PiS znalazło się w punkcie, w którym pytanie o kierunek, w jakim zmierza partia, przestaje być akademicką dyskusją, a staje się kluczowym problemem jej politycznego przetrwania. Jarosław Kaczyński, przez lata uchodzący za mistrza politycznych rozgrywek, dziś coraz częściej sprawia wrażenie lidera bez kompasu – kogoś, kto zamiast wyznaczać kurs, obserwuje fale i liczy, iż te same mechanizmy, które działały w przeszłości, jeszcze raz wyniosą go na polityczne wierzchołki.
Ostatnie miesiące przyniosły kilka sygnałów, iż PiS nie posiada spójnej strategii. Z jednej strony widzimy próby utrzymania twardego elektoratu poprzez ostre, często obraźliwe wypowiedzi pod adresem przeciwników politycznych. Z drugiej – brak poważnego planu na poszerzenie poparcia, brak wyrazistej narracji gospodarczej czy społecznej. Partia wygląda, jakby żyła w stanie permanentnej kampanii, ale bez świadomości, do kogo tak naprawdę chce trafić.
Kaczyński przez lata opierał swoją pozycję na umiejętności przewidywania ruchów przeciwnika i narzucania własnych reguł gry. w tej chwili jednak to on coraz częściej reaguje na cudze działania. Zamiast inicjować polityczne procesy, komentuje wydarzenia, które dzieją się obok niego. Można odnieść wrażenie, iż jego polityczny radar jest włączony, ale antena obraca się wolniej niż kiedyś.
Taka sytuacja rodzi poważne ryzyko dla PiS. Partia oparta w tak dużym stopniu na jednym liderze jest szczególnie narażona na jego błędy, a jeszcze bardziej – na brak decyzji. Kaczyński, skupiony na bieżących sporach, zdaje się ignorować fakt, iż w polityce próżnia gwałtownie się wypełnia. Tam, gdzie brakuje wyraźnego kierunku, pojawiają się nowe ambicje i alternatywne ośrodki wpływu. Już dziś widać, iż w partii rosną politycy gotowi do przejęcia sterów – choć jeszcze bez otwartego buntu.
Problem polega również na tym, iż Kaczyński nie potrafi – a może nie chce – przygotować realnej sukcesji. Od lat kreuje potencjalnych następców tylko po to, by następnie ich marginalizować. Mechanizm ten zapewnia mu pełną kontrolę, ale jednocześnie blokuje rozwój partii. W efekcie PiS wchodzi w nową epokę z liderem, który nie ma jasnego planu, i bez zespołu, który mógłby taki plan wypracować.
Warto też zwrócić uwagę na samą retorykę Kaczyńskiego. Jeszcze niedawno potrafił zaskoczyć polityczną opowieścią, która mobilizowała elektorat – czy to hasłem walki z „układem”, czy obroną „zwykłych Polaków” przed rzekomymi elitami. Dziś jego wystąpienia coraz częściej sprowadzają się do powtarzania starych fraz, które działają już głównie na najwierniejszych zwolenników. Brakuje w nich świeżości, ale przede wszystkim – konkretnej wizji przyszłości.
Nie sposób nie zauważyć również, iż Kaczyński przyzwyczaił partię do stylu zarządzania opartego na centralizacji i pełnej kontroli. W warunkach politycznego sukcesu taki model może wydawać się skuteczny. W warunkach kryzysu prowadzi jednak do paraliżu decyzyjnego – nikt nie ma odwagi podjąć inicjatywy bez zgody prezesa, a prezes coraz częściej zwleka z jej udzieleniem.
Czy Kaczyński dryfuje? Wszystko na to wskazuje. Brak ofensywnych ruchów, brak otwarcia na nowe środowiska, brak odważnych reform wewnętrznych – to wszystko tworzy obraz lidera, który bardziej czeka na korzystny zbieg okoliczności, niż próbuje go wywołać. Polityczna intuicja, która kiedyś była jego największym atutem, dziś ustępuje miejsca zachowawczości i niechęci do ryzyka.
Paradoks polega na tym, iż PiS wciąż pozostaje jedną z najsilniejszych partii w kraju, ale siła ta opiera się na inercji, a nie na wizji. To sytuacja, która może trwać miesiące, ale nie lata. Bez określonego kierunku partia będzie powoli tracić wpływy, a rosnąca liczba konkurentów po prawej stronie sceny politycznej wykorzysta ten czas na zbudowanie własnych struktur.
Jarosław Kaczyński, który przez lata uchodził za najskuteczniejszego stratega polskiej polityki, dziś wygląda raczej na kapitana, który pozwolił statkowi dryfować. A w polityce dryf oznacza tylko jedno – prędzej czy później ktoś inny przejmie ster.