Domniemane zwycięstwo Karola Nawrockiego w ostatnich wyborach prezydenckich jest ważne nie tylko ze względu na jego polityczny ciężar, ale również z powodu reakcji, jaką wywołało po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Rzecznik rządu Adam Szłapka nie pozostawia wątpliwości: „wynik Karola Nawrockiego to symboliczny koniec doktryny prezesa PiS-u: od nas na prawo tylko ściana”.
Słowa te można odczytywać jako polityczny komentarz, ale także jako celną diagnozę stanu obecnego układu sił na polskiej scenie prawicowej. Doktryna Jarosława Kaczyńskiego, przez lata skutecznie spajająca elektorat wokół jednego lidera, traci aktualność w obliczu wzrostu znaczenia alternatywnych formacji prawicowych. Nie chodzi jedynie o obecność, ale o realne wpływy, jakie te ugrupowania zaczynają zdobywać. Szłapka zauważa: „wyrosły mu tam już dwie formacje, które są dla PiS-u coraz groźniejsze i których nie może w swojej polityce pominąć”.
Tę obserwację należy potraktować poważnie. Kaczyński przez lata funkcjonował w roli niekwestionowanego lidera prawicy, monopolizującego nie tylko przekaz, ale i agendę ideologiczną. choćby najbardziej kontrowersyjne decyzje podejmowane przez PiS były przedstawiane jako logiczne rozwinięcia jego linii politycznej. Dziś jednak, sytuacja ta ulega erozji – i to w sposób, którego nie da się już zignorować.
Paradoksalnie, im bardziej Kaczyński podkreślał własną niezastąpioność i wagę „centralnego sterowania”, tym bardziej sam stworzył warunki do własnej izolacji. Gdy Szłapka mówi o tym, iż „robi się tam tłoczno” po prawej stronie sceny, trafia w sedno. PiS nie jest już samotnym hegemonom na prawicy – a co więcej, przestaje być jej najbardziej dynamicznym aktorem.
Ten stan rzeczy to nie efekt przypadkowych wahań sondaży, ale konsekwencja błędów strategicznych. PiS nie zdołał otworzyć się na nowe pokolenia wyborców, a jego przekaz coraz częściej przypomina echo dawnych zwycięstw, niż wizję przyszłości. Kampanie oparte na lęku, retoryce oblężonej twierdzy i wykluczaniu przeciwników politycznych okazały się niewystarczające w obliczu zmieniającej się dynamiki społecznej.
Tymczasem nowe formacje po prawej stronie oferują alternatywę: świeższy język, inne akcenty ideowe, a często także bardziej bezpośredni kontakt z elektoratem. Nawrocki – czy się go popiera, czy nie – uosabia ten proces. Jego zwycięstwo nie tylko kończy symbolicznie pewien etap dominacji Kaczyńskiego, ale wskazuje na coś bardziej fundamentalnego: iż choćby na konserwatywnym skrzydle społeczeństwa zachodzą zmiany, których nie da się już odwrócić.
W tym kontekście racje Szłapki nie są ideologiczną szermierką, ale chłodną analizą sytuacji. Ostrzeżenie, iż „cały czas istnieje zagrożenie ze strony prawicy”, nie jest kierowane w stronę przeciwników rządu, ale pod adresem samego PiS. Rzecznik nie bez racji podkreśla, iż „nie ma perspektywy żadnych wyborów” w najbliższych dwóch latach, co oznacza czas politycznego fermentu i przebudowy. A zatem to nie wynik jednych wyborów decyduje o przyszłości, ale to, co wydarzy się w cieniu urn.
Szłapka przyznaje, iż przewidywanie przyszłości jest ryzykowne: „Opisywanie rzeczywistości z jesieni 2027 r., mając wiedzę z sierpnia 2025 r., mija się z celem”. To nie przejaw bezradności, ale trzeźwe rozpoznanie ograniczeń analitycznych. Niemniej jednak obecne tendencje nie wróżą PiS-owi powrotu do roli politycznego demiurga. Dla Kaczyńskiego – przyzwyczajonego do gry, w której rozdaje wszystkie karty – może to być nowa i niewygodna rzeczywistość.
Tym samym warto postawić pytanie: czy prezes PiS potrafi funkcjonować w świecie, w którym sam już nie ustanawia reguł? jeżeli odpowiedź brzmi „nie”, to dzisiejszy układ sił może być nie tylko końcem jego doktryny, ale początkiem końca jego politycznej obecności jako takiej.