Jarosław Kaczyński wciąż pozostaje „niekwestionowanym liderem” Prawa i Sprawiedliwości. Tak przynajmniej wynika z najnowszego sondażu SW Research dla Onetu: 50,8 proc. badanych uznało go za faktycznego przywódcę partii, podczas gdy nowego prezydenta PiS, Karola Nawrockiego, wskazało zaledwie 22,6 proc. respondentów.
Na pierwszy rzut oka wynik imponuje, zwłaszcza iż niemal co trzeci ankietowany dostrzegał w PiS brak wyraźnego lidera. Ale kiedy przyjrzeć się bliżej, okazuje się, iż Kaczyński ma powód do zadowolenia wyłącznie w swoim własnym salonie.
Zdecydowana przewaga wśród najstarszych respondentów (55,7 proc. w grupie powyżej 50. roku życia) jasno pokazuje, kto naprawdę wciąż wierzy w kult jednostki: to te same osoby, które przez lata klaskały, gdy partia podejmowała kontrowersyjne decyzje, i które dziś przez cały czas postrzegają Kaczyńskiego jako symbol stabilności, choćby jeżeli realna władza polityczna jest poza jego zasięgiem. W młodszych grupach poparcie spada poniżej 50 proc., a wśród wyborców poniżej 50. roku życia Nawrocki notuje swoje najlepsze wyniki – co oznacza jedno: reszta kraju już dawno przestała traktować prezesa poważnie.
I tu wkracza ironia tej całej „triumfalnej” narracji. Kaczyński może być liderem – ale liderem czego? Partii, która się sypie, którą wyborcy obserwują w coraz większym rozczarowaniu, i która praktycznie nie ma szans na powrót do władzy w najbliższych latach. To jak być kapitanem statku, który od miesięcy tonie, a w kabinie kapitańskiej odbija się echo własnych komplementów.
Nie da się też nie zauważyć, iż ten „sukces” opiera się wyłącznie na nazwisku i legendzie z przeszłości. Młodsze pokolenia widzą w PiS nie silną formację polityczną, ale zbiór urzędników, medialnych strategów i politycznych kalkulatorów, którzy bronią swoich stanowisk, a nie idei. Nawrocki, choć zaledwie nowy w partii, jawi się jako bardziej nowoczesny i potencjalnie zdolny do rzeczywistych działań. Tyle iż 50,8 proc. poparcia Kaczyńskiego pokazuje, iż legenda działa – ale wyłącznie wśród tych, którzy są najwierniejsi, najstarszej części elektoratu.
Co więcej, wynik sondażu zdradza jeszcze jeden istotny szczegół: PiS nie ma faktycznej ciągłości przywództwa. 12,7 proc. badanych stwierdziło, iż partia nie ma wyraźnego lidera, a 13,9 proc. ankietowanych nie miało zdania. To nie są drobne ułamki – to wyraźny sygnał, iż wielu Polaków nie traktuje Kaczyńskiego jako osoby decydującej o losach partii. A w polityce, gdzie wizerunek i postrzeganie są równie ważne jak realne decyzje, jest to wymowna porażka.
Trudno też nie zauważyć komicznego aspektu całej sytuacji: Kaczyński cieszy się z bycia „liderem PiS”, podczas gdy w rzeczywistości partia jest w opozycji, podzielona, osłabiona i coraz mniej przekonująca dla wyborców. Można powiedzieć, iż jest to zwycięstwo… pustego stolca. Lider jest, partia istnieje, ale realnej władzy brak, a przyszłość wygląda ponuro. I właśnie ten dysonans między triumfalnym ogłoszeniem a rzeczywistością sprawia, iż cała sytuacja jawi się wręcz groteskowo.
Kaczyński triumfuje na papierze, w sondażach i wśród najwierniejszych zwolenników, którzy przez cały czas uznają jego słowo za ostateczne. Tylko iż ten triumf jest iluzoryczny. To jak przyznanie medalu kapitanowi statku, który stoi w porcie, podczas gdy reszta floty dryfuje bez steru. I nie sposób nie odnieść wrażenia, iż prezes sam dostrzega tę groteskę, choć stara się ją zamaskować pod patosem i twardym tonem.
Na koniec warto podkreślić, iż 50,8 proc. poparcia Kaczyńskiego jest tak naprawdę… drobnym powodem do zadowolenia. W świecie polityki, w którym młodzi wyborcy i nowe pokolenia patrzą krytycznie na przeszłość partii, choćby taka „dominacja” jest w praktyce pustym triumfem. Można więc zaryzykować tezę: Kaczyński przez cały czas jest liderem, ale liderem spadającego imperium, które coraz bardziej przypomina cienie dawnej świetności. I w tym kontekście każdy powód do zadowolenia wygląda raczej jak żart.