Kaczyński i jego miesięcznice. Lider PiS znów walczy o „prawdę”

1 tydzień temu
Zdjęcie: Kaczyński


Jarosław Kaczyński znów przemówił spod pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej. Po piętnastu latach od tragedii, prezes PiS przez cały czas buduje swoją polityczną tożsamość na micie „zbrodni Putina” i na walce z własnymi oponentami. Tym razem zapowiedział, iż nowa władza „ustali, kim są i kto wspiera” kontrmanifestantów. W jego słowach nie ma już polityki – jest tylko rytuał i gniew.

10. dzień każdego miesiąca w Warszawie wciąż wygląda tak samo. Pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej na placu Piłsudskiego zbierają się działacze PiS, sympatycy partii i przedstawiciele dawnych władz. Składane są kwiaty, płoną znicze, rozbrzmiewają modlitwy. A potem na mównicę wchodzi Jarosław Kaczyński – nie tylko brat zmarłego prezydenta, ale przede wszystkim strażnik mitu, który od lat cementuje jego polityczną tożsamość.

W ostatnim przemówieniu prezes PiS mówił: „Zapewniam, iż przez cały czas będziemy walczyć o prawdę ws. katastrofy smoleńskiej, o zbrodni Putina i jego ludzi.”

Brzmi to jak fragment wystąpienia sprzed dekady. Kaczyński nie mówi już nic nowego – powtarza w kółko ten sam refren, tylko z coraz większym rozgoryczeniem. Dziś, gdy nie ma już władzy, jego słowa przypominają echo przeszłości.

Smoleńsk od lat nie jest już tematem śledztw czy debat ekspertów – stał się religią polityczną. Kaczyński podtrzymuje ten ogień, choćby gdy płomień już dogasa. Mówi o „zbrodni Putina”, o „grupie, która tu działa” i o władzach, które „pozwalają łamać ustawę o demonstracjach”. „Ci kontrdemonstranci powinni być odsunięci od tego miejsca co najmniej na 100 metrów” – stwierdził, dodając, iż „miejmy nadzieję, iż ten czas się skończy”.

Dla Kaczyńskiego każda kontrmanifestacja jest aktem zdrady, a każdy sprzeciw – dowodem na spisek. Jego wizja świata od dawna dzieli Polaków na „patriotów” i „wrogów narodu”. Smoleńsk, który mógł być wspólną tragedią, stał się narzędziem budowania nienawiści i lojalności politycznej.

„Będziemy działać w kierunku, żeby władza, która przyjdzie, dokładnie ustaliła, kim są i kto wspiera i opłaca tych, którzy co miesiąc to urządzają” – zapowiedział Kaczyński. W tym zdaniu zawiera się cała logika PiS-u: wszędzie wrogowie, agenci, sponsorzy chaosu.

Przez lata partia Kaczyńskiego uczyniła z podejrzeń instrument rządzenia – od słynnych „układów” po „zdradę narodową”. Teraz, pozbawiony realnej władzy, lider PiS wciąż powtarza ten sam język. Tyle iż dziś jego groźby brzmią już nie jak zapowiedź działań, ale jak retoryka polityka, który nie potrafi pogodzić się z porażką. „Jestem pewien, iż ten czas się skończy. Trudno powiedzieć, ile to będzie trwać – dwa lata, czy szybciej” – mówił, jakby chciał przekonać przede wszystkim samego siebie, iż jego czas jeszcze nadejdzie.

Ale Polska sprzed piętnastu lat nie wróci. Smoleńsk przestał być paliwem politycznym – został wspomnieniem, które Kaczyński uporczywie odtwarza, nie zauważając, iż publiczność coraz częściej patrzy na to z dystansem, a nie z wiarą.

Wystąpienia prezesa PiS od dawna nie są już o pamięci ofiar. Stały się manifestacją osobistego bólu, przekształconego w polityczny oręż. Tragedia, która mogła połączyć, została przerobiona w mit narodowy z liderem w roli proroka.

Kaczyński nie potrafi odpuścić – ani w sensie emocjonalnym, ani politycznym. W jego słowach coraz mniej jest żałoby, a coraz więcej gniewu. Zamiast milczenia i refleksji, wciąż słyszymy zapowiedzi „walki o prawdę” i „ukarania winnych”. „Żeby także ci, którzy są chorzy, jak ten, który stoi naprzeciwko mnie, byli poddani leczeniu, a nie zakłócali uroczystości żałobne” – mówił, wskazując na protestującego.

Ten cytat mówi o Kaczyńskim więcej niż jakakolwiek analiza. W miejscu współczucia pojawia się pogarda, w miejscu empatii – oskarżenie.

Dziś Jarosław Kaczyński jest politykiem, który coraz bardziej przypomina cień własnego mitu. Wciąż przemawia z tej samej mównicy, do tych samych ludzi, z tymi samymi słowami. Ale jego opowieść o „prawdzie smoleńskiej” straciła siłę.

Pozostał tylko rytuał – miesięcznica, kwiaty, megafon, a potem cytat do wieczornego serwisu. Kaczyński walczy o pamięć, ale w rzeczywistości walczy z nią – bo każde kolejne wystąpienie coraz wyraźniej pokazuje, iż historia już go minęła.

Smoleńsk był tragedią narodową. Ale Jarosław Kaczyński uczynił z niego narzędzie polityczne. I teraz, gdy nie ma już władzy, pozostaje mu tylko ten mit – jedyna scena, na której wciąż może być słuchany. Nie dla prawdy, ale dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału