Człowiek który osiem lat niepodzielnie rządził Polską, i który ma nadzieję, iż rządzić nią jeszcze będzie, czyli Jarosław Kaczyński, uwierzył we własne bajki. Całkiem serio przekonuje, iż niechęć Polaków do wykorzystywanej politycznie pamięci o ofiarach katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. to „operacja” wrażych sił.
Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej. |
– Cały sens tej operacji, zmierzający do tego, żeby poniżyć, wyeliminować ze społecznej pamięci, albo umieścić w tej złej pamięci, tych, którzy zginęli to było przedsięwzięcie, które akceptowała obecna władza – ta sam, która jest teraz. Ta, której polityka jest zupełnie oczywista. Wtedy był reset, służba kontrwywiadu wojskowego porozumiała się z rosyjską FSB – przekonywał dziś Kaczyński.
– Z drugiej strony tu chodzi o to wszystko, co dziś w imię niemieckich interesów robi ta władza. To jest wszystko jeden syndrom – głębokiej zależności, prawdopodobnie mającej korzenie gdzieś w wydarzeniach sprzed wielu lat. Głębokiej zależności z jednej strony od Niemiec, a z drugiej strony od Rosji. Ci, którzy tutaj przychodzą powinni być przedmiotem i będą przedmiotem zainteresowania służb specjalnych. Tych prawdziwie polskich. I prawdziwie polskie, uczciwe sądy kiedyś ich osądzą – dodał.
Choćby tylko z tego powodu Jarosław Kaczyński nie powinien już nigdy wrócić do władzy. W imię własnych urojeń gotów jest podpalić nasze państwo.