Na zapleczu polskiej sceny politycznej trwa dramatyczna walka o prawdę i uczciwość wyborczą. Według nieoficjalnych informacji z otoczenia Sądu Najwyższego, Jarosław Kaczyński miał wywierać bezprecedensową presję na sędziów, by ci zatwierdzili wyniki sfałszowanych wyborów prezydenckich i zignorowali tysiące obywatelskich protestów. Gra toczy się o zachowanie kontroli nad państwem – niezależnie od woli wyborców.
Z informacji ujawnionych przez osoby z okolic z wymiaru sprawiedliwości wynika, iż do sędziów trafiają „przypomnienia” o ich przeszłości, nieformalne sygnały o możliwych konsekwencjach służbowych, a także ostrzeżenia o ujawnieniu rzekomych kompromitujących taśm. Szczególną rolę w kampanii nacisków pełnią pisowskie media, które mogą organizować seanse nienawiści wobec sędziów i kwestionujących wynik wyborów obywateli. Publicyści wprost zarzucają im „działania na rzecz obcych sił” i „zamach stanu”.
Tymczasem wśród prawników rośnie przekonanie, iż próba zatwierdzenia wyborów odbędzie się z pogwałceniem konstytucji i procedur wyborczych.
Choć Sąd Najwyższy teoretycznie pozostaje niezależny, to od lat trwał proces jego podporządkowywania partii Kaczyńskiego. najważniejsze stanowiska w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – odpowiedzialnej za rozpoznawanie protestów wyborczych – zostały obsadzone osobami lojalnymi wobec Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. Także Manowska, rzekomy I Prezes SN, to była wiceminister u Ziobry.
– To nie jest orzecznictwo, to teatr. Wyrok zapadł w gabinecie na Nowogrodzkiej – mówi nasz informator z PiS.
Tymczasem Karol Nawrocki milczy. Nie odniósł się ani do zarzutów o fałszerstwa, ani do rosnącej presji na sędziów.
Jeśli Sąd Najwyższy – w atmosferze strachu i nacisków – zatwierdzi kontrowersyjne wyniki wyborów, będzie to oznaczało upadek systemu prawnego w Polsce. Polska stoi dziś przed jednym z najpoważniejszych kryzysów konstytucyjnych w swojej najnowszej historii. I wiele wskazuje na to, iż nie rozstrzygnie go już prawo – ale ulica.