Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego skierowana do dziennikarza TVN24 nie jest incydentem. To kolejny epizod w długim i niechlubnym ciągu upokarzania mediów, dezawuowania instytucji publicznych i poniżania ludzi, którzy ośmielają się zadawać pytania.
„Ja z chamami nie rozmawiam, pan jest chamem” – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości do reportera wykonującego swoją pracę. Te słowa są symptomem głębokiego kryzysu – nie tylko kultury politycznej, ale przede wszystkim relacji władzy z obywatelami. Bo choć padły wobec dziennikarza, ich adresatem jesteśmy my wszyscy.
Krzysztof Brejza, europoseł Koalicji Obywatelskiej, słusznie zdecydował się złożyć zawiadomienie do sejmowej Komisji Etyki Poselskiej. W uzasadnieniu podkreślił, iż takie zachowanie narusza Zasady Etyki Poselskiej i konstytucyjną zasadę wolności prasy:
„Obraźliwe określenie wobec dziennikarza wykonującego swoje obowiązki służbowe narusza nie tylko Zasady Etyki Poselskiej, ale i konstytucyjną zasadę wolności słowa i prasy. Obrażanie przedstawicieli mediów przez osobę pełniącą mandat poselski podważa zaufanie do instytucji parlamentu i stwarza atmosferę zastraszania”.
To stwierdzenie nie jest przesadzone. Kaczyński nie jest zwykłym posłem – to były wicepremier, prezes największej partii opozycyjnej i polityk, który przez lata kontrolował wszystkie najważniejsze instytucje państwa. Każde jego słowo niesie wagę, a każde zachowanie staje się wzorem dla partyjnych zastępów. jeżeli prezes PiS publicznie nazywa dziennikarza „chamem”, daje tym samym przyzwolenie na traktowanie mediów jako wroga.
Nieprzypadkowo to właśnie Brejza zareagował. Sam był ofiarą bezprecedensowego ataku na prawa obywatelskie – inwigilowany Pegasusem, wbrew wszelkim standardom demokratycznego państwa. Gdy taki człowiek mówi o naruszeniu etyki, nie robi tego w afekcie. Mówi z pozycji kogoś, kto zna ciężar państwowego bezprawia.
Jarosław Kaczyński od lat prowadzi politykę opartą na antagonizmie. Nie ma w niej miejsca na dialog, kompromis czy zwykłą ludzką przyzwoitość. Język, którego używa wobec przeciwników politycznych, sędziów, dziennikarzy czy mniejszości, nie jest pomyłką – to świadomie dobrane narzędzie do utrzymywania własnego elektoratu w stanie mobilizacji.
Problem polega na tym, iż ten język zatruwa całe życie publiczne. Polacy są zmęczeni permanentnym konfliktem, w którym nie ma miejsca na oddech. Słowa „z chamami nie rozmawiam” brzmią jak podsumowanie całej jego kadencji – opartej na zamykaniu ust, ośmieszaniu krytyków i budowaniu muru między władzą a obywatelami.
Media, choć niedoskonałe, są jednym z ostatnich filarów kontroli nad władzą. Atakowanie ich – także werbalnie – to cios wymierzony w społeczeństwo obywatelskie. Kiedy polityk tej rangi pozwala sobie na taki poziom agresji, stawia się ponad standardami, które powinien reprezentować.
Zachowanie Krzysztofa Brejzy zasługuje na uznanie. Nie dlatego, iż jest spektakularne. Wręcz przeciwnie – jego reakcja jest spokojna, rzeczowa i formalna. Skierował wniosek do odpowiedniego organu parlamentu, nie wdając się w personalne utarczki. Taka postawa to przeciwieństwo polityki uprawianej przez Kaczyńskiego. To próba przywrócenia powagi instytucjom państwowym, które przez osiem lat były systematycznie rozkładane od środka.
Oczywiście można się spodziewać, iż Komisja Etyki – jak wiele instytucji – może pozostać bierna. Ale nie to jest najważniejsze. Istotne jest postawienie granicy. Wskazanie, iż nie każde zachowanie można wytłumaczyć „emocjami”, „napięciem” czy „politycznym klimatem”. Bo jeżeli granice nie zostaną wytyczone dziś, jutro będzie już za późno.
Jarosław Kaczyński wielokrotnie pokazywał, iż nie uznaje żadnych zobowiązań wobec obywateli. Wyznaje logikę władzy absolutnej, w której pytania są aktem agresji, a dziennikarze przeszkodą w rządzeniu. Jego reakcja wobec Radomira Wita jest nie tylko nieakceptowalna – jest symbolem całego jego stylu uprawiania polityki.
Dlatego wniosek Brejzy to nie gest polityczny. To element walki o podstawowe standardy. O to, byśmy w przestrzeni publicznej nie musieli wysłuchiwać, iż jesteśmy „chamami”, gdy tylko chcemy zadać pytanie. A to już sprawa każdego z nas.