które mogłyby zasilić polskie szpitale, szkoły i transformację energetyczną.
Dziś, gdy Kaczyński znowu próbuje wskrzesić duchy wrogiej Unii, warto przypomnieć, iż to nie Europa nałożyła kaganiec na Polskę – to PiS próbował nałożyć kaganiec na demokrację. Unia Europejska, ze wszystkimi swoimi wadami, jest przestrzenią, w której Polska może być silna właśnie dlatego, iż podlega wspólnym zasadom.
Rzońca może więc dalej straszyć „superrządem pod niemieckim przywództwem”, ale coraz więcej Polaków rozumie, iż prawdziwy kaganiec nie przychodzi z Brukseli – tylko z Nowogrodzkiej.