Jarosław Kaczyński, człowiek, który przez osiem lat był nieformalnym ośrodkiem władzy w Polsce, został w środę przesłuchany w warszawskiej prokuraturze w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym tzw. wyborów kopertowych z 2020 roku. Formalnie – tylko świadek. Politycznie – architekt decyzji, które doprowadziły do jednej z największych kompromitacji w historii polskiej administracji.
Przesłuchanie trwało cztery godziny. Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Piotr Antoni Skiba, odbywało się ono „w bardzo dobrej atmosferze”. Można się tylko domyślać, iż ta „dobra atmosfera” była wynikiem starannie wyreżyserowanego spektaklu, w którym prezes PiS, mimo utraty władzy, wciąż próbuje utrzymać aurę nietykalności.
Według Skiby, Kaczyński odpowiadał na wszystkie pytania, choć „w kilku przypadkach pan świadek nie pamiętał pewnych okoliczności”. To zdanie mogłoby spokojnie stać się symbolem epoki jego rządów – epoki, w której odpowiedzialność zawsze rozmywała się w mglistym „nie pamiętam”, „nie byłem informowany”, „nie zajmowałem się tym osobiście”.
Bo przecież to nie Mateusz Morawiecki, dziś z zarzutami, wymyślił wybory kopertowe. Pomysł narodził się w politycznym gabinecie przy Nowogrodzkiej – tam, gdzie przez lata zapadały decyzje ważniejsze niż w Kancelarii Premiera. Kaczyński był wtedy „naczelnikiem państwa” – tytułem ironicznym, ale nieprzypadkowym. To on wymusił przyspieszenie procesu organizacji wyborów mimo chaosu pandemicznego i braku podstaw prawnych.
Jak przypomina Skiba, przesłuchanie odbywało się także w obecności obrońców Mateusza Morawieckiego. Symboliczne – premier, który miał wykonać polecenie, siedzi dziś w roli podejrzanego, a jego polityczny mentor, ten, który pociągał za sznurki, spokojnie tłumaczy, iż „nie pamięta”.
W 2020 roku decyzja o przeprowadzeniu wyborów korespondencyjnych kosztowała państwo setki milionów złotych. Pieniądze wydano na druk pakietów wyborczych, które nigdy nie zostały użyte. Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, Poczta Polska, a choćby ministerstwa – wszyscy wykonywali polecenia wydane bez podstawy prawnej, w logice politycznego posłuszeństwa wobec woli prezesa.
Kiedy w 2023 roku władzę przejęła koalicja Donalda Tuska, temat wyborów kopertowych wrócił jak bumerang. Sejmowa komisja śledcza, kontrole NIK, a teraz przesłuchania w prokuraturze – wszystkie te działania układają się w jeden, niepokojąco spójny obraz państwa podporządkowanego partii i jednemu człowiekowi.
Kaczyński po raz kolejny próbuje przekonywać, iż był tylko obserwatorem. „Nie ja podejmowałem decyzje, nie ja podpisywałem dokumenty” – to linia obrony znana z jego wcześniejszych wystąpień. Ale w demokracji odpowiedzialność polityczna nie kończy się na podpisie. jeżeli ktoś przez lata kształtował kulturę bezkarności, w której lojalność była ważniejsza niż prawo, to nie może dziś udawać zaskoczonego, iż aparat państwa działał bez procedur.
W rzeczywistości Kaczyński nigdy nie był zwykłym „świadkiem”. Jego wpływ na decyzje rządu Morawieckiego był większy niż jakiegokolwiek premiera w historii III RP. To on, kierując się panicznym lękiem przed utratą władzy w czasie pandemii, forsował rozwiązania, które z państwa prawa uczyniły prywatne narzędzie politycznej gry.
Gdy rzecznik prokuratury mówi o „bardzo dobrej atmosferze przesłuchania”, trudno nie słyszeć w tym ironii historii. Bo oto człowiek, który przez lata budował państwo oparte na strachu, teraz sam unika odpowiedzialności, chroniony przez resztki dawnego autorytetu.
Czy więc naprawdę niczego nie pamięta? A może pamięta aż za dobrze – tylko nie opłaca się mówić? Historia III RP zna wielu polityków, którzy z czasem zrozumieli, iż „niepamięć” to najlepsza forma obrony. Ale w przypadku Jarosława Kaczyńskiego ta amnezja ma wymiar systemowy. To nie tylko brak wspomnień – to brak odpowiedzialności, która przez lata była filarem jego władzy.
Kiedy prezes PiS mówi dziś, iż nie pamięta szczegółów decyzji o wyborach kopertowych, warto przypomnieć sobie, jak doskonale pamiętał każdą intrygę, każdy cytat, każde nazwisko wrogów i zdrajców. Pamiętał wszystko – oprócz tego, co dotyczyło jego własnych błędów.
„Przesłuchanie odbyło się w bardzo dobrej atmosferze” – powiedział prokurator Skiba. W istocie, Polska przez lata też była przesłuchiwana w dobrej atmosferze: bez rozliczeń, bez winnych, z szerokim uśmiechem władzy, która wszystko wie najlepiej.
Dziś pozostaje pytanie: czy państwo, które przez osiem lat funkcjonowało jako polityczny folwark, potrafi rozliczyć swojego dawnego właściciela? Bo jeżeli nie – to może się okazać, iż jedyną rzeczą, której naprawdę nie pamięta Jarosław Kaczyński, jest znaczenie słowa „odpowiedzialność”.

1 dzień temu





