To nie był lapsus językowy. To nie była pomyłka. To była świadoma deklaracja interesu politycznego osoby, która udaje sędziego i rozstrzyga o ważności wyborów prezydenckich w Polsce. Małgorzata Manowska, znana z bliskich związków z obozem Zjednoczonej Prawicy, wprost przyznała na antenie telewizji, iż nie chce zwycięstwa kandydata, który zakwestionowałby legalność jej funkcji.
To nie jest kwestia opinii. To przestępstwo. I to jedno z najgroźniejszych dla państwa prawa.
Publiczne przyznanie się do działania w interesie politycznym
„Czy ja jestem zainteresowana w tym, żeby został prezydentem ktoś, kto powie, iż ja nie jestem sędzią?” – powiedziała Manowska przed kamerami. Zdanie, które przejść do historii polskiego wymiaru sprawiedliwości jako jedno z najbardziej obciążających i jednocześnie jedno z najbardziej bezczelnych.
To jest jawne przyznanie się do konfliktu interesów, które powinno natychmiast skutkować wyłączeniem Manowskiej z jakiejkolwiek roli orzeczniczej. Ale to nie wystarczy. To, co zrobiła, wyczerpuje znamiona przestępstwa z artykułu 231 Kodeksu karnego – przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego w celu osiągnięcia korzyści osobistej lub politycznej.
Czas na zatrzymanie i postawienie zarzutów
Małgorzata Manowska nie może dłużej chować się za togą. Nie jest sędzią – co potwierdziły zarówno wyroki europejskich trybunałów, jak i sam sposób jej powołania z udziałem upolitycznionej neo-KRS. Jest osobą prywatną podszywającą się pod sędziego i wykonującą obowiązki, które nie zostały jej powierzane legalnie.
Jeśli Polska ma być państwem prawa, to czas zacząć działać według prawa. A to oznacza:
- Zatrzymanie Manowskiej przez niezależną prokuraturę.
- Postawienie jej zarzutów działania na szkodę interesu publicznego oraz przekroczenia uprawnień.
- Tymczasowe aresztowanie, ze względu na wysokie ryzyko matactwa i wpływania na innych uczestników nielegalnego systemu.
- Proces karny przed sądem powszechnym, z pełnym dostępem opinii publicznej i mediów!
Nie może być bezkarności dla ludzi, którzy łamią fundamenty demokracji
Manowska to tylko twarz systemu. Ale jej słowa są ostatecznym dowodem na to, jak działa ta machina – ludzie powołani bezprawnie do orzekania, lojalni wobec jednej partii, decydują o tym, kto w Polsce może zostać prezydentem. To zamach na ustrój, którego nie da się już dłużej tolerować.
W każdym państwie prawa taka wypowiedź skutkowałaby natychmiastowym postępowaniem dyscyplinarnym, zawieszeniem i procesem karnym. W Polsce – jak dotąd – mamy ciszę. Ale ta cisza nie potrwa długo. Demokracja ma obowiązek się bronić.
Sprawiedliwość nie będzie pełna bez rozliczenia
Rozliczenie Manowskiej nie jest kwestią odwetu. To konieczność systemowa – bez tego nie da się odbudować zaufania obywateli do sądów. Nie można mówić o uczciwych wyborach, jeżeli ich ważność oceniają osoby, które wprost mówią, iż nie chcą, by wygrał kandydat spoza ich układu.
Jeśli Manowska nie stanie przed sądem, to znaczy, iż w Polsce nie obowiązuje już prawo. Że każdy urzędnik może działać na rzecz własnych interesów i nie ponosić za to odpowiedzialności.
Nie dla bezkarności. Tak dla odpowiedzialności
Dlatego mówimy jasno: czas na zatrzymanie Małgorzaty Manowskiej. Czas na akt oskarżenia. Czas na proces. Czas na wyrok.
Bo tylko w ten sposób Polska znów może stać się państwem, w którym prawo stoi ponad polityką.