Jurgiel odkrywa karty – jak PiS na Podlasiu zaliczyło upadek

2 dni temu

Krzysztof Jurgiel, były europoseł PiS, z niebywałą szczerością zdradza kulisy klęski Prawa i Sprawiedliwości w sejmiku województwa podlaskiego. Jego tekst „Kulisy utraty władzy przez PiS na Podlasiu” to prawdziwy skarb dla tych, którzy lubią przyglądać się wewnętrznym wojnom w partii. A przy okazji, Jurgiel nie oszczędza nikogo – ani Jacka Sasina, ani Karola Karskiego, ani samego prezesa Kaczyńskiego. Wygląda na to, iż PiS nie potrzebowało opozycji, żeby się pogrążyć. Wystarczyła odrobina braku zaufania, chaos w strukturach, i oto mamy „piękny” upadek partii na Podlasiu.

Jacek Sasin, w oczach Jurgiela, jest prawdziwym mistrzem destrukcji. Według autora, to właśnie Sasin był kluczowym graczem, który doprowadził do tej porażki, pominął zasłużonych działaczy i obsadził listy wyborcze ludźmi zupełnie nieznanymi. A jak się to skończyło? PiS zdobyło tylko 15 mandatów na 30 możliwych! Ale oczywiście, jak przystało na Sasinowy styl, ten winy w sobie nie widzi. Sasin – człowiek, który choćby przegraną potrafi sprzedać jako sukces – wciąż szuka kozłów ofiarnych. Na szczęście znalazł: Krzysztofa Jurgiela. W końcu Jurgiel musi być winny, skoro od lat polityczna rywalizacja między nim a Sasinem zaogniała się w kuluarach, prawda?



Chcesz czytać więcej wewnętrznych informacji ze świata polityki i mediów? Prosimy o obserwowanie naszego profilu na Facebooku oraz na Twitterze. Proszę o lajkowanie i podawanie dalej naszych wpisów - w ten sposób możemy zrobić dla Ciebie więcej.


Karol Karski, polityk znany z kreatywnych interpretacji rzeczywistości, według Jurgiela, jest kolejnym aktorem tej farsy. Ten wiecznie patrzący na polityczne kariery innych, Karski przez lata torpedował Jurgiela, widząc w nim zagrożenie. W 2024 roku, mimo wszelkich starań, Karski przegrał wyborczy bój o Brukselę z popieranym przez Jurgiela Adamem Andruszkiewiczem. Tak, tak – Karski z wielką pompą prezentował się na banerach z samym Jarosławem Kaczyńskim, a potem wrócił do Polski z niczym. Tymczasem Jurgiel cieszył się, iż jego faworyt rozgromił partyjnego „wielkoluda”. Karma wraca, prawda?

Jarosław Kaczyński, jak zwykle, podjął „słuszną” decyzję i zawiesił Jurgiela w prawach członka PiS. Powód? Rzekoma odpowiedzialność za utratę władzy w sejmiku. Oczywiście, dowodów na to nie przedstawił, bo po co? Kaczyński, mistrz decyzji z kosmosu, postanowił, iż zawieszenie Jurgiela pomoże jego ulubieńcowi, Karskiemu, w walce o Parlament Europejski. Jak się skończyło? Karski przegrał, a Jurgiel wciąż stał niewzruszony, obserwując, jak kolejna wielka strategia prezesa obraca się w niwecz.

Sasin, jak przystało na stratega, gwałtownie znalazł winnych porażki PiS w sejmiku – dwóch radnych, którzy „zdradzili” i dołączyli do koalicji z PO i Trzecią Drogą. Oczywiście, według Sasina, za tymi zdradami stał Jurgiel. Jakże by inaczej! Czyż nie byłoby to typowe dla PiS – wszędzie wietrzyć zdrady, spiski i „antypolskie” działania? Dla Sasina to chleb powszedni – porażki są winą innych, a zdrada czai się na każdym kroku. Takie jest życie w świecie PiS, gdzie każdy, kto myśli inaczej, musi być zdrajcą.

A co na to sam Krzysztof Jurgiel? Ano, wyjaśnia, iż przez 30 lat kariery politycznej, zawsze działał odpowiedzialnie, budując podwaliny pod rozwój Podlasia i Polski. Jakież to wzruszające! Jurgiel przypomina, iż jego „najlepszy okres” w PiS był związany z współpracą ze śp. Przemysławem Gosiewskim i Markiem Kuchcińskim. Niestety, potem na scenę wkroczyły „mąciciele” i partia zaczęła się sypać.

Nie da się jednak ukryć, iż po przeczytaniu tych wynurzeń Jurgiela, odnosi się wrażenie, iż to nie on, a cała reszta PiS-owskiej ekipy jest winna każdej porażce. Sasin, Karski, Kaczyński – wszyscy oni knuli przeciwko niemu, bojąc się jego politycznego geniuszu. Ach, gdyby tylko go słuchali, Podlasie byłoby dziś twierdzą PiS, a Kaczyński spałby spokojnie!

Tymczasem mamy jedynie kłótnię w rodzinie, którą Jurgiel opisuje z precyzją, jakby to była saga o wielkich zdradach, upadkach i niewykorzystanych szansach. Bo tak to właśnie wygląda: PiS na Podlasiu sam sobie strzeliło w kolano – i to nie pierwszy raz.

Idź do oryginalnego materiału