Jerzy Mosoń: Niechciana prezydencja w Unii Europejskiej przeszła do historii

2 dni temu
Zdjęcie: niechciana prezydencja


[AI] Jerzy Mosoń: Z końcem czerwca 2025 roku dobiegła końca półroczna prezydencja Polski w Unii Europejskiej, co oznacza, iż rząd Rzeczpospolitej Polskiej może czuć się zobligowany do pochwalenia się swymi osiągnięciami w przewodniczeniu Radzie Unii Europejskiej. Kłopotu z chwaleniem się oczywiście nie ma, ale…

Spis treści

  • Niechciana prezydencja – Jerzy Mosoń ocenia pół roku polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej
    • Czego realnie nie dało się załatwić, pomimo objęcia przez Polskę przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej?
    • Jak rząd Tuska mógł sabotować umowę z Mercosurem w ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej?
    • Jakie powinno być najważniejsze wyzwanie stojące przed polską prezydencją w UE w 2025 roku?
    • Co rząd Rzeczpospolitej komunikuje jako sukces polskiej prezydencji w Unii, a czym się nie chwali?

Niechciana prezydencja – Jerzy Mosoń ocenia pół roku polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej

Premier Donald Tusk w podsumowaniu dotyczącym polskiego przewodnictwa oświadczył, iż ma poczucie ulgi, iż to koniec polskiej prezydencji. Trudno mu się dziwić. Do załatwienia było naprawdę sporo: zablokowanie ETS II, by – w imię ratowania klimatu – za 2, 3 lata ludzie nie lądowali pod mostem, ograniczenie obciążeń z pierwszego ETS, by ze Starego Kontynentu przestał uciekać kapitał produkcyjny, dogadanie się z Donaldem Trumpem – Prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki, by zapomniał o podniesieniu ceł na europejskie produkty, sabotowanie umowy z Mercosurem, aby ocalić rodzime rolnictwo. Co z tego udało się zrobić?

Czego realnie nie dało się załatwić, pomimo objęcia przez Polskę przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej?

Zostawmy na boku umowę handlową ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki – tym zajmuje się na razie Komisja Europejska. Polski rząd niemający wysokich notowań u Donalda Trumpa zdziałałby tu niewiele, nawet, gdyby stanął na głowie. To zatem można było odpuścić, więc i my odpuszczamy.

Załóżmy też, iż na zmiany w pierwszym ETS-ie jest już za późno albo iż to zbyt trudne, by na tym etapie robienia biznesu przez globalne korporacje odkręcić spekulacyjny system uprawnień do emisji. Odpada zatem kolejne wyzwanie. Teraz będzie już trochę mniej przyjemnie. Ale tylko trochę.

Kwestia umowy z Mercosurem grupującym w ramach umowy z Unią Europejską (Boliwia wciąż jest poza porozumieniem) 4 państwa: Brazylię, Argentynę, Paragwaj i Urugwaj nie pozostało przegrana, choć 6 grudnia 2024 roku dyplomaci zakończyli negocjacje. Polska prezydencja rozpoczęła się zatem zbyt późno, by mogła tu zbytnio namieszać, ale nie na tyle by nieco wstrzymać proces ratyfikacyjny, a finalnie także przyczynić się do jego zablokowania.

Jak rząd Tuska mógł sabotować umowę z Mercosurem w ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej?

Umowa Unia Europejska – Mercosur może utknąć już tylko na etapie krajowych ratyfikacji, które powinny rozpocząć się najwcześniej na początku 2026 roku – wystarczy do tego większość blokująca w Unii Europejskiej składająca się z czterech państw o łącznym udziale ludności minimum 35 proc. lub – co mniej prawdopodobne – brak ratyfikacji w państwach Mercosuru.

Czy w styczniu 2025 roku było zbyt mało czasu by zbudować koalicję blokującą złożoną z państw najbardziej zaniepokojonych umową Unia Europejska-Mercosur: Francją, Królestwem Niderlandów, Austrią i Irlandią? Nic podobnego.

Można było zacząć od obstrukcji: apelować w ramach prezydencji o dokonanie precyzyjnych tłumaczeń ostatecznej wersji umowy, tak by nie budziła ona żadnych wątpliwości oraz naciskać na to, by ustalenia uzgodnione i przetłumaczone w 2019 roku, dotyczące części handlowej umowy, a pojawiające się w nowej wersji porozumienia poddać ponownej weryfikacji językowej. To dałoby dodatkowy bezcenny czas, zarówno dyplomatom, jak i rolnikom. W kolejnym kroku bądź równocześnie należało zaalarmować organizacje ekologiczne w sprawie kontrowersyjnej zgody Komisji Europejskiej na przesunięcie o rok wdrożenia w państwach Mercosuru instrumentu do walki z wylesianiem, za cenę uzgodnienia porozumienia. Jednym słowem Puszcza Amazońska będzie wycinana o 12 miesięcy dłużej niż zieloni sądzą. Czy są tego świadomi? Wątpię.

Ekologów można by było zmotywować częścią z sumy 420.000.000 zł, które Polska wydała na swoje przewodnictwo, czyli między innymi na delegacje urzędników. A ile może kosztować takie przyklejenie się do asfaltu w Brukseli na Rue dla la Loi 200, gdzie mieści się główna siedziba Komisji Europejskiej? Milion, dwa? Na pewno niewiele, a cel szczytny. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Cóż, czekamy zatem na brazylijskie kurczaki tańsze o złotówkę na kilogramie i wspaniałą argentyńską wołowinę. Żegnaj polski gulaszu.

Jakie powinno być najważniejsze wyzwanie stojące przed polską prezydencją w UE w 2025 roku?

Najważniejsze wyzwanie, na jakim należało się skupić w czasie sześciomiesięcznej prezydencji Polski w 2025 roku było jednak zupełnie inne. Należało przekonać kilka bogatych państw, iż system ETS II, który za dwa lata zacznie drenować kieszenie przede wszystkim mieszkańców państw Europy Środkowej i Wschodniej to kiepski pomysł, jeżeli Unia w ogóle ma przetrwać w obecnych granicach. Budowanie barykady w tej sprawie to oczywiście ryzyko polityczne dla inicjatora, ale tu drogę utorowała już przecież Słowacja. Południowi sąsiedzi Polski we wrześniu 2024 roku jako pierwsi w Unii odrzucili ETS II, licząc się tym samym choćby z alienacją gospodarczą. Odważnie? Niekoniecznie. Chodzi przecież o przetrwanie kilku milionów Słowaków. Niestety przełomu w ETS II na korzyść Polaków i Słowaków jak nie było, tak nie ma, i nie pojawi się w czasie kolejnej duńskiej już prezydencji – Skandynawowie, którzy na walce ze zmianami klimatycznymi robią świetny biznes nie powinni być tym zainteresowani.

Co rząd Rzeczpospolitej komunikuje jako sukces polskiej prezydencji w Unii, a czym się nie chwali?

Wśród sukcesów półrocznej polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej rząd premiera Donalda Tuska wymienia wyłączenie wydatków na obronność z długu, co oznacza, iż można będzie bardziej zadłużać państwo w imię szczytnego celu, jakim jest bezpieczeństwo zewnętrzne, bez narażenia się ze strony unijnych instytucji na wszczęcie z tego powodu procedury nadmiernego deficytu. Na razie mało kto zastanawia się jednak nad tym, iż to oznacza powstanie silnej presji inflacyjnej. Może zatem zrobić się drożej.

Kolejny komunikowany sukces to przepchnięcie Programu SAFE, czyli nowego unijnego mechanizmu pożyczkowego na obronność. Ma on sięgnąć 1,5 mld euro i przypominać Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększenia Odporności, na podstawie którego powstał Krajowy Plan Odbudowy (KPO). Dzięki pożyczkom SAFE oprocentowanych na poziomie 3,5 proc. na zamówienia wojskowe będą mogły liczyć europejskie koncerny zbrojeniowe. Ile z tych pieniędzy trafi do polskich firm? Dziś za wcześnie, by odpowiedzieć na to pytanie.

Nie wiadomo też, co przyniesie kolejny sukces, czyli Europejski Program Przemysłu Obronnego (EDIP), którego celem jest wzmocnienie konkurencyjności i zdolności reagowania europejskiego sektora obronnego. Zgodnie z jego założeniami, Unia Europejska ma w latach 2025-2027 zapewnić całe 1,5 mld euro na wspólne zamówienia. Inicjatywa zacna, ale skala przedsięwzięcia, zważywszy na potrzeby obronne państw Unii Europejskiej, dość mizerna. To jednak nie wszystko.

Na szczycie Unii Europejskiej w czerwcu 2025 r. przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen pochwaliła polską prezydencję za 16. i 17. pakietów sankcji oraz nowych taryf na rosyjskie i białoruskie towary. Zauważyła, iż Donald Tusk zakończył pracę nad 37 ważnymi aktami prawnymi i osiągnął mandaty negocjacyjne w przypadku kolejnych 18. Ot takie urzędnicze sukcesy, o których mówią inni, zamiast Donalda Tuska.

Z kolei Antonio Costa, przewodniczący Rady Europejskiej wespół z von der Leyen chwalili też Ukrainę, za przeprowadzenie reform w imponującym tempie, wskazując, iż nadszedł czas zintensyfikowania własnych (unijnych starań). Czyżby polska prezydencja nie wykazała się w tym przypadku podobną intensywnością działań wobec potrzeby przyjęcia wschodniego sąsiada do Unii Europejskiej? jeżeli tak, to na pewno polscy rolnicy nie będą mieć jej za to za złe. A co z resztą? Idąc, za tokiem myślenia polskiego premiera: dobrze, iż polska prezydencja już za nami.

Jerzy Mosoń, szef działu Gospodarka i Świat Agencji Informacyjnej, analityk, doradca biznesowy

Dziękujemy za przeczytanie tekstu do końca. Polecamy inne wiadomości opublikowane na stronie internetoewej www.agencja-informacyjna.com Zyczymy ciekawej lektury. Agencja Informacyjna

AI Opinie / Unia Europejska / Fot. materiały prasowe UE / 30.06.2025

Idź do oryginalnego materiału