Chciałbym móc więcej opowiedzieć Donaldowi Tuskowi o WOŚP i porozmawiać o tym, co zrobić z ochroną zdrowia, żeby obywatele byli zadowoleni – powiedział PAP prezes Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jerzy Owsiak. Przyznał, iż nie inicjuje tego ze względu na wymierzony w ich obu hejt.
PAP: Jak się pan czuje na kilka dni przed 33 Finałem, wśród tych wszystkich spraw, z którymi mierzy się pan i fundacja?
Jerzy Owsiak, prezes zarządu fundacji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy: Zmęczony. Pierwszy raz tak odczuwalnie. Krótko dziś spałem, wczoraj i przedwczoraj też.
PAP: Z powodu gróźb pod pana adresem, o których informujecie opinię publiczną i policję?
J.O.: Zdecydowałem się zgłosić sprawę na policję, ponieważ tak powinien zachować się człowiek, wobec którego ktoś kieruje mowę nienawiści. Hejt się gwałtownie nakręca – ktoś napisze coś, co dla innej osoby może być inspiracją do działania. Trzeba reagować.
Ta sytuacja wpływa na moje samopoczucie, dlatego mówię o zmęczeniu. Jednocześnie staram się funkcjonować normalnie. Mój czas wypełnia to co zawsze: fundacja i dom.
PAP: Ataki nie zakłóciły przygotowań do Finału?
J.O.: Działamy według sprawdzonego planu. Przygotowując Finał, wszystko mamy poukładane na długo wcześniej i w tym roku jest tak samo. Tylko to zmęczenie.
PAP: I cała Polska dziwi się teraz, iż w słowniku Jerzego Owsiaka słowo „zmęczenie” w ogóle występuje.
J.O.: Wyjaśniam. Myśląc przez ostatnie miesiące o tym Finale, miałem przekonanie, iż wszystko idzie świetnie. I tego przekonania nie tracę. Straciłem jednak trochę tych pokładów radości, które były we mnie na myśl o tym, o czym chciałbym opowiadać Polakom w czasie tego Finału.
Chciałem mówić o zakupach dla szpitali, które zrealizowaliśmy w tym roku dzięki pieniądzom z poprzedniej zbiórki, kiedy graliśmy dla pacjentów z chorobami płuc. A także o tym, jak zadziałaliśmy w czasie powodzi. Bo pokazaliśmy mega sprawność naszej fundacji w momentach krytycznych – gotowość ogłosiliśmy w pierwszych chwilach powodzi i zrealizowaliśmy to.
Cieszyłem się też na to, iż opowiem o wieściach, które polscy lekarze przywieźli z pewnego sympozjum w Australii. Wybrzmiało tam, iż dzięki prowadzonym przez WOŚP od ponad 20 lat badaniom słuchu u noworodków, przestajemy potrzebować szkół dla głuchoniemych. Dzieje się tak, ponieważ wady słuchu są diagnozowane na najwcześniejszym etapie – w trzecim dniu życia dziecka i można im skuteczniej pomóc.
Po prostu cieszyłem się, iż opowiem o naszej dobrej codziennej pracy, którą wykonujemy. I nagle się to wszystko zaczęło. Ten hejt, to kłamstwo na temat tego, co robimy i czego nie robimy. Bzdurne zarzuty, iż WOŚP nie kupuje opału dla powodzian, iż nie pomagamy. W końcu pytanie dziennikarza, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałem: „czy pan się boi?”
Wiadomo, co ono znaczy. Ktoś to napisał: „Trzeba zabić Owsiaka”, „100 tysięcy złotych za zabicie Owsiaka”. Ale uwaga, hejterzy – w momencie, kiedy mówię te słowa, nasz prawnik siedzi tu w fundacji w pokoju piętro niżej i zgłasza policji kolejne przypadki gróźb karalnych.
PAP: Czy boi się pan w związku z tym, co się dzieje?
J.O.: Nigdy nie powiem, iż się nie boję, bo to chojraczenie. Powiedziałbym, iż to sytuacja zabierająca mi energię i czas, który poświęcamy m.in. na składanie policji kolejnych zawiadomień. Całe szczęście, iż nikt nie groził, iż mi oderwie łeb 20 lat temu, bo wtedy być może byłoby to nie do zniesienia.
PAP: Dziś jest?
J.O.: Regularność ataków ze strony prawicy i zawodowych hejterów na przestrzeni tych trzech dekad uodporniła mnie. A szczególnie minione osiem lat rządów PiS, kiedy byłem w najgorszy sposób szkalowany przez Telewizję Polską, a instytucjonalnie – poszczególne ministerstwa – wykreśliły WOŚP z pola widzenia. To było osiem lat odcięcia, pogonienia, próby wymazania Orkiestry.
Podam przykład. Przez lata Finały wspierali więźniowie, którzy przygotowywali prace na nasze aukcje. Wraz z wygraną PiS wszystkie zakłady penitencjarne przestały przysłać nam prace więźniów, którzy chcieli się w ten sposób włączyć do Orkiestry. Nie było oficjalnego zakazu z góry, ale kierownictwo więzień dostało sygnał, by od Finału trzymać osadzonych z daleka.
PAP: Jak jest teraz?
J.O.: Dobre wróciło. Więźniowie przesyłają nam prace na aukcje, mamy też dzisiaj (rozmowa odbyła się 14 stycznia – PAP) ponad 3 tys. zł wpłat na Finał od więźniów. W przypadku osadzonych to tyle, jakby ludzie na wolności wpłacili 3 mln zł.
PAP: Zainteresowanie państwa, tym co robi WOŚP oraz wsparcie dla tych działań zawsze było dla pana ważne. Obecny rząd takiej pomocy udziela, co przeszkadza przeciwnikom gabinetu Donalda Tuska i pańskim. Mówią o upolitycznieniu Orkiestry. Dlaczego udział państwa w działaniach fundacji ma dla pana takie znaczenie?
J.O.: Każda organizacja pozarządowa, o ile nie realizuje jakichś celów prywatnych, ale działa na rzecz systemu, potrzebuje wsparcia państwa. Działamy na rzecz publicznego systemu ochrony zdrowia, dla całego kraju – od Helu po Zakopane, dla wszystkich szpitali i pacjentów. Dlaczego państwo nie miałoby tego wspierać? Tym bardziej, iż dziś ta pomoc wymaga bardziej złożonych działań.
PAP: To znaczy?
J.O.: Pierwszy Finał przyniósł równowartość dzisiejszych 3 mln 700 tys. zł. Ostatni – prawie 282 mln zł.
Wtedy, na początku lat 90., zakup sprzętu medycznego nie stanowił żadnego wyzwania – potrzeb było tak wiele. Dziś sprawa jest bardziej złożona, ponieważ obecność nowoczesnego sprzętu w szpitalach i jego utrzymanie przez lata wymaga w niektórych sytuacjach np. nowelizowania przepisów przez ministra zdrowia. Dobrze byłoby więc być w kontakcie.
Podobnie jak wprowadzenie przez państwo do szkół nauki pierwszej pomocy wymaga rozporządzenia ministra edukacji. Stworzyliśmy doskonale działający program, nauczyliśmy miliony dzieci jak ratować, ale przez lata nie udawało się nam przekonać do tego kolejnych ministrów edukacji. W końcu zielone światło dała obecna szefowa resortu Barbara Nowacka.
Jeśli ktoś uważa, iż zabiegając o tego typu sprawy robię politykę, to niech sobie tak uważa. Dla mnie w tym jest zero polityki.
Ale to gadanie też pogłębia moje zmęczenie. Od lat szczegółowo przecież opowiadam o tym, co robimy, pokazuję rozliczenia zbiórek co do grosza. A mimo tego ciągle ktoś wyskakuje z jakimiś oszczerstwami na mój temat. I żeby jeszcze chciało się tym ludziom, którzy to wypisują, wymyślić coś oryginalniejszego niż sztampa. Czemu ciągle o tej wilii z basenem, którą niby posiadam? A może ja wolałbym wydać tę kasę na fajne książki, dzieła sztuki, lunetę, by badać ciała niebieskie? Ludzie, wysilcie się.
PAP: I znów będzie awantura.
J.O.: Naprawdę chciałbym rozmawiać z Polakami o czymś większym, niż kręcić się cały czas wokół tych kłamstw.
PAP: O czym?
J.O.: Na przykład o tym, dlaczego system ochrony zdrowia staje się coraz bardziej niewydolny? Dlaczego kolejki do lekarzy wydłużają się, nie skracają? Co zrobić z ochroną zdrowia w Polsce, żeby obywatele byli zadowoleni?
PAP: To pytanie do Ministerstwa Zdrowia.
J.O.: Z którym mamy w tej chwili zerowy kontakt. Rok temu byliśmy w Ministerstwie Zdrowia, rozmawialiśmy o wielu ważnych rzeczach z panią minister (szefową MZ Izabelą Leszczyną – PAP). Żadna z nich się nie wydarzyła.
PAP: To z kim chciałby pan porozmawiać?
J.O: Myślę, iż z premierem. Chciałbym móc więcej opowiedzieć Donaldowi Tuskowi też o tym, co robimy, ponieważ nasza fundacja ma bardzo istotny wpływ na zdrowie i życie Polaków.
Dla mnie to jest chyba jedyny gość w całej tej ekipie, z którym potrafiłbym się dogadać. Moje doświadczenia z politykami są zwykle takie, iż słuchają mnie jakby grzecznościowo, myślami będąc gdzie indziej. W rozmach z Donaldem Tuskiem tak się nigdy nie czułem.
Nie mówię, iż inni mi nie pasują, tylko o tym, iż w naszych dotychczasowych kontaktach – zwykle to były krótkie, kilkunastominutowe rozmowy – odnosiłem wrażenie, iż Donald Tusk autentycznie słucha, jest niesamowicie kontaktowy i zachowuje się jak zwykły facet.
PAP: Takie spotkanie i rozmowa z premierem wokół ważnych dla pana tematów byłaby możliwa?
J.O.: Nie wiem. Ale nie inicjuję tego, bo wiem, iż znów ściągnie to – na niego i na nas – hejterów. Łapię się na tym, iż zastanawiam się, czy warto to w ogóle powiedzieć publicznie, bo już za to pójdzie atak. A liczba obelg kierowanych pod adresem Tuska przekroczyła już wszelkie granice. Nie ma to nic wspólnego z normalną w demokracji krytyką władzy. To czysta nienawiść.
PAP: Pan skrytykował ostatnio rządzących, iż nie pociągnięto nikogo do odpowiedzialności za nadużycia z czasów rządów PiS.
J.O.: Zależało mi na zmianie tamtej złej władzy, pokazałem swoje zaangażowanie, apelując do Polaków, by poszli na wybory. Ale dziś jest we mnie dosyć sporo goryczy.
Mam na myśli elementarną potrzebę sprawiedliwości. Tak wielu ludzi doświadczyło krzywdy od tamtej władzy, trzeba to naprawić. A widzę, jak to rozciąga się w czasie. Można wręcz odnieść wrażenie, iż państwo daje dziś tym osobom możliwość bezkarności. Czy naprawdę nie można było zrobić nic, żeby poseł Marcin Romanowski nie uciekł przed polskim wymiarem sprawiedliwości do Budapesztu? Ta pobłażliwość jest dla mnie nieakceptowalna.
PAP: Mówił pan też o konieczności jakiegoś rozliczenia dziennikarzy, którzy kłamali i prowadzili hejterskie nagonki w tamtym czasie. Jak miałoby to wyglądać?
J.O.: Dosłałem ostatnio z Poczty Polskiej wezwanie do zapłaty zaległego abonamentu radiowo-telewizyjnego – 1200 zł. Mimo tego, co działo się w mediach publicznych, długo płaciłem abonament, w końcu jednak przestałem, nie godząc się na to, co robili.
Wysłałem więc odpowiedź poczcie, iż nie zapłacę tych pieniędzy, ponieważ ta telewizja obrażała mnie, sugerowała, iż jestem złodziejem i nigdy nie poniosła za to odpowiedzialności. Nie zapłacę ani zaległego, ani bieżącego abonamentu i chętnie doprowadzę do publicznej dyskusji na ten temat, ponieważ osób pokrzywdzonych przez tę telewizję są tysiące i musi to zostać rozliczone.
To postawienie kropki nad i jest ważne. Nie mieści mi się w głowie, iż ci dziennikarze są wciąż w zawodzie i dalej robią to samo, tylko w innej stacji. Uważam, iż zasługują na to, by objąć ich zawodową infamią. To temat, który podjąć powinny jakieś stowarzyszenia dziennikarskie.
PAP: Czy jest w Polsce szpital, w którym nie ma żadnego sprzętu z czerwonym serduszkiem?
J.O.: Do niedawna byłem przekonany, iż są takie miejsca. Ale ileś razy ludzie dawali nam znać, iż widzą nasz sprzęt w miejscach, które umknęły mi, iż coś tam kupowaliśmy. W rzeczywistości sprzęt kupiony przez WOŚP jest nie tylko w szpitalach dziecięcych. Jest na oddziałach, gdzie leczeni są dorośli, w szpitalach resortowych, klinicznych. Myślę więc, iż po tych 33 latach nie ma takiego, gdzie czegoś z naszym sercem pacjent nie znajdzie.
PAP: W tym roku WOŚP gra dla onkologii dziecięcej i hematologii. Celem czterech Finałów – 3., 17., 18., 23. – był właśnie zakup sprzętu dla klinik onkologicznych. Z czego wynika potrzeba, by ponowić tę zbiórkę?
J.O.: Za pieniądze zebrane w 2009 r. kupiliśmy m.in. 80 aparatów USG do wczesnej diagnostyki nowotworów. Zależało nam, by trafiły do wszystkich 16 województw. Efekty tego są fantastyczne. Mamy w tej chwili jedną z najlepszych wykrywalności białaczki na świecie. Od tamtego czasu upłynęło kilkanaście lat – w medycynie to bardzo dużo. Możliwości technologiczne w onkologii są dziś jeszcze bardziej zaawansowane i czas, by nasze szpitale ten najnowocześniejszy sprzęt miały.
PAP: Czy w związku z groźbami pod pana adresem planujecie zaostrzone zasady bezpieczeństwa na Finał 26 stycznia?
J.O.: Zasady będą takie same jak zawsze. Wszystko bardzo dokładnie konsultowaliśmy z policją, w tym z komendantem głównym oraz ze strażą miejską. I tak jak i w zeszłych latach, tak i w tym roku wszystkie Sztaby prosimy o przestrzeganie zasad. Dzieciaki niech nie chodzą same, a pod opieką dorosłych. Nie kwestujemy po mieszkaniach. Jesteśmy na ulicy, widać nas i to jest podstawa bezpieczeństwa. jeżeli ktoś zauważy coś niepokojącego, proszę reagować. Nie bądźmy obojętni.
Wierzę, iż 26 stycznia pokażemy jak co roku, iż to fajny, wesoły dzień, w którym jesteśmy razem i nikt nie będzie próbował zabić tej radości.