Kaczyński: „Nie płakać, konsolidować się”, czyli PiS zwiera szeregi i pośladki

2 miesięcy temu

Konwencja PiS rozpoczęła się od lamentu prezesa Kaczyńskiego nad utraconą władzą i odebraną subwencją. „Zostały zaatakowane prawa człowieka, pracownicze, demokracja, instytucje, które tworzą równowagę polityczną między władzami kadencyjnymi, to zostało odrzucone złamane” – lamentował prezes PiS. Zaatakowane zostały – według PiS – Kościół, oświata, rolnictwo, wolność słowa, telewizja i prokuratura – najboleśniejsze wyraźnie jest utracenie tych dwu ostatnich.

Jakby w odwecie prezes zaatakował Adama Leszczyńskiego, nowego dyrektora Instytutu Dziedzictw Myśli Narodowej, który zastąpił Jana Żaryna. Ma on próbować przekręcać historię, którą Jarosław Kaczyński czytał jako dziecko, by odpowiadała ona wizji komunistycznej (!). Szczególnie wydaje się nie podobać Kaczyńskiemu książka Ludowa historia Polski.

Cała ta ofensywa dzisiaj rządzących – przekonywał Kaczyński – to próba zniszczenia polskiego narodu, tożsamości i państwa, a Polskę ma zamienić w „tereny zamieszkiwane przez Polaków”, czyli tanią siłę roboczą, zarządzaną przez kondominium niemiecko-rosyjskie.

Konwencja PiS odbyła się w tym samym dniu co konwencja KO, o której piszę tutaj.

PiS + SP = strach się bać

Nie jest to nic nowego, tak samo mówił Kaczyński rok temu, kiedy musiał oddać władzę. Teraz jednak nakreślona przez niego groza ma uzasadnić zwarcie szeregów, czyli inkorporację Suwerennej Polski. „W polityce trzeba mieć pamięć dobrą, ale krótką, musimy to zrobić dla społeczeństwa. Nie płakać, konsolidować się” – przekonywał.

Plan jest prosty: najpierw zmniejszenie liczby okręgów partyjnych do liczby okręgów wyborczych, potem referendum w sprawie Polskiego Ładu (plan chyba też pisany na serwetce, bo na koniec konwencji prezes mówił o referendum w sprawie paktu migracyjnego) – do czego trzeba zebrać pół miliona podpisów, no i oczywiście wybory prezydenckie. Po których nastąpi bardzo szybkie przejęcie władzy i zacementowanie ustroju – to samo mówił niedawno Kaczyński w wywiadzie dla tygodnika „Sieci”, a Przemysław Czarnek powtarzał spod ołtarza.

Widać PiS pokonał wewnętrzne animozje, które objawiały się niedawno siłowaniem się w sejmiku małopolskim o marszałka województwa. Kaczyński musiał wtedy ustąpić. Teraz wyraźnie nastąpił zwrot, premier Morawiecki dziękował Beacie Szydło i Mariuszowi Błaszczakowi, a Patryk Jaki, cytując Lechonia i Rymkiewicza, składał wyznanie wiary w wielką Polskę.

Zwarciu szeregów towarzyszyło podpisanie deklaracji, której dziesięć punktów zapowiada: prace nad nową konstytucją, która przywróci ład ustrojowy w Polsce, asertywną politykę wobec UE i obronę polskiej suwerenności, w przypadku przyjęcia nowych unijnych traktatów organizację ogólnopolskiego referendum, kontynuację programów społecznych, odrzucenie zielonego ładu, wolność palenia śmieciem w piecach, wolność dla samochodów spalinowych, ochronę złotego, odrzucenie „ideologii gender”, sojusze w ramach międzymorza i z USA oraz rozliczenie ekipy Tuska.

Widać, iż PiS nie tyle zjada Suwerenną Polskę, ile bierze mocny zakręt w prawo, idzie w ostrą krytykę UE, co dotąd było domeną Suwerennej Polski i kością niezgody, bo PiS wolał grać w sposób bardziej wyrafinowany, choćby po to, by Polska dostała jednak pieniądze z Planu Odbudowy.

Entuzjazmu zbyt wielkiego dla tej fuzji chyba jednak nie ma. Elżbieta Witek kazała zebranym wstać, kiedy deklaracja była podpisywana przez Jakiego i Kaczyńskiego. Jaki był dość spięty, żarty mu nie wychodziły, bo gromkich śmiechów nie było, choćby kiedy zapowiadał złośliwości na przyszły rok, czyli wielkie celebracje rocznicy hołdu pruskiego, żeby dźgnąć Niemców, czy użył nowego słowa „myrchać”, czyli kręcić, kombinować (od posła PO Myrchy, który miał nie wzdragać się przed braniem średnio uzasadnionych dodatków na mieszkanie).

Program i szansa na sukces

Kaczyński zapowiedział program, który będzie gotowy jeszcze przed wyborami prezydenckimi, bo to kandydat na prezydenta ma być wehikułem propagandy sukcesu, jaki ten program ma przynieść.

Więcej o tym mówił Morawiecki, który najpierw przypomniał konkretne osiągnięcia rządów PiS: „2,5 szybszy wzrost za PiS niż cała UE”, „3 razy szybszy niż strefa Euro”, „4 razy szybsza gospodarka niż Niemcy i Francja”, bezrobocie najniższe w historii i UE i „najwięcej, bo 17 mln, ludzi pracujących na etatach”. „Wszyscy oni codziennie rano wstają i budują nasz wzrost gospodarczy, podziękujmy im, wypracowują nasz wielki sukces” – mówił Morawiecki.

Potem przeszedł do następnych konkretów, czyli 3 razy „o”: oferta, odbudowa i odwaga. Odwaga, czyli nie bać się rozliczeń, odbudowa, czyli wzmocnienie szeregów i morale, oferta – bo to najlepsza odpowiedź na „rząd leni, partaczy, nieudaczników, którzy nie mają programu”. W ogóle grubych słów politycy PiS nie oszczędzali.

I kolejny konkret, czyli koncepcja dwóch skrzydeł: tożsamościowego (obrona krzyża) i aspiracyjnego, czyli podwojenie zdolności przeładunkowych polskich portów, rywalizacja z Hamburgiem i z Antwerpią, wykorzystanie każdego kilometra wzdłuż autostrad i dróg ekspresowych dla 10 tysięcy nowych firm, które dadzą zarobić gminom i polityka mieszkaniowa (która zabrzmiała najmniej przekonująco).

Ten plan ma mobilizować i wyborców, i działaczy, którzy muszą być gotowi do starcia się z rządem w tysiącu bitew. Bo jeżeli plan odsunięcia od władzy PO nie uda się od razu i rządzić będą nie dwieście, ale ponad tysiąc dni, to PiS każdego z tych tysiąca dni wyda rządowi „Grunwaldy i Kircholmy tak długo, tak skutecznie, aż runie mur kłamstwa zła i pogardy”.

Po roku od utraty władzy PiS wciąż trzyma się mocno. Poparcie spada nieznacznie, a mobilizacja elektoratu wciąż utrzymuje się wysoko. Dlatego nie warto ich lekceważyć, bo jeżeli wygrają, spełnią, co zapowiadają, rozpoczynając od zacementowania ustroju, który z demokracją nie będzie miał nic wspólnego.

Idź do oryginalnego materiału