Jeżeli nie było oszustwa wyborczego, to czego tak panicznie boi się PiS i Karol Nawrocki?

2 dni temu

Coś tu wyraźnie nie gra. Gdyby wybory prezydenckie w Polsce przebiegły uczciwie, jak zapewniają politycy PiS, partia ta — i jej kandydat Karol Nawrocki — powinni z otwartymi ramionami przyjąć pomysł komisyjnego przeliczenia głosów w kilku komisjach. Przecież w zdrowej demokracji przejrzystość i kontrola to fundamenty zaufania obywateli. A jednak reakcja PiS-u? Histeria, oskarżenia, próby storpedowania inicjatywy. Czego się boją?

Zamiast wspierać ideę transparentności, PiS rozpętuje medialną burzę i próbuje dezawuować tych, którzy domagają się jawności. Przedstawiają inicjatywę przeliczenia jako rzekomy zamach na demokrację, gdy w istocie jest to jej najwyższa forma — walka o każdy głos, o uczciwość procesu, o wierność woli obywateli. Ale może prawda jest prostsza: PiS wie, iż wynik tych wyborów był na granicy, a każda komisja, w której pojawią się nieprawidłowości, to gwóźdź do politycznej trumny ich kandydata. Może boją się, iż ten misternie zbudowany mur propagandy i fałszywego zwycięstwa rozsypie się pod naporem faktów. Boją się, iż zamiast „wygranego z ludu”, zobaczymy produkt partyjnej machiny, której jedynym celem było utrzymanie wpływów i bezkarności.

Karol Nawrocki, kandydat z teczki, protegowany ludzi Ziobry i Kaczyńskiego, nie ma moralnego mandatu, by bronić się przed przeliczeniem głosów. Jeśli naprawdę wierzy w swój sukces — niech go potwierdzi. Komisyjnie. Publicznie. Przejrzyście.

Wolne wybory to nie tylko kartka wrzucana do urny. To również prawo do kontroli. Do domagania się jawności. Do zadawania trudnych pytań. I dziś, gdy demokracja została wystawiona na próbę, największym grzechem nie jest domaganie się przeliczenia głosów — tylko paniczny opór przed tym przeliczeniem.

Idź do oryginalnego materiału