Zapowiedź „Wielkiego Marszu za Polską” w Warszawie, ogłoszona przez Karola Nawrockiego, kandydata na prezydenta popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, oraz poparta przez Jarosława Kaczyńskiego, jest kolejnym dowodem na oderwanie lidera PiS od rzeczywistości i jego cyniczne podejście do polityki.
Kaczyński, w komentarzu dla Telewizji wPolsce24, przedstawia marsz jako „akt lojalności wobec suwerennej Polski” – ale jego słowa brzmią jak pusta retoryka, która ma ukryć prawdziwe intencje: desperacką próbę utrzymania wpływów w obliczu malejącego poparcia dla jego partii. Krytyka Kaczyńskiego jest tu konieczna, bo jego działania i narracja nie tylko nie służą Polsce, ale wręcz szkodzą jej stabilności i jedności.
Kaczyński mówi o „lojalności wobec suwerennej Polski”, ale jego definicja suwerenności jest co najmniej problematyczna. Przez osiem lat rządów PiS (2015–2023) widzieliśmy, jak partia systematycznie podważała niezależność instytucji demokratycznych – od Trybunału Konstytucyjnego, przez sądy, po media publiczne, które stały się tubą propagandową rządu. Wolność, o której mówi Kaczyński, była wolnością dla wybranych – tych, którzy zgadzali się z linią partii. Opozycja, niezależni sędziowie, dziennikarze czy zwykli obywatele protestujący przeciwko polityce PiS spotykali się z represjami, stygmatyzacją i wykluczeniem. Czy to jest „prawdziwa demokracja”, o której mówi lider PiS? Raczej autorytaryzm w przebraniu patriotyzmu.
Kaczyński twierdzi, iż marsz 25 maja ma być wyrazem poparcia dla Polski, „która się rozwija” i „dogania Europę Zachodnią”. To stwierdzenie zakrawa na kpinę, gdy przypomnimy sobie, jak jego rządy doprowadziły do międzynarodowej izolacji Polski. Konflikty z Unią Europejską, w tym spory o praworządność, wstrzymały miliardy euro z funduszy unijnych, które mogłyby napędzać rozwój gospodarczy. Polityka gospodarcza PiS, oparta na rozdawnictwie i zadłużaniu państwa, przyniosła krótkotrwałe korzyści, ale długofalowo osłabiła polską gospodarkę – inflacja w 2023 roku sięgała rekordowych poziomów, a poziom życia wielu Polaków, szczególnie młodych, dramatycznie się pogorszył. Kaczyński mówi o „perspektywie kilku lat” na dogonienie Zachodu, ale jego partia zostawiła Polskę w chaosie gospodarczym i społecznym, z którego obecny rząd musi ją wyciągać.
Co więcej, organizacja „Wielkiego Marszu za Polską” tego samego dnia, co manifestacja Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego, to jawna próba eskalacji konfliktu i polaryzacji społeczeństwa. Kaczyński, zamiast dążyć do dialogu w trudnym dla Polski czasie – gdy wojna na Ukrainie wciąż trwa, a wyzwania gospodarcze i geopolityczne wymagają jedności – świadomie wybiera konfrontację. To nie jest „serdeczne zaproszenie płynące z umysłu i serca”, jak twierdzi, ale polityczna zagrywka, która ma zmobilizować twardy elektorat PiS i odwrócić uwagę od słabości kampanii Nawrockiego. Kandydat PiS, uwikłany w skandale i krytykowany za brak charyzmy, nie jest w stanie samodzielnie przyciągnąć szerokiego poparcia, więc Kaczyński sięga po sprawdzoną metodę: konflikt i straszenie „uprzywilejowaną elitą”.
Kaczyński wspomina o „losie każdej polskiej rodziny”, ale jego polityka zawsze faworyzowała wąską grupę beneficjentów – lojalnych działaczy PiS, którzy obsadzali intratne stanowiska w spółkach skarbu państwa, oraz oligarchów powiązanych z partią. Programy socjalne, takie jak 500+, były finansowane kosztem zadłużania państwa i zaniedbywania kluczowych sektorów, jak ochrona zdrowia czy edukacja. Polskie rodziny, o które rzekomo tak dba Kaczyński, zmagały się z rosnącymi kosztami życia, brakiem dostępu do lekarzy i coraz gorszym poziomem nauczania w szkołach.
„Wielki Marsz za Polską” to nie akt lojalności wobec kraju, ale wobec Jarosława Kaczyńskiego i jego wizji władzy. To próba odwrócenia uwagi od porażek PiS i utrzymania resztek wpływów w partii, która traci poparcie na rzecz bardziej radykalnych sił, jak Konfederacja. Kaczyński, zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje niepowodzenia, znów dzieli Polaków, sięgając po populistyczne hasła. Polska zasługuje na przywódców, którzy łączą, a nie dzielą – a Kaczyński od lat udowadnia, iż takim przywódcą nie jest.