Profesor Katarzyna Bojuraniec. Chyba musiało dojść do tego, iż o niej napiszę skoro doszło. Pierwszy raz jej istnienie zauważyłem, gdy w Radiu Olsztyn opowiadała o eskapadzie swojego chóru do Lidzbarka Warmińskiego. Ma zaraźliwy entuzjazm i lubi swoje podopieczne. To musi być dobry pedagog. Później zapytałem kilku znajomych o opinie. Same pozytywy. Okazało się, iż to sąsiadka, bo spotykałem ją w sklepie "Aksamitka". Prawdziwa Dyrygent. Towary same wskakują do jej koszyka. Taką moc mają jej gesty.
Są takie chwile gdy człowiek czuje się znakomicie. To był jej wywiad w Radiu. Są tacy ludzie, do których nie idzie się przyczepić. To Katarzyna Bojuraniec. To moje kolejne rozczarowanie na UWM. Drugie, o którym piszę. Pierwsza była żona obecnego Kanclerza. No nie szło z jej wypowiedzi wyciągnąć niczego kompromitującego, choć bardzo się starałem. Tu sytuacja jest inna - nie chcę się doczepić, a wręcz odwrotnie. Zapewniam, iż artykuł nie jest na jej zamówienie ponieważ jej nie znam.
Mam do niej małą prośbę. Jestem przecież interesowny. Może Wawrzyczki zaśpiewają jakiś kawałek Karla Jenkinsa?