K. Stefanowska: Pasterze czy złodzieje?

solidarni2010.pl 4 miesięcy temu
Felietony
K. Stefanowska: Pasterze czy złodzieje?
data:02 maja 2024 Redaktor: Agnieszka
Wybory samorządowe prezydent miasta Kraków Warszawa kampania wyborcza Karolina Stefanowska

W niedzielę, na którą wyznaczono II turę wyborów samorządowych przypadała Niedziela Dobrego Pasterza i Dzień Modlitw o Powołania. Zamarzyło mi się usłyszeć w moim parafialnym kościele kazanie mówiące o tym, co katolik zrobić powinien wobec trudnego wyboru, jaki był w moim mieście, bo przecież polityka to też rodzaj powołania, a włodarz miasta także jest pasterzem.

Oczywiście jednak kazanie było o czym innym, więc pośrednio słało wiernym informacje o tym, iż te wybory nie są ważne ani dla Boga, ani dla ich życia codziennego czy duchowego. I prawdopodobnie nie była to jedyna parafia, w której tak właśnie wyglądała ubiegła niedziela, i wyniki wyborów są jakie są, aż żal czytać o kolejnych miastach, w których przez najbliższy czas rządzić będzie Platforma czy też lewica w rozmaitych odmianach. Nadzieja zostaje w takich miejscowościach, jak Siemianowice Śląskie czy Bełchatów, gdzie rządzić będą ludzie o prawicowych poglądach.
Z kolei Warszawa i Kraków to dwa miasta, w których skupiły się chyba wszystkie problemy polskiej demokracji. Rafał Trzaskowski zgarniający wszystko w pierwszej turze to prawdopodobnie po części wynik niechęci Polaków do zmian i do wybrania kogoś nowego w miejscu znanego, choćby w myśl powiedzenia “jest źle, ale przynajmniej stabilnie”. Aktualne pozostaje też pytanie o wiek i pochodzenie wyborców nominata PO, który pozostał w warszawskim ratuszu na drugą kadencję.
Krakowskie wybory różniły się od dotychczasowych mocno z tego względu, iż pierwszy raz od dwudziestu dwóch lat nie wystartował w nich wieloletni gospodarz grodu Kraka Jacek Majchrowski, popierany przez ugrupowania lewicowe oraz PO. Po pierwszej turze krakowianie stanęli przed wyborem dramatycznym, bo na karcie do głosowania znaleźli się tylko Aleksander Miszalski (PO) i Łukasz Gibała (bezpartyjny, z przeszłością w PO i u Palikota, w tej chwili popierany przez partię Razem). Zacięta walka obu panów trwała do ostatniej chwili, ostatecznie wygrał ją kandydat PO. Można powiedzieć - wszystko jedno, jednak uczciwie przyznać trzeba, iż Łukasz Gibała startował w tych wyborach po raz trzeci, a w międzyczasie założył stowarzyszenie Kraków dla mieszkańców i działał lokalnie, budując sobie w ten sposób samorządowy kapitał. Aleksander Miszalski, partyjny nominat z kolei, nie ma za sobą takiej przeszłości, wrócił z Warszawy na wezwanie szefa partii i zgarnął wszystko, co było do wzięcia. Jednym słowem dla Krakusów nie liczy się zaangażowanie i praca, bo szyld partyjny jest wyznacznikiem daleko istotniejszym. Czy tak być powinno? Pozostawię bez komentarza.
Jak zawsze jednak nie jest to tekst o narzekaniu, a o rozwiązaniach. Wielu polskich miast dotyczył ten sam problem - już w pierwszej turze nie było na kogo głosować. Wyborcy prawicowi, patriotyczni, katoliccy byli często pozostawieni sami sobie, a partie - powiedzmy to uczciwie - często wystawiały niemalże przypadkowych ludzi, bo kogoś wystawić wypadało, ale nie robiły żadnej kampanii zachowując siły i pieniądze na później, czyli na kampanię do europarlamentu. Ostatecznie przecież europarlament to dużo większe pieniądze i każda złotówka zainwestowana w kampanię ma szansę zwrócić się wielokrotnie, nie to, co w samorządzie, gdzie i praca cięższa i apanaże daleko mizerniejsze.
Co dalej więc? Dalej oczywiście wybory do europarlamentu, jednak jeżeli są w istniejących w tej chwili partiach ludzie, którym na swoich małych ojczyznach zależy, to mam dla nich darmową poradę. Mianowicie kandydatów do kolejnych wyborów samorządowych wyznaczyć należy TERAZ.
Tak, dokładnie, właśnie teraz, na pięć lat przed tymi wyborami należy pomyśleć, kto z PiSu, PJJ czy Konfederacji wystartuje za pięć lat na prezydenta Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Poznania i tak dalej. Należy wybrać po trzy takie osoby, bo jednak przez pięć lat może zdarzyć się dużo, i dopomóc tym osobom wejść w życie konkretnego miasta, poznać jego problemy, bolączki, specyfikę i potrzeby. A te osoby powinny pojawić się z gorącą kawą tam, gdzie ludzie będą stali w deszczu w kolejce za czymś (albo na przystanku w oczekiwaniu na znowu spóźniony autobus czy zepsuty tramwaj), powinny wynająć geodetów i projektantów (i kogo tam jeszcze potrzeba) i rozrysować projekt poszerzenia ulic w najbardziej zakorkowanych miejscach miast. Powinny przeanalizować dostępne dane i określić, czy wpływy z opłat za bilety komunikacji miejskiej pokrywają w pełni koszty obsługi biur czy automatów do ich sprzedaży oraz koszty kontroli tychże biletów, bo jeżeli nie, to komunikacja miejska powinna być darmowa, co wydatnie zmniejszy korki. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Jednocześnie przy takich działaniach być może naturalnymi liderami staną się inne osoby, z dużo większym potencjałem niż te wytypowane, co da szansę na wybranie faktycznie najlepszego kandydata, bo wreszcie będzie z kogo wybierać. I w końcu byliby to kandydaci z danego miasta, znani, konkretni i zaangażowani, bo tylko tacy mają szansę na przekonanie do siebie ludzi pomimo szyldów partyjnych. W końcu, zgodnie z tym, co mówi nam Ewangelia, dobry pasterz musi znać swoje owce i sprawić, by i one go poznały.
Idź do oryginalnego materiału