Przed nami kongres PiS, na którym wybrane mają zostać nowe władze. A adekwatnie stare, bo na czele partii stanie znowu Jarosław Kaczyński, poszerzy się grono wiceprezesów i to do liczby, która budzi rozbawienie. PiS lubi mieć wielu rządzących? W PiS chyba lubią dzielić się stołkami i wyższymi stanowiskami – na poziomie rządowym nie mogą teraz tego robić, więc zabawa przeniosła się na poziom partyjny. Już w zeszłym roku powołano Komitet Wykonawczy, którym zarządza Mariusz Błaszczak, jest w nim aż 29 osób. Wtedy też zwiększono liczbę wiceprezesów partii do dziewięciu. Był to owoc wchłonięcia Suwerennej Polski. Co to oznacza? Nic. To tylko robienie hałasu i rozdawanie nic nie znaczących funkcji, z czego kpią już sami członkowie PiS. — Wiceprezesów już teraz jest tylu, iż to stanowisko nic już nie znaczy — powiedział Onetowi polityk z Nowogrodzkiej. I tak partią rządzi prezes. Kaczyński dopiero się rozkręca: dziewięciu wiceprezesów PiS to za mało, teraz ma być ich… kilkunastu! Do obecnego zespołu mają dołączyć m.in. Anna Krupka (posłanka i szefowa PiS w województwie świętokrzyskim) i Barbara Bartuś (wiceprzewodnicząca i sekretarz klubu PiS w Sejmie). Na giełdzie nazwisk pojawia się też Przemysław Czarnek. Z kolei obecni wiceprezesi to: Beata Szydło, Mateusz Morawiecki, Joachim Brudziński, Antoni