Niby wszyscy znamy Kraków. Dawną stolicę Polski niemal każdy odwiedzał wraz ze szkolną wycieczką i przy nie jednej innej okazji. Jest też o Grodzie Kraka sporo książek, kilka miast naszego kraju równie często też malowano i fotografowano. A jednak jest Kraków opowieścią nie mającą końca. Tematem, o którym ile by nie mówić – nie przestaje być fascynującym. Okazuje się, iż jest możliwym wzbudzanie w stosunku do królewskiego miasta z wawelskim wzgórzem uczuć jeszcze bardziej żarliwych i jeszcze większych pragnień poznawczych. Dowodem na to jest wydana przez Białego Kruka księga – album „Kraków. Kultura i Naród”.
Niektórych zdań wypowiedzianych o Krakowie nie zapomnę nigdy. Słów Jana Pawła II, który tuż przed odlotem po swej pierwszej pielgrzymce do ojczyzny powiedział: „Pozwólcie, iż zanim stąd odejdę, jeszcze raz popatrzę stąd na Kraków, w którym każdy kamień i każda cegła jest mi droga.” I jakże ważna, nie tylko w kontekście edytorskiego arcydzieła (za takie arcydzieła pokłon się należy wszystkim jego współtwórcom, jakże często niemal bezimiennym!) jest dalsza część wypowiedzianych wtedy słów największego z rodu Polaków: „Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością. Taką, jaką zaszczepił w nas Chrystus na chrzcie świętym. Abyście nigdy nie zwątpili, nie znużyli się ani nie zniechęcili. Abyście nie przecinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.” O tej Polsce i o tym Krakowie, w którym każda cegła i każdy kamień drogie są sercu każdego Polaka, opowiada niezrównana księga – album, nadzwyczajne dzieło, które w głównej mierze stworzyli Joanna Wieliczka – Szarkowa i Adam Bujak. Wcale nie przesadzę, jeżeli stwierdzę: geniusze obiektywu i pióra, mistrzowie erudycji i refleksji, wspaniali nauczyciele myślenia i patrzenia.
Może niezbyt jest stosownym po cytatach z największego z Polaków i zarazem świętego przywołać w tym miejscu słowa człowieka, który znany jest głównie jako reżyser i to filmów raczej rozrywkowych. No ale trudno, wspomnienie to domaga się przypomnienia i mam nadzieję, iż przywołać je w tym miejscu to nie grzech. Dobrych kilka dziesięcioleci temu słuchałem sobie Radia Wolna Europa, w której nagle zapowiedziano wywiad z Billem Wilderem, reżyserem takich filmów, jak „Bulwar zachodzącego słońca”, „Podwójne ubezpieczenie”, „Garsoniera” czy „Pół żartem pół serio”. Wcześniej Billy Wilder sprawił mi nie byle jaką przyjemność w ostatnim z wymienionych filmów bohaterce, której rolę grała Marylin Monroe, nadając jednoznacznie polską narodowość i nazwisko Kowalczyk. Co nie było w jego twórczości przypadkiem odosobnionym – „Bulwar…” przygotowywał z myślą o powierzeniu w nim głównej roli naszej Poli Negri, po odmowie której zagrała w nim Gloria Swanson – Polka w połowie lub jednej czwartej i niestety nie identyfikowana z naszą ojczyzną tak jednoznacznie, jak Pola – Apolonia Chałupiec. Z filmów tych wnioskowałem, iż Wilder Polskę i Polaków lubi. Kiedy jednak z zagłuszanego przez komunistów radia usłyszałem jego głos – myślałem, iż spadnę z krzesła. Billy Wilder nie tylko mówił po polsku, ale mówił świetnie, jak najprawdziwszy Polak! Okazało się, iż urodził się w Suchej Beskidzkiej jako syn austriackiego urzędnika (żydowskiego pochodzenia), iż chodził do polskich szkół, iż miał mnóstwo polskich kolegów i przyjaciół. Zapytany o najważniejsze wspomnienia z Polski – od razu zaczął mówić – o Krakowie! Z czułością taką, jaką chyba każdy żywi do swej babci opowiadał, iż właśnie jego babcia – była wprost zakochana w Krakowie. Uwielbiała jego niepowtarzalny urok, niezrównane piękno, artystyczną klasę zgromadzonej w nim sztuki i oczywiście – przepiękną historię, przebogatą i wspaniałą tradycję. Zabierała więc swojego wnuka na wycieczki właśnie do Krakowa. Billy Wilder wspominał, z jak wielką miłością jego babcia na Kraków patrzyła, z jakim uwielbieniem swego wnuka po nim oprowadzała i jak pięknie o nim opowiadała. Wielki hollywoodzki reżyser mówił, iż Polska jest dla niego bezlikiem wspaniałych wspomnień – przede wszystkim chłopięcego łobuzowania wraz z kolegami ze szkoły i podwórka, piękna pejzaży pól i gór, ale przede wszystkim – uroku Krakowa, który przeżywał oprowadzany po nim przez trzymającą go za rękę babcię – wielką wielbicielkę prastarej polskiej stolicy.
Do niezliczonej rzeszy chłonących piękno i tradycję Krakowa należał mój nie ojciec. Żadnych zresztą nie mający rodzinnych związków z tym miastem. Pierwsza jednak wyprawa „uciułanym przez długie lata” samochodem – była wycieczką do Krakowa. I zarazem oczywiście do Częstochowy. Od dziecka jest kimś takim moja żona. Od czasów licealnych wielokrotnie w nocy z soboty na niedzielę (wolnych sobót w szkołach wtedy jeszcze nie było) wsiadała w pociąg, by po dniu w Krakowie, nasyciwszy oczy jego atmosferą i pięknem, po bardzo długim często wpatrywaniu się w te zabytki, o których wcześniej starała się dowiedzieć wszystkiego, co możliwe – wracała nocnym pociągiem do Wrocławia nieomal bezpośrednio na pierwszą poniedziałkową lekcję o ósmej rano. Takich ludzi było i jest mnóstwo. Bo czy może nie poruszyć polskiego serca chodzenie wśród grobów czy sarkofagów naszych królów, po miejscach znanych z Hołdu Pruskiego czy Przysięgi Tadeusza Kościuszki? Albo po tych związanych z Karolem Wojtyłą, Stanisławem Wyspiańskim, Janem Matejką, Józefem Mehofferem, Józefem Piłsudskim i jakże ogromnie wieloma innymi jakże wielkimi, jakże niezwykłymi, jakże dla nas wszystkich ważnymi? Nikt z takich ludzi nie przejdzie obojętnie obok księgi – albumu, w której po mistrzowsku wydobyte, wyeksponowane i opisane są czasem choćby te krakowskie detale, których może nie dostrzec oko rasowego turysty. Oglądanie tych zdjęć uświadamia, jak wiele można stracić. I jak bardzo trzeba do tych miejsc wrócić.
Adam Bujak, najwybitniejszy polski fotografik, kawaler Orderu Orła Białego, podobnie jak Jan Długosz, największy z historyków średniowiecznej Europy uważa, iż Kraków to najpierwsza całej Polski ozdoba, warowna ostoja i – macierz wszystkich Polaków. Zwróćmy uwagę przede wszystkim na ostatnie z tych słów. Kto zda sobie sprawę z tego, iż wyrasta z tej wspaniałości, jaką jest krakowski Wawel, Rynek, Skałka, nieodległa Wieliczka czy Tyniec – ten nigdy nie będzie się mógł czuć członkiem narodu drugorzędnego, podrzędnego, mniej wartego czy podporządkowanego. Pełna, zdroworozsądkowa świadomość takiego źródła, z którego się wyrasta, takiego dziedzictwa, którego jest się depozytariuszem, zabezpiecza przed skutkami najbardziej choćby totalnej pedagogiki wstydu. Płynąca z tych kart wiedza to skuteczny oręż przed najbardziej choćby furiackim atakiem na Polskę i polskość.
Pamiętam, jak na lekcjach religii nasz salezjański katecheta pokazywał nam albumy przedstawiające skarby Jasnej Góry i wawelskiej katedry. Były wydawnictwami anglojęzycznymi, co komentował: „Nie sposób zdobyć wersji polskojęzycznych. No bo wiecie – po co Polacy mają wiedzieć, iż ich przodkowie tworzyli takie rzeczy, iż byli tak wielcy?” Kilka lat później niejaki Donald Tusk popełnił skwapliwie przez podobnych do niego opublikowany i nagłośniony „esej” ze słynnymi słowami, wg których „polskość to nienormalność”. I nie kończącą się stękaniną, jak to go Polska uwiera, jakim to jest ona dla niego ciężarem. A było to dopiero preludium do rozpętanej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych totalnej orgii upokarzania wszystkiego, co najbardziej polskie. Do trwającego dziesięciolecia wyszydzania, zakłamywania, oblewania hektolitrami pomyj wszystkiego, co dla Polaków najświętsze. I niestety – wyposażona w potężne narzędzia przekazu pogarda dla Polski, polskiej historii, tradycji, religii związanej z Polską od zarania jej dziejów, doprowadziła do oduczenia polskości tak dużej części naszego narodu, iż za jej pomocą można choćby wygrywać wybory. Z prostej przyczyny – bo w obliczu propagandowego quasi – monopolu Polacy byli bezbronni. Bo nie mieliśmy do dyspozycji choćby procenta tych mediów, które służyły zwalczaniu Polski i polskości. Dzięki opiece Boskiej i wytrwałym mądrym patriotom – bezbronni już nie jesteśmy. Przed atakami antypolskich oszczerców mamy już ochronne tarcze. Takie, jak Wydawnictwo Biały Kruk, którego edytorskie arcydzieła mówią o Polsce prawdę. Prawdę, z której mamy pełne prawo być dumni. A trudno o prawdę równie piękną, jak obrazy Krakowa sfotografowane przez Adama Bujaka, jak towarzysząca tym obrazom opowieść, której autorką jest Joanna Wieliczka – Szarkowa.
Czy jednak zawsze doceniamy to, co mamy? Ja patriotą byłem zawsze, ale niewola i nędza, jakiej jak niemal wszyscy doświadczałem w latach osiemdziesiątych, nie pozostawały bez skutku dla osobistego samopoczucia. Któregoś razu spotkałem wtedy studentów z Wietnamu, zresztą bardzo sympatycznych, których oczy dosłownie lśniły zachwytem. Okazało się, iż właśnie wrócili z Krakowa. Krótką rozmowę o tym, jak to nam się w Polsce żyje nagle jeden z nich przerwał, jak się potem okazało wyrażając przekonanie ich wszystkich. Powiedział: „Jak wy możecie narzekać? Przecież macie w Polsce takie rzeczy! Taakie rzeczy!!” Wszyscy jego towarzysze z przekonaniem potakiwali głowami, po czym rozmowa przyjęła całkowicie inny obrót. Jej konkluzja była taka, iż owszem, akurat teraz jest z Polską gorzej. Ale ta skala historycznej wielkości, jaką zawiera w sobie Kraków, to dowód na to, iż stan dzisiejszy to tylko chwilowa zadyszka, przejściowa aberracja. Bo naród z tak wielką przeszłością, z tak ogromną skalą dokonań – nie będzie wiecznie trwał w zastoju, w kryzysie czy jakimkolwiek upadku. Kto naprawdę poznał Kraków ten wie, iż to nielogiczne, więc i niemożliwe. Nie jest też przypadkiem to, iż katedry politologii uniwersytetów chińskich, czyli kraju szczycącego się najdłuższą ciągłością swych dziejów, niezmiennie definiują Polskę jako „mocarstwo w uśpieniu”. Wprawdzie mocarstwowość to kategoria dyskusyjna i w sensie politycznym niełatwa, ale sama trzeźwa i oparta na wiedzy narodowa świadomość Polaków to podstawa do tego, by Polska była już teraz potęgą ducha. Polską prawdziwą, czyli nie dającą sobie wyrwać ani niezbywalnych interesów ani żadnego ze składników naszej tożsamości.
Nie tylko więc podróżą w przeszłość czy spacerem po cudownej urody zakątkach jest „Kraków. Kultura i Naród”. Ta księga – album to źródło i wiedzy i duchowej siły.
Artur Adamski