Kaczyński próbował odwinąć się Tuskowi. Wyszło jak zwykle – dużo krzyku, mało treści

1 tydzień temu
Zdjęcie: Kaczyński


Prezes PiS znowu postawił na emocje, dramat i wielkie słowa. Donald Tusk odpowiedział jednym zdaniem, które obnażyło całą pustkę pisowskiej narracji.

Jarosław Kaczyński długo nie czekał. Gdy Donald Tusk w mediach społecznościowych napisał: „Ściągnąć do Polski rekordową liczbę migrantów, a następnie wezwać do protestu przeciw migracji, potrafi tylko Jarosław Kaczyński” – prezes PiS natychmiast się „odwinął”.

„Donald Tusk boi się coraz bardziej. To zrozumiałe: przegrał 1 czerwca, a teraz kolejny plan się sypie… Zatrzymamy Pakt Migracyjny i odsuniemy od władzy ten szkodliwy rząd” – napisał Kaczyński. A potem dodał hasło mobilizacyjne: „Jest tylko jeden warunek: musimy być razem – tak samo, jak byliśmy 1 czerwca.”

Sęk w tym, iż to „odwinięcie się” bardziej przypominało desperacką próbę podtrzymania zainteresowania niż realną ripostę. Tusk uderzył ironią i faktami. Kaczyński – strachem i emocjami. I właśnie dlatego ten pojedynek słowny pokazuje, iż prezes PiS coraz częściej walczy nie z przeciwnikami, ale z własnym cieniem.

Manifestacja PiS pod hasłem „STOP nielegalnej migracji! NIE dla umowy z Mercosur!” miała być wielkim pokazem siły. Zamiast programu – demagogia. Zamiast konkretów – apokaliptyczne ostrzeżenia. „Ten rząd szkodzi Polsce każdego dnia! Pakt migracyjny to realne niebezpieczeństwo, umowa z krajami Mercosur to zniszczenie rolnictwa” – pisał Kaczyński.

Tyle iż ta narracja brzmi jak powtórka z poprzednich lat, tylko głośniejsza i bardziej nerwowa. W polityce PiS nie chodzi już o przekonywanie, ale o podtrzymywanie emocji. Każdy tydzień to nowy wróg, każde przemówienie – nowy alarm. Tym razem rolę diabła odgrywa pakt migracyjny, wcześniej był nim Tusk, Unia, Niemcy albo sądy.

Wszystko, byle tylko nie przyznać, iż PiS nie ma dziś żadnej realnej wizji na przyszłość.

Donald Tusk od dawna rozumie, iż z Kaczyńskim nie wygrywa się na głośność, tylko na wiarygodność. Jego jedno zdanie o „rekordowej liczbie migrantów” trafia w punkt – przypomina, iż to właśnie rząd PiS sprowadził do Polski setki tysięcy cudzoziemców. Premier nie musi podnosić głosu. Wystarczy, iż zestawia słowa Kaczyńskiego z faktami.

Dla wyborców to jasny kontrast: po jednej stronie emocjonalna histeria, po drugiej – chłodny spokój. I choć Tusk bywa ostry, jego styl jest politycznie nowoczesny: krótkie zdania, brak patosu, język internetu zamiast kazania z ambony.

„Na każdym kroku w Polsce szerzy się ZŁO. Zatrzymajmy ich!” – apelował Kaczyński w jednym z wpisów, zapraszając na protest. Wielkie litery nie są przypadkiem. To sposób, w jaki prezes PiS próbuje jeszcze wzbudzać emocje: caps lockiem, moralnym dramatem, wizją kraju pogrążonego w chaosie.

Ale choćby w jego elektoracie widać zmęczenie tą stylistyką. Polska 2025 to nie Polska sprzed ośmiu lat – społeczeństwo jest bardziej pragmatyczne, mniej podatne na emocjonalne szantaże. Dla młodszych wyborców Kaczyński to już nie lider, ale relikt telewizyjnej przeszłości – człowiek, który mówi coraz głośniej, bo coraz mniej osób go słucha.

W PiS rośnie lęk, iż język Kaczyńskiego przestał działać. Jego obóz polityczny żyje dziś w nieustannym stanie oblężenia: partia boi się, iż przestanie być potrzebna własnym wyborcom. Zamiast refleksji – jeszcze więcej dramatyzmu. Zamiast nowych pomysłów – powrót do starych sloganów.

„Musimy być razem!” – wzywa Kaczyński, jakby próbował przekonać przede wszystkim siebie. Bo choćby jego najbliżsi współpracownicy widzą, iż prezes coraz częściej mówi w próżnię.

Starcie Tuska z Kaczyńskim nie było równe. Premier jednym zdaniem potrafił rozbroić to, co prezes budował tygodniami. Pokazał, iż polityka nie musi być krzykiem – wystarczy racjonalność i konsekwencja.

A Kaczyński? Wciąż próbuje odwinąć się światu, który dawno ruszył dalej. Odwinąć się Unii, migrantom, Brukseli, Tuskowi – wszystkim naraz. Ale jego słowa przypominają dziś echo: głośne, ale puste. I coraz mniej osób ma ochotę słuchać tego echa po raz kolejny.

Idź do oryginalnego materiału