Wtorkowe spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z prezydentem elektem Karolem Nawrockim w podwarszawskim Sękocinie to wydarzenie, które wbrew pozorom mówi więcej o stanie obozu Prawa i Sprawiedliwości niż o samym prezydencie elekcie.
Pod pozorem kurtuazji i wzajemnych podziękowań ujawniła się strukturalna pustka, która od lat trawi partię Kaczyńskiego — wyparta polityka, zastąpiona przez rytuały lojalności, towarzyski patos i niezdrowe przywiązanie do wodzowskiego modelu przywództwa.
Prezes PiS w rozmowie z dziennikarzami zbagatelizował znaczenie spotkania, zaznaczając, iż nie było rozmów politycznych, a jedynie przemówienia powitalne, wspólne zdjęcia i kolacja. W innym kontekście można by to uznać za dowód dystansu lub powściągliwości, ale w przypadku lidera partii opozycyjnej, której kandydat właśnie wygrał wybory prezydenckie, brzmi to raczej jak przyznanie, iż partia nie ma żadnego planu. Ani politycznego, ani instytucjonalnego. Nie padło żadne słowo o przyszłości, reformach, strategii. Nie było mowy o relacjach z parlamentem, rządem ani opozycją. Była muzyka, „świetne jedzenie”, niezidentyfikowany chór i śpiewający poseł Michał Wójcik.
To nie jest anegdota. To opis stanu głębokiej stagnacji.
Jarosław Kaczyński od lat utrzymuje władzę w PiS dzięki strukturze partyjnej zbudowanej na bezwzględnej lojalności i uzależnieniu kariery politycznej od decyzji jednego człowieka. Wieczór w Sękocinie był kolejnym przykładem tego mechanizmu. Sam prezydent elekt Nawrocki, według nieoficjalnych relacji, miał nazwać Kaczyńskiego „politycznym geniuszem”, co brzmi nie jak deklaracja niezależnego lidera, ale jak hołd składany beneficjentowi. W praktyce to sygnał, iż Nawrocki rozumie reguły gry w PiS — bez względu na konstytucyjny zakres kompetencji prezydenta, jego realna siła będzie zależeć od zdolności utrzymania dobrych relacji z Nowogrodzką.
Kaczyński tymczasem sprawia wrażenie człowieka, który nie tylko nie kontroluje już wydarzeń, ale także nie podejmuje prób ich kształtowania. Sam przyznaje, iż nie wie, kto śpiewał na kolacji, nie uczestniczył w ustalaniu programu, nie interesował się przebiegiem spotkania poza własnym wystąpieniem. Dla człowieka, który jeszcze kilka lat temu decydował o personaliach w każdej gminie i każdej spółce Skarbu Państwa, to upadek.
Brak jakichkolwiek ustaleń politycznych podczas spotkania z prezydentem elektem to nie przypadek — to efekt głębszego procesu. PiS nie prowadzi już polityki. Prawdziwe debaty programowe zostały zastąpione przez lojalność, schematy i rytuały. choćby sukces wyborczy Nawrockiego nie został wykorzystany do prezentacji jakiegokolwiek kierunku. Kaczyński nie miał nic do powiedzenia na temat przyszłej współpracy z Pałacem Prezydenckim, nie przedstawił wizji współdziałania z Sejmem, nie skomentował wyzwań prawnych czy konstytucyjnych. Zamiast tego skoncentrował się na opisie atmosfery wieczoru — muzyce, jedzeniu, śpiewie.
To właśnie to wypieranie treści przez formę jest najbardziej niepokojące. Kaczyński, który kiedyś budował kampanie na idei silnego państwa, patriotyzmu i moralnego porządku, dziś opowiada o „muzyce, która była cokolwiek straszna”. Zamiast refleksji nad stanem demokracji, mamy wspominki z kolacji.
Spotkanie w Sękocinie miało również pokazać, iż Nawrocki pozostaje pod wpływem Kaczyńskiego. I rzeczywiście, wszystko wskazuje na to, iż nowy prezydent rozumie zasady gry. Ale sam fakt, iż obóz PiS musi aż tak mocno podkreślać lojalność nowego prezydenta wobec Kaczyńskiego, świadczy o tym, iż wpływ prezesa nie jest już oczywisty. Podobne zapewnienia padały przecież także w pierwszych miesiącach prezydentury Andrzeja Dudy. Rzeczywistość gwałtownie zweryfikowała te nadzieje. Historia może się powtórzyć.
Jarosław Kaczyński zaprezentował się w Sękocinie nie jako lider, ale jako ceremonialny senior partyjnej hierarchii, który nie ma już ani siły, ani ochoty, by odgrywać rolę politycznego architekta. Spotkanie, które miało być symboliczne, okazało się puste. Zamiast planu — uprzejmości. Zamiast strategii — śpiewy. Zamiast polityki — kolacja.
W dłuższej perspektywie to nie tylko problem dla PiS. To również przestroga dla tych, którzy myślą, iż można budować trwałe przywództwo na lojalności zamiast na myśli politycznej. choćby najdłużej trwające mity kiedyś się kończą. I w przypadku Kaczyńskiego widać już wyraźnie, iż legenda przestała pracować na przyszłość — stała się ciężarem teraźniejszości.