Scenarzyści "Simpsonów" to najwięksi jasnowidze wśród filmowych twórców. W marcu 2000 roku wyemitowano odcinek pod tytułem "Bart to the Future". To, co wtedy twórcom wydawało się absurdalnym żartem, w 2016 roku już takie nierealne nie było. Mroczna wizja przyszłości Barta Simpsona zakładała bowiem, iż Donald Trump zostanie prezydentem USA i doprowadzi budżet kraju do ruiny.
– Odcinek sprzed 16 lat miał być ostrzeżeniem dla Ameryki – tłumaczył w 2016 roku scenarzysta Dan Greaney w rozmowie z "The Hollywood Reporter". Chodziło o to, aby pokazać najbardziej absurdalną wizję katastrofy amerykańskiej polityki. Ta wizja miała pokazać moment, w którym USA byłyby na granicy szaleństwa. Zwariowany scenariusz okazał się być proroczy, choć wtedy twórcom choćby nie mieściło się to w głowie.
W 2024 roku mamy powtórkę: Trump ponownie wygrał wybory prezydenckie. W jego decyzjach też widać szaleństwo, a zdaniem niektórych komentatorów – również absurd. Bo co łączy osobę oskarżoną o seks z nieletnią, osobę, która zastrzeliła swojego psa, osobę, która apeluje o przyjęcie ducha aloha, albo osobę, która twierdzi, iż od dekady nie myje rąk, bo przecież nie widać zarazków, więc ich nie ma?
Wszyscy oni mają objąć najważniejsze stanowiska w przyszłej administracji Donalda Trumpa. Oto poczet najważniejszych ludzi prezydenta-elekta USA.
Trump obsadza ważne stanowiska. Za jego nominatami ciągną się głośne afery
Jednym z najważniejszych stanowisk w amerykańskiej polityce jest prokurator generalny USA. A sam Trump twierdzi wręcz, iż jest ono najważniejsze. Republikanin powtarzał na okrągło nie tylko w trakcie kampanii, iż polowano na niego jak na czarownice. I miał pretensje, iż władze USA zmieniły wymiar sprawiedliwości na potężną broń przeciwko niemu.
Trump chce teraz wziąć się za swoich wewnętrznych wrogów i potrzebuje do tego zaufanego prokuratora generalnego. Ma nim zostać Matt Gaetz. Czy jest lojalny wobec prezydenta-elekta? Jeszcze jak!
Gaetz jeździł do Nowego Jorku i uczestniczył w rozprawach podczas procesu Trumpa. I oczywiście krytykował głośno działania wymiaru sprawiedliwości wobec miliardera. Gaetz to także postać budząca liczne kontrowersje.
W przeszłości był oskarżany o płacenie za seks z 17-latką. Jego nominacja wywołała zdumienie nie tylko wśród amerykańskiej opinii publicznej, ale również wśród... Republikanów.
42-letni polityk stał bowiem za usunięciem przewodniczącego Izby Reprezentantów, który był członkiem... jego partii. Kevin McCarthy określił to jako zemstę i, żartując na temat Gaetza, wspomniał o zakazie zbliżania się polityka do szkół, co nawiązuje do śledztwa komisji etyki, dotyczącego oskarżeń o seksrelację z nieletnią.
Media w USA piszą też, iż Gaetz jest po prostu nielubiany w parlamencie. Należy również do jednego z największych przeciwników pomocy Ukrainie.
"Jeśli Gaetz zostanie zatwierdzony przez Senat, stanie na czele prokuratury, która jeszcze w ubiegłym roku badała doniesienia o jego rzekomych przestępstwach seksualnych. Po długim śledztwie uznano jednak, iż zostaną mu postawione zarzuty. Gaetz musiał stanąć też przed Komisją ds. Etyki Izby Reprezentantów w związku z podejrzeniami o przewinienia seksualne, zażywanie zakazanych substancji i obstrukcję. Wszystkiemu zaprzeczał" – opisywał kilka dni temu portal NPR.
Co na to Trump? Broni zaciekle swojej decyzji i podkreśla, iż Matt Gaetz ma zakończyć partyjne wykorzystywanie wymiaru sprawiedliwości. "Matt zakończy używanie państwa jako broni, ochroni nasze granice, rozmontuje organizacje przestępcze i przywróci Amerykanom mocno nadszarpniętą wiarę i zaufanie do Departamentu Sprawiedliwości" – napisał we wpisie na portalu Truth Social.
Ważna informacja: kandydata na prokuratora generalnego musi zatwierdzić amerykański Senat. Już teraz media za Oceanem donoszą, iż Gaetz może nie zostać zatwierdzony. I mówią o tym również publicznie kongresmeni Partii Republikańskiej.
– On nie powinien być prokuratorem generalnym. I nie jestem jedynym z dwustu kongresmenów Partii Republikańskiej, który cieszy się, iż on zniknie z naszego grona – powiedział Max Miller, Republikanin.
Nowa kobieca siła od ducha aloha i zagorzały krytyk NATO zamieszany w skandal obyczajowy
Wybór Gaetza to jednak dopiero początek. Wcześniejsze nominacje Tulsi Gabbard na stanowisko Dyrektora Wywiadu Narodowego i Pete'a Hegsetha na szefa Pentagonu również wywołały niedowierzanie wśród – tak, dobrze myślicie – wielu Republikanów. Obie postacie znane są z kontrowersyjnych poglądów, ale nie tylko.
Tulsi Gabbard, lat 43, była działaczka Partii Demokratycznej, nazywana jest "przyjaciółką Rosji". I w nowej administracji Trumpa ma stanąć na czele amerykańskiego wywiadu i kierować wszystkimi służbami.
Zgrzyt? Trump go nie dostrzega.
"Jako była kandydatka ubiegająca się o nominację Demokratów na prezydenta ma szerokie poparcie w obu partiach – teraz jest dumna z bycia Republikanką! Wiem, iż Tulsi wniesie nieustraszonego ducha, który zdefiniował jej znakomitą karierę do naszej Wspólnoty Wywiadowczej, broniąc naszych praw konstytucyjnych i zapewniając pokój poprzez siłę. Tulsi sprawi, iż wszyscy będziemy dumni!" – napisał prezydent-elekt w oświadczeniu.
A skoro już mówimy o "wnoszeniu ducha"... Kiedy w lutym 2022 Rosja napadła na Ukrainę, Gabbard wydała oświadczenie. "Tej wojny i cierpienia można było łatwo uniknąć, gdyby administracja Bidena/NATO po prostu uznała uzasadnione obawy Rosji dotyczące bezpieczeństwa w związku z przystąpieniem Ukrainy do NATO, co oznaczałoby obecność sił USA/NATO tuż przy granicy z Rosją" – stwierdziła.
A kilka dni później dodała oświadczenie w formie nagrania wideo: "Drodzy prezydenci Putin, Zełenski i Biden. Nadszedł czas, aby odłożyć na bok geopolitykę i przyjąć ducha aloha, szacunku i miłości do narodu ukraińskiego, dochodząc do porozumienia, iż Ukraina będzie krajem neutralnym, tj. żadnym sojuszem wojskowym z NATO czy Rosją".
Gabbard to była kongresmenka Demokratów. Służyła też w Iraku. Kiedy Trump ogłosił jej nominację, Garri Kasparow, krytyk rosyjskiego dyktatora napisał: "Z pozdrowieniami z Rosji" oraz "Gabbard służy tylko Moskwie i Damaszkowi". "Nikt się nie spodziewał, iż zostanie wybrana na to stanowisko" – napisał z kolei Reuters, podkreślając jej znikome doświadczenie w pracy wywiadowczej.
Pete Hegsetha z kolei, wskazany przez Trumpa na nowego szefa Pentagonu, jest przy okazji krytykiem NATO. Swego miał wątpliwości, by Władimir Putin miał ambicje i możliwości wykraczające poza Ukrainę. 44-letni major sił lądowych Gwardii Narodowej twierdził w swojej książce, iż nie został dopuszczony do służby w Waszyngtonie po szturmie sympatyków Trumpa na Kapitol, bo został uznany za potencjalnego "ekstremistę" ze względu na swoje tatuaże.
Hegseth to weteran wojen w Afganistanie i Iraku, a także prezenter telewizji Fox News. Teraz ma być sekretarzem obrony USA, czyli drugą, po prezydencie, najważniejszą osobą odpowiedzialną za dowodzenie amerykańską armią. Jego zdaniem USA powinny powstrzymać się od zaangażowania w wojnę za naszą wschodnią granicą.
"Pete spędził całe swoje życie, walcząc dla wojska i dla kraju. Pete jest twardy, inteligentny i szczerze wierzy w America First. Z Pete'em u steru wrogowie Ameryki będą musieli się strzec – nasza armia znowu będzie wielka, zaś Ameryka nigdy się nie ugnie" – napisał Donald Trump w oświadczeniu.
W czerwcu wydał książkę "The War on Warriors: Behind the Betrayal of the Men Who Keep Us Free" ("Wojna przeciwko wojownikom: za kulisami zdrady ludzi, którzy strzegą naszej wolności"), gdzie krytykuje problemy amerykańskiej armii, w tym politykę inkluzywności, "ideologię woke" i biurokrację w Pentagonie.
Jak pisaliśmy w naTemat, o kandydacie na szefa Pentagonu zrobiło się głośno również kilka dni temu. Chodzi o skandal obyczajowy z jego udziałem. Jak podaje CNN, zawarł ugodę i zapłacił kobiecie, która oskarżyła go o napaść seksualną.
Jego adwokat powiedział dziennikarzom, iż Hegseth zaprzecza napaści na kobietę i określił incydent z października 2017 roku w Monterey w Kalifornii jako "dobrowolny kontakt seksualny". On sam "czuje się ofiarą szantażu" i twierdzi, iż zawarł ugodę, ponieważ wszystko działo się w czasie akcji "Me Too" i obawiał się, iż zostanie zwolniony z pracy w telewizji.
Kilka lat temu Hegseth zasłynął też wypowiedzią na temat tego, iż od 10 lat nie mył rąk. – Nie widzę zarazków, więc nie istnieją. Nie są prawdziwe – mówił, niczym filozof na uczelni, w 2019 roku, czyli przed pandemią COVID-19.
Jak informował "The Guardian", później stwierdził, iż żartował i parafrazował prezydenta, obwiniając media za bycie tak "samouwielbiającymi się i wściekłymi". "Powiedział również, iż popiera picie wody z węży ogrodowych i jazdę na rowerze bez kasku" – opisywał brytyjski dziennik.
Przyznała publicznie, iż zastrzeliła psa
Sekretarzem bezpieczeństwa krajowego ma zostać Kristi Noem. Za gubernatorką stanu Dakota Południowa również ciągnie się afera. 52-latka miała choćby szansę zostać kandydatką na wiceprezydenta USA. Tyle iż przyznała się publicznie, iż zastrzeliła swojego psa.
To, co zrobiła, opisała też w swojej książce. Zastrzeliła czteromiesięczną suczkę Cricket, ponieważ "zrujnowała polowanie" na bażanty. Podkreśliła, iż jeżeli trzeba, zdolna jest zrobić wszystko, co "trudne, brudne i brzydkie". "Pilnujcie psów", "Zamknijcie swoje szczeniaki" – tak na tę nominację zareagowały amerykańskie media.
Noem była faworytką na wiceprezydentkę u boku Trumpa, ale miliarder ją odsunął. "Jednak nie dlatego, iż Trump jest wielkim miłośnikiem zwierząt, bo zdecydowanie nie jest, ale dlatego, iż większość Amerykanów uważa swoje psy za członków rodziny" – tak to skomentował "Vanity Fair".
Trump ma jednak swoją wizję na ochronę granic i uważa, iż zrealizują ją Matt Gaetz i Kristi Noem. Ta druga trzy razy wysłała Gwardię Narodową z Dakoty Południowej do Teksasu, by chronić granicę z Meksykiem, przez to nazywa się ją "jastrzębiem".
Według amerykańskich mediów kluczową rolę odegra jednak ktoś inny. Thomas Homan będzie pełnił w nowej administracji Donalda Trumpa funkcję "cara granicy" – tak nazwał go sam prezydent-elekt. W przeszłości Homan pokazał się jako zwolennik polityki "zerowej tolerancji" i rozdzielania dzieci od rodziców na granicy.
W lipcu 62-letni dziś były były funkcjonariusz policji i urzędnik imigracyjny zapowiedział natomiast "przeprowadzenie największej operacji deportacji w historii tego kraju". W poprzedniej administracji Trumpa był p.o. szefa wydziału imigracji. Teraz w oświadczeniu napisał, iż Homan ma sprawować m.in. kontrolę nad południową i północną granicą oraz "bezpieczeństwem żeglugi i lotnictwa".
Niedawno portal stacji CNN poinformował, iż współpracownicy Trumpa po cichu przygotowują się do akcji deportowania migrantów, którzy przebywają w USA bez zezwolenia.
W wywiadzie dla stacji CBS Homan zapewnił natomiast, iż plany zakładają "aresztowania ukierunkowane". – Na podstawie prowadzonych dochodzeń będziemy wiedzieć, kogo aresztujemy i gdzie najprawdopodobniej (te osoby – red.) znajdziemy – mówił.
Głośno było też o jego wypowiedzi w innym wywiadzie, kiedy był szefem ICE (służby odpowiedzialna za imigrację i cła) za poprzedniej prezydentury Trumpa. Na pytanie dziennikarki, czy można uniknąć rozdzielania rodzin przy okazji masowych deportacji, odpowiedział: – Tak, da się. Rodziny można deportować razem.
Jak teraz podaje CNN, agencja bezpieczeństwa wewnętrznego, odpowiadająca również za deportacje, szykuje na się "wstrząs sejsmiczny" w polityce imigracyjnej.
Kolejna nominacja, o której jest głośno, to Robert F. Kennedy Junior. Bratanek byłego prezydenta Johna F. Kennedy'ego ma zostać nowym ministrem zdrowia. Pierwotnie sam ogłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich 2024, ale wycofał się i poparł Trumpa.
"Dziękuję za Twoje przywództwo i odwagę. Jestem oddany promowaniu Twojej wizji, aby uczynić Amerykę Zdrową Ponownie ("Make America Healthy Again" – red.)" – takimi słowami Robert F. Kennedy Junior zwrócił się do Donalda Trumpa na X.
Członek słynnego rodu jest także zagorzałym antyszczepionkowcem. "Brak zaufania wobec przemysłu, który jest finansowo zależny od tego, byście byli chorzy, nie czyni cię wyznawcą teorii spiskowych, ale oznacza zdolność do krytycznego myślenia" – grafikę z taką treścią dodał ostatnio na swoim profilu.
Światowe media przypominają, iż Robert F. Kennedy Junior jest autorem wielu kłamliwych twierdzeń na temat skuteczności szczepionek. On sam odrzuca oskarżenia, iż jest wyznawcą teorii spiskowych. Twierdzi, iż "nieufności wobec władz nauczył się od przodków". Polityk utrzymuje, iż politykykom nie należy ufać.
W maju "New York Times" napisał o jego dawnych problemach zdrowotnych. "RFK Jr. twierdzi, iż lekarze znaleźli martwego robaka w jego mózgu" – brzmi tytuł artykułu.
"Większość lekarzy, z którymi się konsultował – jak twierdzi jeden z czołowych neurologów w Stanach Zjednoczonych – podejrzewała nowotwór. Zadzwonił jednak do niego lekarz z jednego ze szpitali w Nowym Jorku, który uważał, iż w głowie Kennedy'ego tkwi pasożyt" – czytamy.
Według przyszłego ministra zdrowia USA lekarz był przekonany, iż to, co było widoczne na skanach jego głowy, było "spowodowane przez robaka, który dostał się do jego mózgu, zjadł jego część, a następnie zdechł". – Bez wątpienia mam problemy poznawcze – mówił w 2012 roku i dodał, iż doznał utraty pamięci krótkotrwałej i długotrwałej.
I wreszcie król dawnego Twittera. Jak pisaliśmy w naTemat.pl, Elon Musk – dyrektor generalny Tesli, SpaceX, xAI, Neuralink i właściciel X – ma pokierować nowym paraurzędem wraz z przedsiębiorcą biotechnologicznym i byłym kandydatem na prezydenta, Vivekiem Ramaswamym.
Jego nazwa to Departament Efektywności Rządowej. Akronim angielskiej nazwy tego tworu to DOGE, tak samo nazywa się ulubiona kryptowaluta Muska. Zadaniem multimiliardera będzie cięcie wydatków administracji rządowej.
Musk i Ramaswamy mają torować drogę administracji Trumpa do "zlikwidowania biurokracji rządowej, cięcia zbędnych regulacji, cięcia niepotrzebnych wydatków i restrukturyzacji agencji federalnych". Z dość enigmatycznych zapowiedzi wynika, iż DOGE będzie "udzielać porad i wskazówek spoza rządu".
To sugeruje, iż nie będzie to oficjalna agencja rządowa wymagającą zatwierdzeń ustawodawczych i finansowania. Zamiast tego DOGE będzie współpracować z Białym Domem i Biurem Zarządzania i Budżetu. Tak przynajmniej wynika z komunikatów prasowych.
W kampanii wyborczej Musk mocno wspierał Trumpa – wpłcił 75 mln dolarów na promocję Republikanina i w podskokach wspierał go na wiecu w Butler w Pensylwanii. W jego serwisie X dezinformacja szerzyła się w zawrotnym tempie, a i sam miliarder nie krępował się przed podawaniem fałszywych informacji.
Po wyborach Vivian Wilson, transseksualna córka Elona Muska, zapowiedziała, iż chce wyjechać ze Stanów Zjednoczonych. Stwierdziła, iż po zwycięstwie Donalda Trumpa nie widzi tam dla siebie przyszłości. Wilson od lat jest w konflikcie z ojcem. Musk zarzuca jej z kolei, iż jest "komunistką", która nie chce z nim spędzać czasu.
Publicznie obwiniał też "neomarksistów" na uniwersytetach i w elitarnych szkołach prywatnych za zerwane relacje z córką. W rozmowie z biografem Walterem Isaacsonem grzmiał, iż prywatna szkoła Crossroads School for Arts & Sciences w Santa Monica zaraziła Wilson "wirusem przebudzonego umysłu".
"O Elonie Musku mówi się ostatnio częściej w kontekście jego działań na arenie politycznej niż nowych technologii. Jego zaangażowanie w kampanię prezydencką Donalda Trumpa, w połączeniu z ostatnimi doniesieniami o kontaktach z Władimirem Putinem, przyćmiły dokonania Tesli czy SpaceX" – opisywał niedawno nasz bratni portal INNPoland.pl w artykule "Neurotyk naznaczony traumami, champion Trumpa. Jak Elon Musk doszedł do tego miejsca?".
Zdaniem komentatorów Trump dobiera sobie kontrwoersyjne postaci, aby – z jednej strony – zirytować Demokratów, ale też przetestować polityków z Partii Republikańskiej. Czyli sprawdzić, kto jest z nim, a kto nie jest. To także swoisty "test lojalności" i sprwdzanie sojuszników w Kongresie USA. Zdaniem niektórych, dla Gabbard, Gaetza, Muska i pozostałych to także nagroda za ich lojalność.
A czy są jakieś niekontrowersyjne wybory Trumpa?
Są – dwie osoby, które niekoniecznie pasują do trumpowskiej układanki. I z tego powodu przez niektórych są postrzegane również jako zaskakujące nominacje.
Pierwszy to Marco Rubio, który ma zostać pierwszym latynoskim sekretarzem stanu. "Marco jest wysoce szanowanym liderem i bardzo silnym głosem wolności. Będzie silnym orędownikiem naszego narodu, prawdziwym przyjacielem naszych sojuszników i nieustraszonym wojownikiem, który nigdy nie ustąpi naszym przeciwnikom" – tak opisał go Trump.
Rubio to doświadczony senator, który nie bał się nazwać Putina "mordercą" i otwarcie mówił o wsparciu Ukrainy, ale wiosną głosował przeciwko kolejnemu wsparciu dla Kijowa. Jest zwolennikiem NATO, ale sprzeciwia się zbyt łagodnej jego zdaniem polityce wobec autorytarnych państw Ameryki Łacińskieji. Kiedyś krytykował też Trumpa, ale dziś jest jego zwolennikiem.
Prezydentowi-elektowi nie przeszkadza choćby to, iż Rubio był jednym z autorów ustawy, której celem ma być uniemożliwienie prezydentowi USA jednostronnego wycofania się z NATO bez zgody Senatu.
Wybór Karoline Leavitt na najmłodszą w historii USA rzeczniczkę Białego Domu również był zaskoczeniem. 27-latka, która była rzeczniczką kampanii Republikanina, to jedna z najmniej kontrowersyjnych osób z najbliższego otoczenia prezydenta-elekta.
W przeszłości Leavitt startowała w wyborach do Kongresu USA, była też zatrudniona w biurze prasowym Białego Domu podczas pierwszej kadencji Trumpa. Media w USA podkreślają, iż Leavitt w kampanii Trumpa dała się poznać jako zwolenniczka radykalnej obniżki podatków i przeciwniczka nielegalnej migracji.
Jak podaje BBC, "przedstawiła się jako zdecydowana zwolenniczka egzekwowania prawa i silnych granic, w tym 'ZEROWEJ tolerancji dla nielegalnej imigracji' i powiedziała, iż będzie działać na rzecz dokończenia budowy muru granicznego".