No i znamy stawkę jesiennych wyborów do Sejmu. Przynajmniej według Jarosława Kaczyńskiego. Rzecz ma iść – ni mniej ni więcej – tylko o „koniec Polski”.
– Prawdziwe myślenie wspólnotowe wyraża się też w trosce o to, by Polska mogła się spokojnie rozwijać, by prowadziła politykę, tak wewnętrzną jak i zewnętrzną, służącą polskiej racji stanu i naszemu interesowi narodowemu. Ale jak dobrze wiemy, te nasze dążenia do zbudowania Rzeczypospolitej na miarę naszych pragnień i aspiracji, nie wszystkim są w smak – przekonywał Kaczyński w liście do uczestników zjazdu klubów „Gazety Polskiej”.
– Jakby tego było mało, europejski główny nurt liberalno-lewicowy marzy o unicestwieniu starego świata, a więc także i naszej tożsamości i pamięci zbiorowej, oraz wykuciu nowego człowieka i nowego społeczeństwa – dodał prezes PiS.
– Polska bardzo potrzebuje Państwa dalszego, jeszcze większego zaangażowania i o nie też pragnę Was, Drodzy Wypróbowani Przyjaciele, jak najgoręcej prosić. Rzeczpospolita nie może sobie bowiem pozwolić na to, by obóz patriotyczny te wybory przegrał. Rządy wygłodzonej i żądnej rewanżu na wszystkich możliwych polach totalnej opozycji mogą oznaczać tylko jedno: finis Poloniae – zakończył dramatycznie Kaczyński.
Mylili się ci, którzy uważali iż bohaterem szefa Prawa i Sprawiedliwości jest generał de Gaulle. Prawda jest bardziej prozaiczna: to Ludwik XIV z jego nieśmiertelnym: „państwo to ja”. Tyle iż Ludwik XIV nie żyje już od ponad 200 lat, a Francja ma się dobrze.