Na Placu Zamkowym w Warszawie Prawo i Sprawiedliwość zorganizowało wielką manifestację przeciwko „nielegalnej migracji” i umowie z Mercosur. Jarosław Kaczyński znów straszy Brukselą, migrantami i „złem szerzącym się w Polsce”. Tymczasem premier Donald Tusk odpowiada spokojem i ironią, punktując hipokryzję PiS jednym zdaniem: „Ściągnąć do Polski rekordową liczbę migrantów, a następnie wezwać do protestu przeciw migracji, potrafi tylko Jarosław Kaczyński”. Wbrew intencjom prezesa PiS, jego sobotni marsz bardziej przypominał próbę desperackiego powrotu na scenę niż pokaz politycznej siły.
Warszawski Plac Zamkowy, sobota, godzina 14:00. Pod biało-czerwonymi flagami i transparentami z hasłami „STOP nielegalnej migracji!” i „NIE dla umowy z Mercosur!” gromadzą się działacze i sympatycy Prawa i Sprawiedliwości. Na scenie — jak zawsze — Jarosław Kaczyński. Wzburzony, dramatyczny, przekonany, iż znów musi „ratować Polskę”. Problem w tym, iż przed czym? Przed własnymi fantazmatami.
PiS po raz kolejny wyciąga z szafy stare strachy: uchodźców, Brukselę, Niemców i rzekome zagrożenie dla polskiego rolnictwa. Prezes partii mówi o „szerzącym się złu”, o „paktach zniszczenia” i „bezkarności władzy”. A jednocześnie w tym samym zdaniu, jakby od niechcenia, wzywa na protest przeciwko… rządowi Donalda Tuska. To już nie jest polityka – to liturgia lęku, rytuał podtrzymywania gniewu.
„Ten rząd szkodzi Polsce każdego dnia! Pakt migracyjny to realne niebezpieczeństwo, umowa z krajami Mercosur to zniszczenie rolnictwa!” – grzmi Kaczyński w mediach społecznościowych. Tyle iż dziś te słowa brzmią jak echo dawno zużytej propagandy, której nikt już nie wierzy poza najwierniejszymi wyznawcami z Nowogrodzkiej.
W tym samym czasie premier Donald Tusk reaguje krótko i celnie: „Ściągnąć do Polski rekordową liczbę migrantów, a następnie wezwać do protestu przeciw migracji, potrafi tylko Jarosław Kaczyński”. To zdanie – proste, ale precyzyjne jak skalpel – rozcina hipokryzję PiS-u na pół. Bo przecież to właśnie w czasie rządów tej partii do Polski sprowadzono setki tysięcy pracowników zza wschodniej granicy, niekiedy bez żadnej kontroli czy planu.
Tusk nie musi krzyczeć. Wystarczy, iż przypomina fakty. A fakty są bezlitosne: PiS rządził osiem lat, zostawiając po sobie chaos w sądach, dług w finansach i podzielone społeczeństwo. Teraz próbuje wrócić do gry, budując swoją nową narrację na fundamencie strachu. To stara metoda Kaczyńskiego – najpierw wzniecić panikę, potem obiecać, iż tylko on potrafi ją ugasić.
Na piątkowej konferencji prasowej szef klubu PiS Mariusz Błaszczak zapowiadał, iż partia będzie „zbierać podpisy przeciwko paktowi migracyjnemu”. Oczywiście, nikt z PiS nie wspomina, iż ów „pakt” to unijne porozumienie, które – z odpowiednimi zabezpieczeniami – daje państwom członkowskim realny wpływ na politykę migracyjną, a nie narzuca obowiązkowych kwot przyjmowania uchodźców. Ale w logice PiS-u fakty zawsze muszą ustąpić miejsca emocjom.
Wystarczy spojrzeć na skład manifestacji: te same twarze, te same hasła, ten sam ton katastrofy. Polska według Kaczyńskiego to kraj na krawędzi upadku, rządzony przez złowrogą koalicję, której symbolem ma być – oczywiście – Donald Tusk. Problem w tym, iż większość Polaków już tego nie kupuje. Ostatnie sondaże pokazują stabilne poparcie dla rządu, mimo prób PiS-u podgrzewania nastrojów.
Tusk od miesięcy buduje zupełnie inny przekaz: spokój, stabilność, europejskie standardy i odbudowę instytucji państwa. Nie potrzebuje wrogów, by mówić o przyszłości. W przeciwieństwie do Kaczyńskiego, który potrafi mówić tylko o przeszłości – tej zmitologizowanej, w której to on był gwarantem bezpieczeństwa i moralności.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż dzisiejsza demonstracja PiS jest bardziej aktem desperacji niż siły. Kaczyński próbuje zatrzymać czas – udowodnić, iż wciąż potrafi porwać tłumy, iż przez cały czas ma wpływ na emocje społeczeństwa. Ale jego opowieść o Polsce zagrożonej przez migrantów i „pakt Mercosur” brzmi dziś jak echo minionej epoki. Epoki, w której polityka była walką z wyimaginowanymi demonami.
Premier Tusk tymczasem konsekwentnie stawia na normalność. Nie potrzebuje wielkich manifestacji, by pokazać, iż rząd może być odpowiedzialny, przewidywalny i – po prostu – europejski. Jego krótkie zdanie w mediach społecznościowych znaczy dziś więcej niż wszystkie przemówienia Kaczyńskiego razem wzięte.
Polacy mają już dość straszenia i wiecznych alarmów. Chcą stabilności, uczciwego państwa, normalnych relacji z Europą. I jeżeli sobotnia manifestacja PiS coś udowodni, to tylko to, iż Jarosław Kaczyński żyje już nie w Polsce roku 2025, ale w Polsce własnych lęków.
Ściągnąć do Polski rekordową liczbę migrantów, a następnie wezwać do protestu przeciw migracji, potrafi tylko Jarosław Kaczyński.
— Donald Tusk (@donaldtusk) October 11, 2025