„Joanna Hawrot. Wearable Art – Unseen Threads”, czyli jak EXPO 2025 definiuje kobiecość na nowo

3 dni temu

„Wearable Art – Unseen Threads” – japoński projekt Joanny Hawrot to tekstylne archiwum pamięci i manifest tego, co kultura eksponowała i co postanowiła ukryć. Instalacja złożona z 30 modowych obiektów, artystycznych tkanin i nowych mediów zamieniła luksusowe Centrum Daimaru – miejsce o kilkusetletniej tradycji związanej z produkcją i sprzedażą tradycyjnych kimon – w multimedialną galerię. O wariantywnej kobiecości i prawdzie w artystycznym sposobie życia i myślenia z Joanną Hawrot, autorką projektu, rozmawia Alicja Myśliwiec-Konieczna.

Alicja Myśliwiec-Konieczna: Jak przyjęła cię Osaka?

Joanna Hawrot: Po raz pierwszy do Osaki poleciałam w listopadzie w ubiegłym roku. gwałtownie zorientowałam się, iż moje wspomnienia są mocno związane z Tokio i jego intensywnością. Osaka z kolei jest miejscem spokojniejszym. Przywitała mnie bardzo życzliwie – zwłaszcza iż pojechaliśmy tam realizować projekt z kobietami i o kobiecości. Gdy teraz odwiedziłam Osakę po raz drugi i japońscy dziennikarze pytali mnie o wrażenia z tego miasta, powiedziałam, iż planuję się tam przeprowadzić i żyć.

Co jest takiego w Osace, iż zjednała cię tak szybko?

Myślę, iż to choćby nie chodzi o samo miasto, tylko o Japonię. Rezonuje ze mną w wielu aspektach, jeżeli chodzi o sposób myślenia, podejścia do sztuki, realizowania projektów, o estetykę, o wyczucie, o kanon. Mam wrażenie, iż gdzieś na poziomie mentalnym jestem stamtąd. W Japonii byłam jeszcze przed pandemią, więc ten powrót po latach tym bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, iż jest to moje miejsce na ziemi.

Były takie momenty, iż czułaś różnice kulturowe?

W każdym projekcie są momenty trudne i pamiętam, iż przyszedł też taki w naszym. Wspominam bardzo istotną rozmowę z naszą japońską producentką, która patrzyła na mnie z dużą uważnością, widziała smutek na mojej twarzy, rodzaj niepokoju, zmęczenia. Japończycy nie pytają wprost o emocje, ale ona spojrzała na mnie i powiedziała tylko tyle, iż w Japonii to jest nie do pomyślenia, iż ktoś stawia kogoś w sytuacji albo powoduje sytuacje, które mogą zaowocować takim dyskomfortem i takim niepokojem. I wtedy właśnie sobie pomyślałam, iż to jest ta różnica kulturowa, która, myślę, najbardziej daje się we znaki w relacjach społecznych.

Jak Japończycy reagowali na twój projekt?

Przede wszystkim podeszli do niego z dużym zaufaniem i otwartością. Od początku czułam, iż mają bardzo dużą ochotę na taki eksperyment, ten rodzaj wyzwania. Pamiętajmy, iż pracowaliśmy na odległość, z dwóch różnych miejsc na świecie. Japońska strona miała swoją część, my swoją, a na samym końcu mieliśmy się spotkać na wspólnej platformie wystawy. I powiem szczerze, iż efekt zaskoczył obie strony. Japończycy byli zdumieni, iż wizja, która została im przedstawiona, została zrealizowana w tak wierny sposób. Efekt był lepszy od spodziewanego, co pokrywało się z moimi wrażeniami.

To jest przedziwna sytuacja, iż oni tacy wycofani, najczęściej wielbiący zachowawcze sytuacje i rozwiązania zarówno w modzie, jak i w sztuce, nagle dostają wystawę, która jest intensywna, kolorowa, wielowarstwowa, zaskakująca. Ciężko ją okiełznać z uwagi na to, iż rozpostarta jest po całym centrum Daimaru. Składa się ze zdjęć, z obiektów, są maski i teatralne sytuacje zaaranżowane w oknach. To wszystko mogłoby się wydawać bardzo europejskie, a jest pokazywane w Japonii i doskonale się sprawdza. Dostałam taką informację od naszej producentki, iż zespół japoński codziennie chodzi po wszystkich piętrach i patrzy z taką uważnością na te prace. Przeżywają to, doświadczają tego, są zainteresowani, aby wnikać głębiej. Mam wrażenie, iż faktycznie czułam, iż ta wystawa jest dla japońskiego odbiorcy i iż on z niej skorzysta.

Co dla ciebie w tej wystawie jest dzisiaj najważniejsze w sytuacji, kiedy jesteśmy już po otwarciu i ona zaczyna wchodzić w dialog z odbiorcami?

Utwierdziłam się w przekonaniu, iż odpowiednio realizowana sztuka i moda może faktycznie zbliżać nas do siebie, pokonywać wszelkie dystanse, nie tylko estetyczne, kulturowe, ludzkie. Mam wrażenie, iż o tym był ten projekt. Narzędzia, które zostały wykorzystane do wystawy: kostiumy, multimedia, zaaranżowane sytuacje powodowały określone emocje, które mają nas do siebie zbliżyć i mają nam pomóc odczuwać i wyrażać swoje emocje. Na początku myślałam, iż to założenie jest górnolotne. Ale po tym, jak wystawa się zmaterializowała i dostawałam kolejne komentarze właśnie od Japończyków – i to mężczyzn i kobiet – co jest w ogóle bardzo ciekawe!

Dlaczego?

Początkowo byłam nakierowana na odbiorczynie. Finalnie okazało się, iż dla mężczyzn rzeczy, o których rozmawiamy, są tak samo ważne. To było dla mnie najbardziej zaskakujące. Dochodziły do mnie informacje, iż pierwszy raz Japończycy zaczęli mówić o swoich uczuciach, odczuciach, wrażeniach. I mam wrażenie, iż sukcesem tej wystawy jest właśnie uruchomienie uczuć.

W jaki sposób zajęłaś się konstruktem społecznym, jaki kryje się pod hasłem różnych rodzajów kobiecości? Razem z Zuzą Krajewską przygotowałyście dwie sesje zdjęciowe.

Tak. Zaprosiłam do projektu kobiety, które reprezentują różne warianty kobiecości – zdywersyfikowane zarówno poprzez wiek, profesje, orientacje seksualne czy wykonywane zawody. Po tej stronie japońskiej zależało na tym, żeby zbliżyć się do społeczeństwa kobiecego japońskiego i pokazać przekrój: od osoby starszej, nastoletniej, po osobę transgresyjną. Natomiast w ramach warszawskiej odsłony projektu zaprosiliśmy do współpracy osoby trans i to było dla mnie bardzo mocne doświadczenie, ponieważ zdałam sobie sprawę, iż o takim wydaniu kobiecości bardzo mało wiem. Uchwyciłyśmy proces performacji kobiecości. Mam wrażenie, iż była to pierwsza tak śmiała kampania. Przeciekawe doświadczenie, kiedy wachlarz 12 postaci przenika się, uzupełnia. Moje wybory w tym zakresie były nieprzypadkowe. Każda z tych postaci pojawiła się w projekcie z jakiegoś powodu, wniosła do niego siebie. Razem z Zuzą Krajewską patrzymy na te postaci w czuły sposób. Poświęcamy im czas. Stałam przy witrynie multimedialnej późno w nocy, już po otwarciu wystawy, patrzyłam sobie na to, jak ludzie przechodzą w nocy koło tych witryn, jak się zatrzymują, jak te prace zatrzymują ich uwagę. Z jaką ciekawością przyglądają się naszemu projektowi… Czułam, iż ten głos to istotny głos, który jest słuchany, którzy wybrzmiewa. Tak dzieje się, kiedy jest się po prostu szczerym wobec siebie, szczerym w swojej pracy, w swojej sztuce i faktycznie chce się czegoś dowiedzieć, przede wszystkim o sobie, a potem dzielić się tym z innymi.

W swoich pracach nawiązujesz do Polskiej Szkoły Tkaniny, tworząc modowe interpretacje obiektów Magdaleny Abakanowicz i Wojciecha Sadleya. Czy to był oczywisty wybór, kiedy Instytut Adama Mickiewicza zaprosił cię do udziału w tym projekcie? Co pojawiło się w głowie, kiedy usłyszałaś Expo – Osaka – Hawrot?

Na początku byłam zaskoczona propozycją i skalą projektu, która urosła dwukrotnie w toku jego realizacji. Propozycja współpracy z Centralnym Muzeum Włókiennictwa pojawiła się w trakcie. Dotychczas nie pracowałam z obiektami. Raczej koncentrowałam się na osobie twórcy. To był kolejny nowy element w tym projekcie. Tkanina artystyczna fascynuje mnie od lat, więc ten pomysł od razu bardzo mnie ucieszył. Nie tracąc czasu, pojechałam na wizję lokalną, aby obejrzeć łódzkie zbiory. gwałtownie zyskałam pewność, iż to dobra droga. Wyboru Wojciecha Sadleya i Magdaleny Abakanowicz dokonałam intuicyjnie, analizując wszystkie prace będące w zbiorach muzeum. Te po prostu ze mną rezonowały. Ja nigdy nie dyskutuję z własnymi emocjami, od razu wiem, co będzie dobrze pracować w tkaninie i w projektach. O wyborze zdecydowały konkretne prace. Kiedy zaczęłam o nich czytać, okazało się, iż cykl całunów Sadleya opowiadał o przepracowywaniu traumy, o doświadczeniach wojennych. Nie było w tym wyborze przypadku. Z kolei Magdalena Abakanowicz to podwójne wyzwanie – projektanckie też i artystyczne – mierzenie się z legendą. W końcu chodziło o stworzenie adaptacji przestrzennej pracy, ale w perspektywie 2D, na płasko, na tkaninie. Nad tym wzorem pracowałam najdłużej – to niebieskie, granatowe wzory i digital patterns. Przyniosło mi to wiele satysfakcji. Praca z tymi historiami, możliwość wzięcia na warsztat tak doskonałych prac była dla mnie bardzo rozwijająca.

Kim jest dziś Joanna Hawrot?

Myślę, iż wciąż jestem kobietą, która podąża drogą emocji, intuicji i idzie tam i za tym, co czuje i co ją odżywia – to jest mój azymut, który przekładam nie tylko na pracę, ale też na życie. Prawda jest i będzie moim priorytetem. To, aby być szczerą, autentyczną i by zajmować głos w sztuce, w modzie nie bez powodu. Żeby ten głos miał znaczenie nie tylko dla mnie, ale żeby był czytelny również dla moich odbiorców. To są dla mnie mocne ramy, w których czuję się bezpiecznie.

Dzisiaj rozmawiamy w Warszawie, ale niebawem wracasz do Osaki i realizujesz tam kolejny projekt. Co to będzie?

Ministerstwo Kultury w ramach programu kulturalnego EXPO 2025 przygotowało dwie propozycje. Jedna to moja wystawa, o której rozmawiałyśmy, czyli „Wearable Art – Unseen Threads”, a druga to instalacja Polonia x Skłodowska – Curie’s Magic Lab. The Power of Migration. Yuriko Sasaoki opowiada na nowo historię polskiej noblistki jako symbolu migracji idei i wiedzy. Do projektu przygotowałam kostiumy, tkaninę, współreżyseruję również performance z Martą Ziółek. To bardzo mnie zaskoczyło, bo przez lata Maria Curie-Skłodowska była moją superbohaterką i wraca do mnie. Doskonale pamiętam, iż miałam taką silną potrzebę powieszenia jej dużego plakatu w moim mieszkaniu. Przeczytałam potem kilka jej biografii. Jestem więc szalenie podekscytowana. Przy okazji zaproszenia wpadłam na pomysł, który zaproponowałam Marcie Ziółek, żeby przywołać ducha Marii. Marta jako znakomita performerka, z którą też od lat pracuję, będzie osobą zarówno prowadzącą ten seans, jak i głosem Marii. Jesteśmy w tej chwili w próbach, w przygotowaniach i zastanawiamy się, co Maria Skłodowska chciałaby nam powiedzieć dzisiaj, w jakiej sprawie zabrałaby głos. Wiemy, iż była to postać wybitna, naukowczyni, ale to była też matka, która wychowała kolejne silne kobiety, z których jedna była kolejną Noblistką. Szalenie się cieszę, iż możemy popracować z duchem Marii i iż mam okazję wrócić do Osaki.

I to też taka wspaniała klamra, iż znów pojawia się taka kobiecość, bardzo postępowa, bardzo emancypacyjna i bardzo wariacyjna.

Od kobiet, od przywoływania różnych kobiet się zaczęło, a skończy się na przywoływaniu ducha Marii Skłodowskiej, która, mam wrażenie, będzie taką naszą superhero tego wydarzenia. Okazuje się, iż się wszystkie gdzieś na końcu spotykamy i iż dla mnie – jak sobie tak teraz myślę o tym całym projekcie, o tych dwóch projektach – to jest taki powrót do kobiecego plemienia, kobiecego kręgu. Oczywiście w wykonaniu modowo-artystycznym, performatywnym. Koniec końców spotyka się grupa kobiet, która poprzez swoją pracę, sztukę uzdrawia, mówi, odkrywa i to rezonuje. Przeciekawa podróż. Mam wrażenie, iż w ogóle dla mnie osobiście bardzo ważna. Te wszystkie spotkania, rozmowy, wielogodzinne montaże, wystawy, przegadanie różnych tematów, problemów, sytuacji, łez smutku i euforii – o tym jest cały czas dla mnie tworzenie, o tym szczególnym sposobie życia. o ile życie możemy właśnie tak przeżywać i poświęcać czas na rzeczy ważne nie tylko dla nas, ale też dla innych, którzy są obok nas, to mam wrażenie, iż wtedy to życie wygrywamy.

Projekt „Joanna Hawrot. Wearable Art – Unseen Threads” jest częścią programu kulturalnego towarzyszącego Wystawie Światowej EXPO 2025 organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza. Szacuje się, iż w związku z Expo Osakę odwiedzi 128 milionów odbiorców ze 161 krajów. „Wearable Art – Unseen Threads” będzie można oglądać od 31 maja do 24 czerwca 2025 roku.

Idź do oryginalnego materiału