O stopniu skorumpowania obecnej medycyny pisałem wielokrotnie, domagając się jawności od lekarzy, decydentów i organizacji medycznych. Pomimo niechęci mediów do poruszania tematu, tu i tam przebijają się okruchy rzeczywistości. Dosyć jest ona przygnębiająca. W Polsce kwoty rzędu kilkuset mln zł rocznie wypłacane przez koncerny farmaceutyczne, niepostrzeżenie trafiają w ręce lekarzy i towarzystw medycznych kupując ich przychylność.
Dla lekarzy, a zwłaszcza luminarzy medycyny sprawa już znormalniała, nie widzą nic zdrożnego w tym, iż koncern sfinansuje im konferencję na końcu świata. Sami podobno wierzą i nam każą wierzyć, iż oni te pieniądze uczciwie zarobili, gdy inkasują dziesiątki tysięcy za krótki wykład lub konsultację, jakby koncern nie dysponował fachowcami o niebo lepszymi od nich i naprawdę potrzebował tych śmiesznych wykładów i konsultacji. Czasem przyjmują wysokie honorarium „autorskie”, za tekst napisany przez ghostwriterów koncernu. Oczywiście nie wszyscy lekarze mają tak dobrze. Suto opłacani są wyłącznie kluczowi liderzy opinii (key opinion leaders), którzy mają znaczący wpływ na decyzje podejmowane w systemie opieki zdrowotnej.
Tych, którzy mi nie wierzą, bo przecież nie jestem medykiem, więc nie mam prawa wiedzieć, namawiam do przeczytania książki pod tytułem Zabójcze lekarstwa i zorganizowana przestępczość, czyli jak koncerny farmaceutyczne niszczą opiekę zdrowotną, którą napisał Peter Goetzsche. Wydana w Polsce w 2015 roku książka jest w ciągłej sprzedaży w wielu księgarniach internetowych. Autor jest lekarzem, naukowcem i założycielem Cochrane Collaboration oraz profesorem Uniwersytetu w Kopenhadze. Jest autorem ponad 70 prac naukowych opublikowanych w pięciu czołowych czasopismach medycznych (The Lancet, The BMJ, JAMA, Annals of Internal Medicine i New England Journal of Medicine). O działalności Cochrane Collaboration i publikowanych przez tę organizację systematycznych przeglądach badań klinicznych pisałem kilkakrotnie, zwłaszcza w kontekście covid-1984 i masek.
W obficie udokumentowanej książce Peter Goetzsche przedstawia rozliczne sposoby, na jakie koncerny farmaceutyczne korumpują polityków, państwowe organy regulacyjne, czasopisma medyczne, towarzystwa medyczne oraz samych medyków, skupiając się na postaciach kluczowych, czyli mających największy bezpośredni lub pośredni wpływ na dopuszczenie kolejnych leków, lub szczepionek do stosowania, ich zakupy, lub promocję. Powinna to być lektura obowiązkowa każdego kolejnego Ministra Zdrowia, aby nie mógł zasłaniać się niewiedzą.
Potęga dysponujących wielomiliardowymi funduszami koncernów jest tak wielka, iż są one w stanie podporządkować sobie praktycznie wszystko, łącznie z mediami, zatem rzadko kiedy udaje się nam usłyszeć o problemie, choćby gdy przyłapane koncerny zmuszone są do płacenia kilkusetmilionowych kar.
Pamiętam sprzed dwu lub trzech lat audycję w TOK FM, gdy dzwoniący słuchacz ośmielił się napomknąć o przestępczej działalności firmy Pfizer. Natychmiast prowadzący dziennikarz i towarzyszący mu utytułowany lekarz przerwali wypowiedź, dając wyraz swojemu oburzeniu na tak niewłaściwe zachowanie. Przez dłuższą chwilę na antenie besztali nieodpowiedzialnego słuchacza. Jak tak można!?! Od zdrowia i bezpieczeństwa pacjentów dla obu panów ważniejszy był wizerunek koncernu i mniejsza o to, iż dzwoniący przytaczał fakty, mówiąc o karze 2,3 miliarda dolarów za oszukańczy marketing i korupcję, nałożonej na Pfizera w 2009 roku. Wówczas jednej z największych w historii.
Na ogół postępowania przeciwko koncernom kończą się ugodą polegającą na zapłaceniu przez koncern odszkodowania. Mimo iż chodzi o sprawy dotyczące milionów ludzi i o wielkie pieniądze, nie usłyszymy o nich zbyt wiele w mediach. Nieaktualizowaną od 10 lat, czyli niestety niekompletną listę największych takich ugód można zobaczyć tutaj: List of largest pharmaceutical settlements . Brak aktualizacji tej listy jest znamienny, najwyraźniej temat jest w tej chwili niewygodny i nie powinniśmy pytać ani wiedzieć zbyt wiele.
W wielu przypadkach działania koncernów łamią prawo, więc są działalnością przestępczą, gdzie za popełnione przestępstwa odpowiadają konkretni decydenci. Skutkiem przestępczych działań jest śmierć i utrata zdrowia przez wielu ludzi, więc wydawałoby się naturalne, iż osoby za nie odpowiedzialne powinny trafiać do więzienia. Dla nas jest to oczywiste, iż gdy wysoce szkodliwe działania leku są znane, a dyrektor koncernu świadomie je ukrywa w celu ratowania zysków, to właśnie on jest odpowiedzialny osobiście i on powinien ponosić osobiste konsekwencje niezależnie od kar dla firmy. Podobnie prezes banku lub towarzystwa ubezpieczeniowego, który swoimi celowymi i sprzecznymi z prawem działaniami doprowadził do jego upadku i bankructwa milionów ludzi, albo szefostwo korporacji zatruwającej zasoby wody pitnej dla miasta.
Tak było dawniej, jednakże już nie jest, gdyż wielce ukochany u nas w Polsce prezydent Ronald Reagan zmienił prawo w USA. Od czasów jego zmiany kadra kierownicza koncernów pozostaje bezkarna. Tenże prezydent zmienił także silnie progresywny podatek dochodowy, który sprawiał, iż dążenie do nadmiernych dochodów osobistych nie było opłacalne. Dzięki Reaganowi również ta przeszkoda dla chciwości decydentów w koncernach została usunięta. Obie zmiany były kluczowymi elementami jego polityki gospodarczej, tak wychwalanej w Polsce Reaganomiki. Brak osobistej odpowiedzialności i ograniczeń osiąganych korzyści stwarza idealne warunki do bezmiernego bogacenia się kadry kierowniczej koncernów i korporacji za wszelką cenę, ale naszym kosztem.
Sposobem na przynajmniej częściowe ograniczenie korupcyjnego wpływu koncernów farmaceutycznych może być wymóg jawności. Do pewnego stopnia funkcjonuje on w czasopismach medycznych, gdzie od autorów prac wymagana jest deklaracja potencjalnych źródeł konfliktu interesów, na przykład ujawnienie faktu sponsoringu lub zatrudnienia mogącego mieć wpływ na wyniki, lub ich interpretację. System jest niedoskonały, ale przynajmniej jest. Uważam, iż obowiązek przedstawiania konfliktów interesów powinien zostać rozszerzony na osoby zajmujące stanowiska rządowe oraz w agencjach państwowych. Także na dyrektorów szpitali oraz ordynatorów. Więcej o sprawie pisałem w kilku tekstach, na przykład tutaj:
Powinniśmy wiedzieć, czy szczepieniarski zapał nowego Głównego Inspektora Sanitarnego dra n. med. Pawła Grzesiowskiego jest czysto ideowy, czy może jednak ma on w tym interes finansowy. Ostatnio red. Łukasz Warzecha wskazał na udowodnione przyjęcie przez Grzesiowskiego sumy 34 tysięcy złotych od firmy Pfizer i w związku z tym postawił wniosek o dymisję szefa GIS. Ciekawe, czy wątek w ogóle pojawi się w innych mediach i jak odniesie się do tego pomysłu ministrzyca zdrowia magister filologii Izabela Leszczyna. prawdopodobnie „nie zauważy” i uzna, iż nic się nie stało. Tymczasem można nie być sympatykiem redaktora Warzechy ani jego linii politycznej, ale należy uznać, iż czasem mówi coś wartego wysłuchania.
Przyjęcie przez Grzesiowskiego pieniędzy od Pfizera oraz fakt zatajenia przez niego tego faktu w momencie przyjmowania nominacji są w mojej opinii niewątpliwym i wystarczającym powodem do jego zdymisjonowania. Trudno jest bowiem oczekiwać od niego bezstronności i rzetelności w wykonywaniu obowiązków. Wątpliwości budzi jedynie możliwość powołania na zwolnione stanowisko kogoś kompetentnego, kto równocześnie tak samo nie byłby umoczony w branie pieniędzy od koncernów.
https://wnet.fm/2024/08/26/lukasz-warzecha-dr-pawel-grzesiowski-powinien-zostac-zdymisjonowany/
Te moje wątpliwości potwierdza opublikowany niedawno przez portal businessinsider artykuł oparty na tzw. raportach przejrzystości, do których zmuszają koncerny przepisy (to w takim raporcie Pfizera ujawniono przypadek Grzesiowskiego). Wyjaśnia to wstęp do artykułu, który przytaczam.
Ponad pół miliarda złotych transferów na rzecz polskich lekarzy i instytucji związanych z leczeniem w Polsce dokonały wielkie koncerny farmaceutyczne w ubiegłym roku. Wszystkie, które były do tego zobowiązane, już utworzyły tzw. raporty przejrzystości, umieszczając w nich nazwiska lekarzy, którzy sobie tego nie zastrzegli.
532 mln zł transferów na “działalność badawczo-rozwojową” wyasygnowały w 2023r. firmy farmaceutyczne z zagranicy i Polski z przeznaczeniem dla polskich lekarzy, firm konsultingowych, zrzeszeń lekarskich i pielęgniarskich oraz fundacji — wynika z naszego podsumowania danych ujawnionych przez 20 firm z sektora. Z tego około jednej trzeciej trafiło do lekarzy, a to za usługi, a to na opłacenie zwykle zagranicznych i nietanich szkoleń i sympozjów.
Warto zwrócić uwagę na fragmenty, które podkreśliłem. Wynika z nich, iż bezpośrednio do lekarzy trafiło około 177 mln zł i iż tylko część tych transferów ujawniono, gdyż opłacani mogli sobie zastrzec nieujawnianie nazwisk. O tym się nie dowiemy, ale może tak być, iż w przypadku Pfizera był to wypadek Grzesiowskiego przy pracy. Grzesiowski się po prostu zagapił albo zapomniał, bo suma była drobna i nie zastrzegł. Tymczasem anonimowo dużo większe pieniądze brał od innych producentów szczepionek. Tym bardziej iż produkująca szczepionki AstraZeneca wydała w Polsce na sponsoring 2,5 raza więcej niż Pfizer, czyli ponad 100 mln zł, co może wystarczy na kilku doktorów nauk medycznych.
Producenci szczepionek HPV obecnych w Polsce, czyli GSK i Merck zapłacili niewiele, odpowiednio 66 i 16 mln zł, ale widocznie te pieniądze zostały dobrze ulokowane, gdyż od pewnego czasu można zauważyć wzmożony nacisk propagandowy na szczepienia HPV. Ministrzyca Leszczyna aż podskakuje z wielkiej niecierpliwości. Wielokrotnie pisałem o wątpliwej skuteczności i niewątpliwych niebezpieczeństwach tych szczepień. Krótko mówiąc, nie ma żadnych dowodów wskazujących, iż te szczepienia zmniejszają ryzyko raka szyjki macicy, natomiast jest dowodów mnóstwo na niezwykle ciężkie choroby wywołane tymi szczepieniami. Zatem zagrożenie szczepionką wielokrotnie przekracza zagrożenie chorobą, przed którą ma ona chronić. Szczegółowo opisałem to w tym tekście i kilku kolejnych.
HPV i rzetelność dziennikarska
Tygodnik Polityka nr.8 (3402) 15.02-21.02.2023
Znalezienie na miejsce Grzesiowskiego kogoś bez konfliktów interesów będzie trudne, gdyż większość utytułowanych medyków może mieć ten sam problem, choćby gdy nie uważają za stosowne zgłoszenie go. Z dziwnych powodów na ujawnienie nazwisk w raportach przejrzystości zgodzili się lekarze pracujący w klinikach lub gabinetach prywatnych, czyli poza publiczną służbą zdrowia. Większość przyjmujących „honoraria” będąca na stanowiskach na uczelniach, w szpitalach, czy urzędach na ujawnienie nazwisk się nie zgodziła. Ciekawe, czy obecna formacja polityczna epatująca publiczność swoją rzekomą uczciwością, przejrzystością i otwartością zdobędzie się na działania w tej sprawie. Po pierwsze Paweł Grzesiowski powinien zostać zdymisjonowany, a po drugie od jego następcy powinno się żądać ujawnienia ewentualnych konfliktów interesów.
Jasno widać, iż osoby powoływane na stanowiska kierownicze w służbie zdrowia powinny być bezwzględnie zobowiązane przez prawo do sporządzania i upubliczniania swoich „raportów przejrzystości”. Ponadto należy wykluczyć możliwość zatajania w raportach koncernów nazwisk osób przyjmujących korzyści majątkowe. Od czasów tak zwanej transformacji w Polsce króluje złoty cielec tajemnicy dochodów osobistych. Nie wynika z niego nic poza większą władzą pracodawcy nad pracownikami oraz rozkwitem różnego rodzaju korupcji. Wymogi RODO nie mają tu nic do rzeczy. Kraje takie jak Szwecja, gdzie również obowiązuje RODO, ale dochody wszystkich są jawne, mają się całkiem dobrze (obecne kłopoty Szwecji są innego rodzaju, spowodowane zostały szaloną i nieodpowiedzialną polityką imigracyjną).
Kwota 177 mln zł, która trafiła do lekarzy, rozbudza wyobraźnię, ale nie powinniśmy zapominać o pozostałych 355 mln zł, które trafiły do różnego rodzaju organizacji i towarzystw lekarskich, również odpowiedzialnych za działania mające wpływ na nasze zdrowie i często mu szkodzące. Niestety artykuł na portalu businessinsider jest krótki i skupia się na lekarzach, pomijając organizacje. Gdy dotrę do oryginalnych raportów przejrzystości koncernów, wtedy sprawdzę, które towarzystwa otrzymały pieniądze i jakie to były kwoty. Obawiam się jednak, iż organizacje mogły tak wszystko zaciemnić, iż nie dowiemy się jakie sumy przyjęło na przykład Polskie Towarzystwo Kardiologiczne za wciskanie wszystkim statyn, Polskie Towarzystwo Dermatologiczne za straszenie nas słońcem lub Polskie Towarzystwo Diabetologiczne za straszenie mięsem i tłuszczami zwierzęcymi oraz propagowanie sprzyjającej rozwojowi otyłości i cukrzycy tak zwanej Piramidy Zdrowego Żywienia.
Każde z tych towarzystw wymaga osobnego śledztwa, które może być mocno utrudnione, gdyż wymaga analizy raportów kilkunastu koncernów. Same towarzystwa przejrzystość mają za nic. Za przykład weźmy Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych (PTEiLChZ). Na początku lipca 2024 napisałem o nim:
Racja jest tam, gdzie są duże pieniądze, więc powtórzę raz jeszcze, pilnie potrzebne jest prawo zmuszające medyków do ujawniania konfliktów interesów, do pełnej jawności skąd, za co i ile biorą pieniędzy. Gdyby takie konflikty musieli ujawniać dyrektorzy szpitali, ordynatorzy i inni władcy medycyny, którzy upierali się, aby leczyć remdesivirem pacjentów z covid-1984, wielu tych pacjentów jeszcze by żyło. Już w pod koniec 2020 roku było wiadomo, iż jest on mało skuteczny i ma daleko idące, wręcz zabójcze skutki uboczne. Jednakże wtedy prof. Andrzej Horban krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych nie miał żadnych wątpliwości i stanowczo stwierdził: Na pewno w Polsce będziemy trzymali się dalej wytycznych opublikowanych ostatnio przez Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Czyli zadeklarował, iż będą stosowali remdesivir do ostatniego pacjenta.
Wchodzimy na stronę rzeczonego PTEiLChZ z nadzieją, iż może czegoś się dowiemy na temat jego finansowania. Tymczasem już na wstępie wita nas duży kolorowy napis:
Polskie Towarzystwo Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych nie jest organem władzy publicznej lub podmiotem wykonującym zadania publiczne, które zgodnie z Art. 4 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej są zobowiązane do udzielania informacji publicznej.
Czyli figa. Nie ujawnią, bo nie muszą, a z jakiegoś powodu bardzo nie chcą. Nie są organem władzy podobno, chociaż często, jak to było w przypadkach pacjentów z covid-1984, mają całkowitą władzę naszym życiem i śmiercią. Za to na stronie Towarzystwa możemy znaleźć, a choćby pobrać jego zalecenia wydane na różne okazje. Także te, o których wspomniał prof. Andrzej Horban. Każdy dokument ma bardzo długą listę autorów, co znakomicie służy rozmyciu odpowiedzialności. Zalecenia nie są artykułami w czasopiśmie medycznym, więc nie muszą spełniać choćby minimalnych standardów przejrzystości. Zatem brak jest w nich wyszczególnienia udziału autorów, czyli, który z autorów jest odpowiedzialny za jaką część pracy. prawdopodobnie odpowiedzą, iż jest to twór zbiorowy, czyli niczyj. Brak jest także deklaracji o konfliktach interesów zarówno autorów, jak i towarzystwa firmującego zalecenia. To są ich poufne sprawy. Mamy nie wtykać nosa i potulnie podporządkowywać się ich pomysłom na leczenie.
Czy w dalszym ciągu wierzycie w Naukę, jak nam kazano?
Jak napisał żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku filozof i satyryk Bernard de Mandeville w swojej Bajce o pszczołach (Ul malkontent albo łajdaki umoralnione):
[…]
Na pensjach skromnych żyjąc hucznie,
Cnotą chełpili się buńczucznie.
Bo to, co było naciąganiem,
Zwali zwyczajnym wyrównaniem.
Gdy trik się wydał, operacje
Przechrzcili na „renumerację”
W drażliwej bowiem kwestii zysków
Wstręt mieli do słów krótkich, ścisłych.
Świeciła wszystkim ta zasada:
Brać – nie już, żeby wprost okradać.
Brać tyle, iż się z sum tłumaczyć
Traci ochotę i wśród graczy,
Nawet uczciwych, kto wygrywa,
Sumy partnerom nie odkrywa.
[…]
Przekład Witold Chwalewik, Biblioteka Klasyków Filozofii PWN 1957
Dziękuję za przeczytanie Substacka Jacka! Zapisz się bezpłatnie, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.