"Kaczyński dla mnie za stary". Czy PiS przetrwa drugą młodość Tuska? [Komentarz Sroczyńskiego]

7 godzin temu
Generalnie nowa jakość w polskiej polityce polega na tym, iż albo winny jest Tusk, albo winny jest Nawrocki, tertium non datur. Natomiast Kaczyński gdzieś tam się pęta po opłotkach i chyba jest tym bardzo wkurzony - cztery główne sprężyny, nakręcające w tym miesiącu polską politykę, opisuje Grzegorz Sroczyński.
1. Zdrada o świcie, czyli straszenie Polaków wojną
Gdy tylko Trump zrobi coś głupiego, co warto skrytykować i publice objaśnić, w naszych mediach następuje istny nalot dywanowy z użyciem napalmu, połączony z mistrzostwami świata w moralizowaniu. Zestrachani ludzie muszą wysłuchiwać, iż Polska znów została zdradzona o świcie, muszą łykać te wszystkie koślawe analogie historyczne, oglądać zdjęcie Chamberleina, machającego układem monachijskim i drżeć, iż zaraz Moskale tu wejdą. Antytrumpizm naszego komentariatu - zrozumiały, bo w takim kraju jak Polska pomysły Trumpa ciężko chwalić - przebija się łbem na drugą stronę rzeczywistości i staje własną karykaturą. Miesiąc temu odtrąbiono "ostateczną zdradę Trumpa" w sprawie Ukrainy, dwa miesiące temu "epokową zdradę Trumpa", a teraz wpadaliśmy w schemat borderline: od wygrażania prezydentowi USA od lokajów Putina po zachwyty, iż oto jednak wrócił on do rozumu i Putina dociska. Czy za każdym razem musi być to grane na nucie ostatecznej à la opery Wagnera? Czy koniecznie trzeba dojeżdżać wojennym strachem rodaków, zajętych swoimi sprawami? Dziwne to czasy, kiedy poważne media dokładają do pieca choćby bardziej niż domorośli geopolitycy z tłitera, "zdrada", "Trump to Putin", "Ukraina podana Putinowi na tacy", "za chwilę nowa wojna" i tak dalej.

REKLAMA





Jak sobie z tym radzić, żeby nie zwariować? Po pierwsze, szanowni wystraszeni Polacy, zanim sprzedacie tu mieszkania, żeby kupić po okazyjnych cenach rozpadające się domy w Hiszpanii czy Włoszech, warto zrozumieć mechanizm nakręcający nasz komentariat. W spolaryzowanej do imentu polskiej debacie publicznej Donald Trump jest elementem PiS-u, immanentną częścią składową tej partii. Ewentualnie Trump to element kancelarii Nawrockiego, więc reakcja wielu mediów jest niemal automatycznie przesadzona i skrajna. Wszystko co zrobi Trump jest okazją albo do demonizowania, albo do przesadnego wychwalania - zależy w jakiej bańce funkcjonujesz.
Po drugie moralizowanie na temat Trumpa pozwala europejskiej klasie politycznej ukryć własne grzechy. Nie zrozumcie mnie teraz źle: ostatni plan Trumpa dla Ukrainy był fatalny, ale - jak to u niego - są to handlowe gierki, słynne "dealowanie", rano wygraża Zełenskiemu, żeby wieczorem chwalić go jako dzielnego człowieka, a łajać z kolei Putina, potem znów odwrotnie. To tylko Trump, proszę państwa, pamiętajmy o tym, co nie zmienia faktu, iż administracja amerykańska w tym całym chaosie ma stały rys i cel, trzeba to próbować rozumieć, a nie za każdym razem panikować. Ten sam "plan zdrady Ukrainy" przemielony przez Francję i Niemcy - które nie raczyły choćby nas zapytać o zapis bezpośrednio Polski dotyczący - nagle jest analizowany jako coś realnego i praktycznego. Cudowny ozdrowieńczy dotyk kanclerza Merza? Co niby takiego się w tym planie zmieniło po europejskich poprawkach? Że nie ma zapisu o oddaniu Putinowi całego Donbasu? Owszem, dobrze iż tego nie ma, ale czy to coś zmienia? Dopóki Europa i USA po zawarciu pokoju nie będą skłonne wysłać na Ukrainę 100 tysięcy żołnierzy NATO - żeby tego pokoju pilnowali - dopóty wszystkie te koronkowe gwarancje i "zapisy na wzór artykułu 5." są funta kłaków warte. Irytująca świętoszkowatość europejskiej debaty polega na zwalaniu całej winy na Trumpa, co pozwala ukrywać własne niezdecydowanie i kunktatorstwo. Jeszcze pół roku temu Macron mówił, iż po zawarciu rozejmu wyśle na Ukrainę misję wojskową, teraz wszyscy nabrali wody w usta, bo sobie posprawdzali, iż to się nie opłaca sondażowo. "Ukraina dostanie gwarancje na wzór art. 5 NATO". Jak? Gdzie? Skąd niby te wojska mają się pojawić w razie kolejnego ataku Putina? Zstąpią cudownie z niebios? Kiedy Trump nic nie gwarantuje Ukrainie, to jest wielki skandal, a jak Europa udaje, iż gwarantuje - no to hosanna.
Po trzecie - szanowni czytelnicy - musicie wiedzieć, iż antytrumpizm się monetyzuje, jeżeli część publisi nienawidzi Trumpa i chce czytać o nim jak najgorzej, to się jej to dostarcza, dokładnie jak na stronach pornograficznych, gdzie jak chcesz BDSM to sobie klikasz BDSM, panią z członkiem albo oddawanie moczu. Tu tak samo, chcesz się poutwierdzać w nienawiści do Trumpa lub w jedynie słusznym poglądzie, iż to kretyn i ruski agent, to sobie stosownych autorów klikniesz, a jak chcesz się utwierdzić w miłości do Trumpa, to też masz wybór. Nie chodzi bowiem w naszych spolaryzowanych mediach o rozumienie czegokolwiek, ale o utwierdzanie się, miły klimat emocjonalnej wspólnoty, obórki i zagrody swojskiej. Natomiast tym, którzy nie chcą wdeptywać w rzeczoną obórkę, doradzam Marka Magierowskiego, adekwatnie wszystko co ten człowiek powie ma ręce i nogi, choćby jak się w sprawach międzynarodowych myli, to robi to mądrze.


2. "Wina Tuska" kontra "wina Nawrockiego"
Cała publika w Polsce jest w tej chwili zapraszana do nowego tańca: polaryzacji na linii Nawrocki kontra Tusk. Już nie PiS-PO, ale właśnie Nawrocki-PO, Nawrocki-Tusk, Nawrocki-Sikorski. Jak słusznie ktoś napisał, Tusk sobie w ten sposób funduje eliksir młodości, bo zamiast wadzić się ze starym dziadem żoliborskim, staje w konkury z młodym byczkiem. "Kaczyński dla mnie za stary" - zdaje się mówić Tusk. Druga korzyść jest taka, iż tymi powiastkami - oto Nawrocki jest nowym liderem prawicy, więc z nim będę się fechtował, a nie z tobą, dziadu - Tusk sprytnie Kaczyńskiego prowokuje, żeby poczuł się umniejszony, wziął się za łeb z Nawrockim, albo przynajmniej żeby w PiS-ie zaczęli się kłócić, co zresztą właśnie ma miejsce. Nie napiszę - Majstersztyk! - bo takich w naszej cepowato-durnowatej polityce nie ma, ale jednak jest to cwane. od dzisiaj każde dokładnie wydarzenie będzie okazją, aby wciągać naród w tę nową rozrywkę - Tusk kontra Nawrocki - zresztą już teraz cokolwiek nie wybuchnie, godzinę, może dwie, trwa cisza, w trakcie której obie strony kombinują, jak wydarzenie włączyć w schemacik "wina Tuska" kontra "wina Nawrockiego", i niemal od razu - Voilà! - świeżutki polaryzacyjny obornik wkładany jest między okładki gazet oraz pompowany do portali. Weźmy niedawny rosyjski sabotaż na torach pod Garwolinem. Publisia antypisowska święcie wierzy, iż sabotaż to wina Nawrockiego, albowiem nie podpisał nominacji oficerom ABW, a właśnie ci funkcjonariusze już niemal mieli złapać sabotażystów na gorącym uczynku, no ale nie złapali przez Alfonsa/Batyra, który ich nie powołał. Siwiutkie profesorskie głowy to sobie rozsyłają, tak samo jak sobie podawali brednie generała Pytla oraz bzdury dr. Kontka z dopiskiem na marginesach: "Tu czytać! Tu czytać!". W tym świecie wierchuszka PiS to rosyjscy agenci, w zasadzie Putin jest członkiem PiS-u, może nie jest aż tak straszny jak Kaczyński, nie przesadzajmy, ale już takim pomniejszym Błaszczakiem to Putin mógłby zostać.



Z kolei publisia pisowska jest przekonywana, iż sabotaż na torach pod Garwolinem to wina Tuska, albowiem służby nie zatrzymały sprawców wcześniej, gdyż zajmują się łapaniem Ziobry, Obajtka, Mateckiego, Mejzy i innych bohaterów narodowych. Błaszczak grzmi: "Państwo Tuska się rozsypało". I jeszcze grzmi: "Tusk z Sikorskim prawdopodobnie śledztwo przekażą Rosji". Generalnie nowa jakość w polskiej polityce polega na tym, iż winny jest Tusk, albo winny jest Nawrocki, tertium non datur. Natomiast Kaczyński gdzieś tam się pęta po opłotkach i chyba jest tym wkurzony.
Oto przez miesiąc rządzący dudlili - połączonymi siłami Tuska i Sikorskiego - żeby Nawrocki się nie wtranżalał do polityki zagranicznej. Połajankom nie było końca. "Nie prezydent prowadzi politykę zagraniczną. To są proste rzeczy" - pisał Paweł Kowal. Parę dni temu ten sam Paweł Kowal: "Czas na akcję pana prezydenta wobec administracji Trumpa". Przez miesiąc Sikorski pohukiwał: "Nie ma pan prawa prowadzić własną politykę zagraniczną". A teraz nagle Tusk: "Liczę na większą aktywność, niech się prezydent nie krępuje". Generalnie i tak źle, i tak niedobrze, ma się Nawrocki rządowi nie wtrącać, bo wtedy łamie konstytucję, ale jeżeli można pokazać, iż nic prezydent nie może i nie potrafi załatwić, to właśnie będziemy apelować, żeby załatwiał, najlepiej poprosił Trumpa o dopisanie punktu "Polska mistrzem świata", ma z nim dobre relacje ponoć, no to prosimy bardzo.
Pisowcy tak samo. Najpierw opowiadają, jakie Nawrocki ma świetne kontakty w USA, jak kongenialnie w Europie dogaduje się z Meloni, no, powiadam panu, on wszystko może, a teraz nagle "niech rząd załatwia" i "dlaczego Tuska nie ma w Genewie?". "Bo to jest wyłącznie domena premiera, żeby to załatwić". Aha.
Do utrwalania nowej linii polaryzacji został również oddelegowany minister Żurek. Oto zalicza oszołomo-tourne po Polsce, gdzie silni razem z Iustitii biją brawo przy opowieściach, iż Nawrockiemu Trybunał Stanu się wyszykuje. Oczywiście, są to gruszki na wierzbie, żadnego Trybunału Stanu Żurek nie zrobi, bo rząd nie ma 2/3 w Parlamencie, ale podbechtać własnych oszołomów zawsze warto. Że przy okazji są to czynni sędziowie, no to jednak włos staje na głowie, zajadłość platformianego marginesu w środowisku sędziowskim dorównuje zajadłości pisowskiego marginesu w tym środowisku. Ci ludzie potem zakładają togi i rozstrzygają nasze sprawy, a wieczorem rozsyłają sobie memy, jedni z Nawrockim i prostytutkami, drudzy z Tuskiem w mundurze Wehrmachtu.



Szczytowym wykwitem najnowszej platformianej propagandy była tzw. piątka Tuska, pięć wzniosłych postulatów ogłoszonych z patriotycznym wzmożeniem. "Mają przywrócić elementarną odpowiedzialność państwową" - czytamy w preambule. Owe "zasady Tuska" na 2026 rok - nazywany "rokiem zawieszenia broni" - opublikował na X rzecznik rządu na uroczystej planszy ze służbowym logo KPRM.
1. Nie atakuj polskich służb i wojska.

2. Nie powtarzaj rosyjskiej propagandy.

3. Koniec z wetami i sabotażem legislacyjnym.

4. Jestem za Zachodem, a nie Wschodem; nie podważam członkostwa w UE.

5. Jestem po stronie Ukrainy w wojnie z Rosją.
Prorządowe media, ciamkające oczywiście ten cymes, podchwyciły, jak to Tusk rękę do zgody wyciąga, a PiS nikczemnie ją odtrąca, gdyż tego samego dnia Kaczor oświadczył: "Zgoda narodowa tak, ale bez Tuska". W ramach tej samej polityki miłości Platforma wieczorem wypuściła spot: "On nie jest prezydentem Polski! Jest kolejnym rezydentem Kaczyńskiego!", no ale to już naszym demokratycznym publicystom nie przeszkadza, dalej o zgodzie i odtrącaniu zgody będą bajać. Że ta ręka wyciągnięta to pic na wodę i fotomontaż najlepiej świadczy punkt 3. "zasad Tuska", wprost wymierzony w Nawrockiego, ktoś naprawdę długo myślał (Ostachowicz?), żeby rosyjskich sabotażystów, którzy dwa dni wcześniej wysadzili tory i potencjalnie chcieli zabić choćby kilkaset osób, połączyć z prezydentem. "Sabotaż legislacyjny" to mocarna rzecz. Innymi słowy wyciągamy rękę do zgody, ale Nawrocki jest jak dywersanci nasłani przez Moskwę, a więc Nawrocki-Putin i wszystko się zgadza, obywatele, jedźcie dalej swoim pasem.
Szanowny czytelniku nieoszołomiony politycznie, spodziewaj się więcej tego świeżego obornika, całe taczki będą ci dowożone, gdyż obowiązuje teraz linia polaryzacji Tusk kontra Nawrocki oraz Nawrocki kontra Tusk, i tak na zmianę, wszystko będzie do tego sprowadzane przez duopol, choćby jak słoń zrobi kupę w ZOO, odpowiedzialni będą albo Tusk, albo Nawrocki, zależy gdzie ucho przyłożysz, więc może lepiej w ogóle nie przykładaj.



3. PiS miał twarz Nawrockiego, teraz ma twarz Ziobry
PiS przez cały czas traci w sondażach, ale zamiast coś z tym zrobić, pogrążył się w degrengoladzie, skoro fetuje Ziobrę i Kurskiego, a jednocześnie wyklucza Morawieckiego, to coś jest z tą partią nie tak. w tej chwili stan gry w PiS wygląda następująco: frakcja nienawidząca Morawieckiego szepcze Kaczyńskiemu do ucha, iż trzeba się go pozbyć, bo pamięć o jego rządach to główna przyczyna odpływu pisowskiego ludu do Bosaka i Brauna, Morawiecki z pandemią się kojarzy, tfu, plandemią. I nieważne, iż jest dokładnie na odwrót, to nie Morawiecki PiS-owi szkodzi, ale narastająca nieprzysiadalność PiS-u, który nieustannie ulega Tuskowym prowokacjom. Po co jest bowiem ściganie Ziobry? Żeby go złapać? Nic z tych rzeczy. Z jakiegoś powodu zarówno Romanowski, jak i Ziobro, mogli uciec na te Węgry. Nie o wsadzanie bowiem przede wszystkim chodzi, ale o to, żeby PiS musiał swoich najbardziej nielubianych polityków bronić i brać na sztandary. I to się udało. Partia, która przed chwilą wygrała wybory prezydenckie i - jak mówi Łukasz Pawłowski z OGB - zyskała na chwilę twarz Nawrockiego, chłopaka z ludu, który "kebaba" zje i z Macronem pogada - teraz ma znów twarz Ziobry, którego broni, fetuje i na budynkach wyświetla. w tej chwili PiS niczego wyborcom nie proponuje, poza odszczekiwaniem się prześladowcom z pańskiego dworu. jeżeli choćby jakieś okruchy programowe błysną - w rodzaju 100 tysięcy złotych dla młodych na mieszkanie - natychmiast jest to przykrywane bohaterską akcją Kurskiego, który na konwencji programowej w ramach panelu o mediach mówi "wszyscy będą siedzieć" . Być może dla pisowskich silnych razem - nagrzanych 5-10 procent wyborców - Lichocka rozprawiająca z Kurskim o pluralizmie w mediach to jest to, co lubią najbardziej, natomiast dla normalsów i niezdecydowanych raczej jest to niestrawne. "Aha, czyli pani od pokazywania innym f*ka w Sejmie razem z panem od dziadka z Wehrmachtu będą po wyborach reformować TVP, no to dziękuję, postoję". "Aha, zapowiadają, iż wszyscy będą siedzieć, czyli jak wróci PiS, to zacznie nowe dymy, rozliczenia, chaos, no to dziękuję, postoję". I tak dalej.


4. Rząd zyskuje, sodówka w PO buzuje
Oto październikowy CBOS po raz pierwszy przynosi wzrost notowań rządu. Z zaledwie 29 procent pozytywnych ocen skoczyło na 34 procent, przez cały czas większość ocenia rząd źle, ale jednak małe święto lasu Tusk może sobie obchodzić, bo widać trend wzrostowy. Co się dzieje? Platformersi są święcie przekonani, iż to Żurek tak wspaniale im dowozi. "Sprawczość, panie redaktorze, rozliczenia idą aż miło" - słyszę. Na uwagę, iż jaka to sprawczość, jeżeli Ziobro nie siedzi w kazamatach, tylko je gulasz w Budapeszcie - nabierają wody w usta.
W owej pewności Platformersów, iż to Żurek im nabija sondaże, jest wysoka zawartość mchu i paproci, gdyż - owszem - Żurkowe rozliczenia pozwalają przyprawić PiS-owi gębę Ziobry, o czym pisałem wcześniej, ale to najwyżej osłabia PiS, natomiast nie tłumaczy wzrostu notowań rządu.
Bliżej prawdy jest GUS. "Nastroje konsumenckie pozostają dobre, a wskaźniki ufności utrzymują się w okolicy najwyższych wskaźników sprzed pandemii" - czytam. Innymi słowy Polacy wracają do tego, o czym marzyli, czyli żeby czuć się jak przed pandemią, w czasach wzrostu, dobrobytu i braku zmartwień w postaci Putina jadącego na Warszawę. To tamten klimat sprzed pandemii - niemający nic wspólnego z nostalgią za PiS-em, to tylko czasy były lepsze i spokojniejsze - jest punktem odniesienia w ocenianiu władzy. Wiele razy mówił mi to socjolog Marcin Duma, teraz to się chyba sprawdza. I zresztą po to jest wielka dziura budżetowa, żeby gospodarka nie zwalniała, rządzący liczą, iż w końcu to dotrze do narodu, rozleje się też po kraju manna z KPO, tak kalkulują Tusk z Domańskim. Z opóźnieniem wychodzimy ze smuty, rząd może na tym nieco zarobić, ale pamiętajmy, iż punkt startowy - ledwie 29 procent ocen pozytywnych - jest jednak bardzo niski.



W naszej polityce wszystko natychmiast jest interpretowane histerycznie i przesadnie, a to zgubi jednych i drugich. Jeszcze dwa miesiące temu sodówka biła z głów pisowców - Wracamy do władzy! Kto premierem? Ty, Przemek? Ty, Mateusz? - tak samo teraz sodówka buzuje w głowach platformersów i koalicjantów. OKO.Press pisze: "Polityk Nowej Lewicy najbliższe dwa lata widzi w barwach wręcz różowych: >>Rząd będzie dowoził. Ludziom będzie się żyło coraz lepiej
Idź do oryginalnego materiału