Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości, po raz kolejny sięgnął po retorykę pełną oskarżeń i dramatyzmu, by zaatakować swoich politycznych przeciwników – Rafała Trzaskowskiego i Koalicję Obywatelską.
W swoim wpisie na platformie X, opublikowanym 15 maja 2025 roku, Kaczyński stwierdził: „To oni sami prowadzą właśnie największą akcję dezinformacji i nielegalnego finansowania kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego”. Dodał, iż jego oponenci „wykorzystują instytucje państwowe”, „łamią prawo” i „depcą demokrację”. Takie słowa, choć brzmią groźnie, są jednak typowym przykładem strategii Kaczyńskiego, który od lat buduje narrację opartą na podziałach, strachu i insynuacjach, zamiast na faktach. Przyjrzyjmy się bliżej jego wypowiedzi i zastanówmy, dlaczego takie podejście jest nie tylko szkodliwe, ale i obnaża hipokryzję lidera PiS.
Po pierwsze, Kaczyński oskarża Trzaskowskiego i jego sztab o nielegalne finansowanie kampanii, wskazując na raport NASK, który ujawnił, iż pewne konta na Facebooku, związane z fundacją Akcja Demokracja, wydawały ogromne sumy na reklamy polityczne – rzekomo wspierające Trzaskowskiego i atakujące jego konkurentów, Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. NASK sugeruje, iż działania te mogą być finansowane z zagranicy, co mogłoby wskazywać na ingerencję w wybory. Kaczyński błyskawicznie wykorzystał te doniesienia, by rzucić oskarżenia o „łamanie prawa” i „deprawację demokracji”. Problem w tym, iż jego reakcja jest wybitnie jednostronna i pomija najważniejsze fakty. Wirtualna Polska ujawniła, iż za kampanią stoją osoby powiązane z Akcją Demokracja, a jej prezes, Jakub Kocjan, ma związki z Koalicją Obywatelską. Jednak sztab Trzaskowskiego stanowczo odciął się od tych działań, twierdząc, iż nie miał o nich wiedzy i zgłosił sprawę do NASK oraz prokuratury. Czy Kaczyński uwzględnił te wyjaśnienia? Oczywiście, iż nie – jego celem jest rzucenie cienia na przeciwnika, a nie rzetelne zbadanie sprawy.
Co więcej, oskarżenia Kaczyńskiego o „deprawację demokracji” brzmią wyjątkowo ironicznie w ustach człowieka, którego partia przez lata była krytykowana za nadużywanie władzy i instrumentalne traktowanie instytucji państwowych. W czasach rządów PiS (2015–2023) media publiczne, takie jak TVP, były wykorzystywane jako narzędzie propagandy, otwarcie wspierając kandydatów PiS i atakując opozycję. Wystarczy przypomnieć kampanię prezydencką w 2020 roku, kiedy to Rafał Trzaskowski, rywalizujący z Andrzejem Dudą, był obiektem nieustannej nagonki w mediach państwowych – bez żadnej reakcji ze strony Kaczyńskiego na takie naruszenia zasad demokratycznych. Teraz, gdy pojawia się podejrzenie o nielegalne działania po stronie jego przeciwników, Kaczyński nagle staje się strażnikiem demokracji. Taka hipokryzja jest charakterystyczna dla jego stylu politycznego – krytykuje innych za to, co sam robił przez lata, licząc na to, iż wyborcy nie zauważą sprzeczności.
Kolejnym problemem jest sposób, w jaki Kaczyński przedstawia sytuację. Jego język jest przesycony hiperbolą i emocjami: „w panice rzucili się odwracać kota ogonem”, „wydają nielegalnie ogromne pieniądze”, „depcą demokrację”. Takie sformułowania mają na celu wywołanie strachu i oburzenia, a nie zachęcenie do merytorycznej dyskusji. Kaczyński nie przedstawia żadnych konkretnych dowodów na swoje oskarżenia, a jedynie powtarza tezy, które pasują do jego narracji. Na przykład, NASK w swoim raporcie sugeruje, iż działania mogą być „prowokacją” mającą na celu zaszkodzenie Trzaskowskiemu, a nie jego wsparcie. Kaczyński całkowicie ignoruje tę możliwość, bo nie pasuje ona do jego wizji „złowrogiej” Koalicji Obywatelskiej. Zamiast tego woli budować obraz wszechobecnego spisku, w którym jego partia jest jedyną siłą zdolną „uratować” Polskę. To klasyczna strategia populizmu – dziel i rządź, wskazując wroga, którego należy się bać.
Warto też zwrócić uwagę na kontekst historyczny. Kaczyński i PiS od lat stosują podobne taktyki, by podważać wiarygodność swoich przeciwników. W 2020 roku, podczas kampanii prezydenckiej, Trzaskowski był przedstawiany jako „skrajny lewicowiec” i „wróg polskich wartości”. Teraz Kaczyński wraca do tej samej retoryki, oskarżając go o „hejt i agresję” oraz nielegalne działania. Tymczasem jego własna partia nie jest wolna od kontrowersji. W przeszłości PiS był krytykowany za wykorzystywanie funduszy publicznych na kampanie wyborcze, a także za bliskie związki z organizacjami, które wspierały ich działania w sposób nieprzejrzysty. Czy Kaczyński kiedykolwiek odniósł się do tych zarzutów z taką samą gorliwością, z jaką atakuje Trzaskowskiego? Odpowiedź jest oczywista – nie.
Ostatecznie, największym problemem z wypowiedzią Kaczyńskiego jest to, iż przyczynia się ona do dalszej polaryzacji społeczeństwa. Zamiast wzywać do spokojnego wyjaśnienia sprawy i współpracy między partiami w celu ochrony procesu wyborczego, lider PiS wybiera drogę konfrontacji. Jego apel „tylko my, obywatele, możemy ich zatrzymać 18 maja” jest niczym innym jak wezwaniem do walki politycznej, a nie do obrony demokracji. Kaczyński nie jest zainteresowany prawdą – jest zainteresowany władzą. Oskarżając Trzaskowskiego o nielegalne działania, odwraca uwagę od słabości kampanii swojego kandydata, Karola Nawrockiego, i próbuje zmobilizować elektorat PiS poprzez strach i gniew.
Podsumowując, Jarosław Kaczyński po raz kolejny pokazuje, iż jego polityka opiera się na manipulacji i podziałach. Jego oskarżenia wobec Rafała Trzaskowskiego i Koalicji Obywatelskiej są przesadzone, jednostronne i ignorują fakty, które nie pasują do jego narracji. Co więcej, jego własne działania w przeszłości – od wykorzystywania mediów publicznych po instrumentalne traktowanie instytucji – czynią jego krytykę wyjątkowo niewiarygodną. Zamiast budować dialog i dążyć do transparentności w procesie wyborczym, Kaczyński woli siać strach i nienawiść. To nie jest postawa przywódcy, który troszczy się o demokrację – to postawa człowieka, który zrobi wszystko, by utrzymać władzę, choćby kosztem prawdy i jedności społecznej. Polacy zasługują na lepszą politykę – taką, która opiera się na faktach, a nie na populistycznych hasłach.