27 lutego 1879 roku urodził się Józef Montwiłł-Mirecki, bojowiec Polskiej Partii Socjalistycznej, zapomniany bohater walk o niepodległość z czasów zaborów.
Jak wspominali jego towarzysze z podziemia, prywatnie był skryty i małomówny, wręcz nieśmiały. „Prawda, jestem nieśmiały, ale odważny” – mówił sam Mirecki. Nie rzucał takich deklaracji na wiatr. Jego odwaga przeszła do legendy walk o niepodległość.
Przed pójściem w bój, Mirecki miał zwyczaj tak instruować swoich podkomendnych: „Chłopcy, należy bić się do ostatka, nie zważając na rany, z wyprutymi kiszkami, przytrzymując jedną dłonią bebechy, można drugą strzelać znakomicie i skutecznie. Gdybym padł, każdy niech robi dalej swoje, proszę was tylko na odchodnym, włóżcie mi kluskę (nabój dynamitowy) w gębę i zapalcie”. Jednocześnie podczas akcji bojowych czynił wszystko, by oszczędzić niepotrzebnych ofiar. Uważał, iż jako dowódca to on pierwszy musi iść w ogień i to on z pola walki schodzić musi ostatni.
“Szybkość decyzji, panowanie nad sobą, niewzruszony spokój w najgroźniejszych momentach zdumiewały najodważniejszych z odważnych” – tak wspominał Mireckiego słynny pisarz Gustaw Daniłowski.
Jak żył, tak zginął. Jego ostatnim okrzykiem, przed śmiercią zadaną przez carskich siepaczy, było: „Niech żyje Polska Niepodległa!”.
Kiedyś był powszechnie szanowanym symbolem walk o niepodległość. W międzywojniu jego imieniem nazwano choćby całe osiedle w Łodzi.
Dziś Mirecki jest zapomniany. Nieustraszony bojownik o niepodległość i socjalizm kompletnie nie pasuje do potrzeb propagandowych współczesnej polityki historycznej.
autor: Przemysław Kmieciak/Przywróćmy pamięć o patronach wyklętych