Kaczyński jak baron Münchhausen. Lider PiS uciekł w świat fantazji

1 dzień temu

Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, od lat specjalizuje się w narracjach heroicznych i dramatycznych, w których on sam jest centralnym bohaterem. Ostatnie wystąpienia, m.in. w Bydgoszczy, sprawiają, iż coraz trudniej nie odnieść wrażenia, iż mamy do czynienia z polskim odpowiednikiem barona Münchhausena – samochwały i fantastę, który opowiada historie tak niedorzeczne, jak fascynujące.

Podczas spotkania w Bydgoszczy Kaczyński mówił o „niebezpieczeństwie wojny”, odrzuceniu planu obrony Polski na linii Wisły i swojej osobistej roli w ratowaniu państwa. Każde jego zdanie, w którym pojawia się „moja decyzja”, „moja rola” czy „tylko ja mogłem”, brzmi jak kolejna barwna opowieść barona Münchhausena: człowieka, który ciągnął samego siebie z bagna za włosy, tyle iż nad Wisłą chodzi o państwo i jego obywateli.

W retoryce Kaczyńskiego wszystko jest dramatyczne i heroiczne. Przeciwnicy mają „wszystko”, on dysponuje tylko „własną wiarą i siłą”. choćby jeżeli logicznie spojrzeć na realia – niedofinansowane wojsko, przestarzałe systemy obrony, brak żołnierzy – narracja pozostaje niezmiennie triumfalistyczna. To dokładnie tak, jak w legendach Münchhausena: niemożliwe staje się możliwe, jeżeli tylko odpowiednio się o tym opowie.

Kaczyński chwali się odrzuceniem planu obrony na linii Wisły i wyborem wariantu „więcej broni, mniej ludzi”. Przyznaje przy tym, iż armia boryka się z niedoborem chętnych do służby, a budżet ogranicza finansowanie projektów militarnych. To klasyczna sytuacja Münchhausena: decyzje, które w jego opowieściach ratują świat, w rzeczywistości pozostają niedopracowane lub wręcz niewykonalne.

Podobnie jak baron, który zdołał wystrzelić sam siebie z armaty i opowiadał o tym jak o zwykłym spacerze, Kaczyński opisuje swoje rzekome „heroiczne decyzje” w sposób oderwany od realiów. Instalacje antydronowe w Osinach nie działały, a systemy obrony pozostają fragmentaryczne – ale prezes przedstawia je jako dowód własnej wizji i geniuszu strategicznego.

Najbardziej zabawne, ale też niepokojące, jest to, iż Kaczyński przedstawia siebie jako niezastąpionego „męża opatrznościowego”. W jego opowieściach państwo niemalże istnieje tylko po to, aby on mógł pokazać swój heroizm. To typowa cecha barona Münchhausena – nie liczy się rzeczywistość ani ograniczenia, liczy się opowieść i spektakl.

Efekt jest taki, iż decyzje strategiczne, które powinny opierać się na instytucjach, procedurach i współpracy z ekspertami, sprowadzone są do heroicznych czynów jednostki. Polska w tej narracji staje się sceną dla własnej legendy Kaczyńskiego, a nie państwem funkcjonującym w realnym świecie.

Fantastyczne opowieści o wojnie, heroizmie i odwadze nie zastąpią realnej polityki obronnej. Polska potrzebuje stabilnych instytucji, dobrze przeszkolonej armii i realistycznego planowania – nie opowieści o „jedynym człowieku, który wszystko może”. W teatrze Münchhausena wszystko jest możliwe, w państwie – nie.

Kaczyński coraz bardziej przypomina barona: każda jego decyzja, każda opowieść o zagrożeniu, każda dramatyczna deklaracja to kolejna fantastyczna historia, w której on sam jest bohaterem. Niestety, Polska nie jest baśnią, a jego narracja często zderza się z brutalną rzeczywistością instytucji i finansów państwa.

Jarosław Kaczyński w swoich wystąpieniach coraz częściej przypomina barona Münchhausena – samochwałę i fantastę, który wciąż opowiada o własnych cudach i heroicznych czynach. Dla sympatyków może to być inspirujące, dla obywateli świadomych realiów – alarmujące. Polska nie potrzebuje opowieści o heroizmie jednostki, ale odpowiedzialnej polityki, skutecznych instytucji i realistycznych planów. Kaczyński natomiast wciąż woli teatr nad Wisłą od prawdziwego rządzenia.

Idź do oryginalnego materiału