Jarosław Kaczyński po raz kolejny ogłasza, iż „PiS ma program” – i po raz kolejny okazuje się, iż to tylko polityczna fatamorgana.
Na spotkaniu z mieszkańcami Lublina prezes Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział „operację programową” i wielką konferencję w Katowicach, od której rzekomo mają rozpocząć się prace nad nowym programem wyborczym. Jednak z perspektywy ostatnich lat jest oczywiste, iż ta zapowiedź to nic więcej niż medialny dym, za którym nie kryje się żadna spójna, realna wizja państwa.
Kaczyński od lat stosuje tę samą taktykę: zapowiada „wielkie prace programowe”, „nową wizję Polski” i „głęboką reformę systemu”. Brzmi to poważnie, ale wystarczy wsłuchać się w szczegóły – a raczej ich brak – by zauważyć, iż wszystko to oparte jest na ogólnikach, frazesach i populistycznej retoryce. Hasła o „suwerenności Polski” czy „uderzeniu w praworządność” brzmią nośnie, ale nie mają żadnej operacyjnej treści. Jak PiS chce zagwarantować suwerenność? Przez zmianę konstytucji? W jaki sposób, skoro nie ma większości konstytucyjnej? Jakie konkretnie reformy prawne są planowane? Tego Kaczyński nie mówi – i nie mówi nieprzypadkowo.
Retoryka Kaczyńskiego opiera się na powtarzanych w kółko mitach. Największy z nich: iż PiS ma spójny, ekspercki, długofalowy program. Tymczasem wystarczy przypomnieć sobie osiem lat ich rządów, by zobaczyć, iż program PiS to raczej zestaw doraźnych działań, często improwizowanych, niż rzeczywista strategia rozwoju państwa. Nie było żadnej konsekwentnej polityki mieszkaniowej – „Mieszkanie Plus” skończyło się fiaskiem. System opieki zdrowotnej przez cały czas kuleje. Edukacja została zideologizowana, a sądownictwo zdewastowane przez nieudolne pseudoreformy Ziobry. W każdej z tych dziedzin zabrakło czegoś podstawowego: planu, który byłby realizowany konsekwentnie i z głową.
Kaczyński twierdzi, iż nowy program ma „pokazać, iż Polska może być rządzona inaczej”. Tyle iż przez osiem lat PiS rządził i pokazał jedynie, iż potrafi rządzić przez konflikt – z Unią Europejską, z niezależnymi sędziami, z wolnymi mediami, z samorządami, z przedsiębiorcami, a choćby z lekarzami i nauczycielami. „Program” tej partii polegał na utrwalaniu podziałów społecznych i budowaniu wroga – najpierw byli to uchodźcy, potem „elity”, później Unia Europejska, aż w końcu sama Konstytucja. To nie jest program, to strategia politycznego przetrwania.
Wbrew deklaracjom, zapowiadana konferencja w Katowicach nie będzie początkiem żadnego programowego przełomu. To będzie wydarzenie czysto wizerunkowe, mające na celu zmobilizowanie elektoratu i przypomnienie o istnieniu partii, która po przegranych wyborach pogrążyła się w kryzysie przywództwa, kompetencji i idei. Sam Kaczyński przyznaje, iż celem jest „mobilizacja ludzi”. Nie mówi o żadnych merytorycznych rozwiązaniach dla gospodarki, klimatu, technologii czy ochrony zdrowia. A więc znowu – show zamiast treści.
Kaczyński próbuje wmówić opinii publicznej, iż jego partia szykuje coś nowego. Ale jeżeli naprawdę miałby realny program, pokazałby go już teraz – a nie zapowiadał na „za trzy miesiące”. Gdy polityk obiecuje program, ale nie prezentuje go ani w formie dokumentu, ani w postaci choćby szkicu rozwiązań – to znaczy, iż tego programu po prostu nie ma. W polityce trzeba oceniać nie po słowach, ale po czynach. A czyny PiS z ostatnich lat są aż nadto wymowne: chaos, cynizm, centralizacja, podsycanie lęków.
Jarosław Kaczyński po raz kolejny wciela się w rolę bajarza, który próbuje przekonać, iż pod sterami PiS Polska może być „rządzona inaczej”. Ale „inaczej” nie znaczy „lepiej” – i z pewnością nie znaczy „rozsądnie”. Czas skończyć z ułudą, iż ta partia ma program. Bo prawda jest taka, iż PiS ma tylko jedną ideę: utrzymać władzę za wszelką cenę.