Kaczyński znów wie „więcej niż prokuratura”. I znów mówi to, czego oczekuje publiczność

6 godzin temu
Zdjęcie: Kaczyński


W polskiej polityce są momenty, gdy choćby osoby o mocnych nerwach przecierają oczy ze zdumienia. Jednym z nich była wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego z Kwidzyna, gdzie prezes PiS — jak to ma w zwyczaju podczas objazdowych spotkań — postanowił powiedzieć coś, co jednocześnie poruszy wyobraźnię, wywoła burzę medialną i podtrzyma zainteresowanie jego własną osobą. Tym razem padło na Andrzeja Leppera.

„Według mnie Lepper został zamordowany” — oznajmił, a gdyby to było za mało kontrowersyjne, dodał: „Jeśli Lepper miałby być zdolny do samobójstwa, to ja jestem skoczkiem wzwyż, olimpijskim mistrzem”.

Nie pierwszy raz słyszymy od lidera największej partii opozycyjnej podobne rewelacje. I nie pierwszy raz trudno oprzeć się wrażeniu, iż są one formułowane pod wyczekującą spojrzeniami publiczność, a nie na podstawie faktów. W polityce Kaczyńskiego ten mechanizm działa niezmiennie od dwóch dekad: najpierw pada mocna teza, potem pada mocniejsza — a całość nie służy wyjaśnianiu czegokolwiek, ale raczej utrzymaniu emocjonalnego napięcia wśród sympatyków.

Spotkanie w Kasynie Kultury w Kwidzynie było częścią trasy „Czas Polski, program Polaków” — ale trudno wskazać, na czym ów program polega, poza permanentnym podsycaniem poczucia zagrożenia i nieufności wobec instytucji państwa. Kaczyński mówił o „kryzysie, którego źródłem jest rząd realizujący agendę obcego państwa”. To już język nie tylko opozycji, ale opozycji, która z definicji nie uznaje legitymacji zwycięzców wyborów.

Prezes PiS od lat gra na tych samych strunach. Gdy poparcie maleje, a strategiczne pomysły się wyczerpują, zostaje scenariusz dobrze znany: przedstawiać rzeczywistość jako nieustanny spisek, w którym jedynie PiS „zna prawdę”. Po wyborach 2023 roku ta taktyka stała się wręcz jedynym paliwem politycznym obozu Kaczyńskiego.

Odwołanie do śmierci Andrzeja Leppera ma wielowymiarową funkcję. Po pierwsze — sięga do wspólnej pamięci epoki, w której polityka była surowsza, bardziej brutalna i mniej przewidywalna. Po drugie — pozwala budować opowieść o „układzie”, który rzekomo trwa do dziś, jedynie zmieniając wykonawców. Po trzecie — tworzy sugestię, iż to Kaczyński posiada wiedzę tajemną, której nie mają ani śledczy, ani opinia publiczna.

Co istotne, sam przyznał, iż rozmawiał o tym z ówczesnym prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. „On zapewniał mnie, iż Lepper nie został zamordowany” — relacjonował Kaczyński, po czym… zignorował to całkowicie, forsując własną wersję. W demokracji każdy może wierzyć, w co chce — ale trudno zaakceptować, by były premier i lider największej partii opozycyjnej publicznie podważał ustalenia organów państwa bez przedstawienia jakichkolwiek dowodów. W ten sposób powstaje polityczny teatr, w którym fakty są najmniej potrzebnym rekwizytem.

Obserwując obecne wystąpienia Kaczyńskiego, można odnieść wrażenie, iż jego polityka sprowadza się do ciągłej walki o uwagę. Gdy z sali pada pytanie o relacje ze Sławomirem Mentzenem, prezes reaguje natychmiast: „On walczy z nim”, „oskarża o zabójstwo Leppera”, „o chorobę Ziobry”. Każda z tych fraz brzmi jak gotowy nagłówek, a ich celem jest jedno: utrzymać wrażenie, iż PiS to formacja atakowana przez wszystkich, ale wciąż niezłomna.

Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Kaczyński od dawna nie mówi po to, by przekonywać nowych wyborców, ale po to, by nie stracić starych. A to, w dzisiejszej polityce, oznacza coraz większą eskalację retoryki. Im mniej realnego wpływu na państwo, tym więcej spektakularnych tez.

Zapowiedź odwiedzenia wszystkich powiatów z grupą 30 polityków brzmi jak próba odbudowy dawnej mobilizacji. Ale czy wypowiedzi takie jak ta o „zamordowaniu Leppera” mają komukolwiek pomóc zrozumieć program opozycji? Czy służą jakiejkolwiek konstruktywnej debacie publicznej?
Czy bardziej przypominają rozpaczliwe chwytanie się czegokolwiek, co choć na chwilę przyciągnie światła kamer?

W czasach, gdy wyborcy oczekują konkretów, Kaczyński proponuje opowieści rodem z politycznego thrillera. To wystarczy, by wzniecić krótkotrwałe emocje. Ale czy wystarczy, by odbudować zaufanie? Na to pytanie prezes PiS w swoim tournée odpowiedzi nie daje — i chyba nie zamierza dać.

Idź do oryginalnego materiału